Córka z wnukiem wprowadzili się do mnie tymczasowo, ale podsłuchałam, jak rozmawiają, do którego domu starców lepiej mnie oddać.
Przeprowadzka Kasi z Misiem przypominała żywioł, który spadł na moje ciche, uporządkowane życie. Stanęli w progu z walizkami, pudłami i wymusznym uśmiechem córki.
Mamusiu, to tylko na chwilę szczebiotała Kasia, podczas gdy Miś, mój piętnastoletni wnuk, z hukiem wciągał do przedpokoju kolumnę wielkości szafki nocnej. U nas remont, sama wiesz, robotnicy no, rozumiesz. Miesiąc, może dwa.
Zrozumiałam. Milcząc, odsunęłam się na bok, ustępując miejsca. Moje dwupokojowe mieszkanie, które kiedyś wydawało się przestronne, kurczyło się w oczach.
Najpierw padł salon. Przemienił się w filię pokoju nastolatka: ubrania na oparciach krzeseł, kable oplatające nogi stołu, wieczne buczenie komputera.
Moje fiołki, które latami rosły na parapecie, zostały wysiedlone do kuchni, bo mamo, tu jest za mało światła, a Misiowi potrzebne miejsce na monitor.
Potem przyszła kolej na kuchnię. Kasia z zapałem zaczęła wprowadzać swoje porządki.
Po co ci tyle słoiczków? pytała, wyciągając z szafki moje zapasy ziół i przypraw. To ma sto lat, wszystko do wyrzucenia! Kupię nowe, w ładnych, jednakowych pojemnikach.
Nie pytała, stawiała przed faktem. Mój ulubiony miedziany czajniczek, prezent od nieżyjącego męża, został schowany na antresoli jako ten, który nie pasuje do wnętrza. Zastąpił go błyszczący french press.
Starałam się nie przeszkadzać. Wychodziłam na długie spacery, by nie słyszeć muzyki wnuka i gorączkowego szurania córki.
Wracając, za każdym razem odkrywałam coś nowego. Przestawione meble. Inny obrus na stole. Znikający z komody album ze starymi zdjęciami.
Mamo, schowałam go do szafy, bo zbiera kurz objaśniała beztrosko Kasia, widząc moje spojrzenie.
Czułam się gościem. Grzecznym, cichym gościem, któremu pozwolono mieszkać we własnym domu.
Przestałam rozpoznawać swoje mieszkanie. Wypełniło się obcymi dźwiękami, zapachami, obcym życiem, które wypierało moje.
Pewnego wieczora wróciłam ze spaceru wcześniej niż zwykle. W przedpokoju paliło się światło, z kuchni dochodziły stłumione głosy.
Chciałam wejść, przywitać się, ale coś mnie powstrzymało. Kasia chyba rozmawiała przez telefon.
Zamarłam w ciemnym korytarzu, nasłuchując.
tak, Jacku, rozumiem. Ale trzeba wybrać najlepszy. Żeby opieka była dobra i miejsce przyzwoite
Jej głos był cichy, niemal konspiracyjny. Przytuliłam się do ściany, serce zabiło mocniej.
Nie, ten jest za daleko. A ten, który przesyłałeś opinie są niepewne. Trzeba to przemyśleć. To nie na miesiąc.
Cisza. Pewnie słuchała odpowiedzi męża.
Oczywiście, dla niej będzie lepiej. Świeże powietrze, towarzystwo Tu całkiem marnieje sama.
Zamknęłam oczy. Nagle zabrakło mi powietrza.
Dobrze, jeszcze przejrzę opcje zakończyła Kasia. Pogadamy jutro. Całuję.
W kuchni coś zadźwięczało. Na palcach przemknęłam się do swojego pokoju i cicho zamknęłam drzwi.
Usiadłam na łóżku, wpatrzona w jeden punkt. Nie było łez, ani ochoty na awanturę. W środku wszystko stężało, jak kamień.
Więc ten remont to tylko pretekst. Więc te wszystkie mamusiu, to dla twojego dobra to przygotowanie. Oni już zdecydowali. Za mnie. Pozostało tylko wybrać miejsce.
Siedziałam nieruchomo, gdy za ścianą wrzało życie. Wnuk śmiał się, oglądając film. Córka nuciła pod nosem, myjąc naczynia w swoim french pressie.
Oni żyli. A mnie już skreślili.
Następnego ranka obudziłam się inną osobą. Lodowaty spokój, który we mnie zagościł, nie zniknął. Wstałam, ubrałam się i wyszłam do kuchni.
Kasia już krzątała się, zaparzając coś w swoim french pressie.
Dzień dobry, mamusiu! uśmiechnęła się promiennie. Znowu owsiankę?
Nie odpowiedziałam spokojnie. Zrób mi kanapkę z serem. I oddaj mój czajniczek, proszę. Chcę prawdziwej herbaty.
Kasia mrugnęła zdziwiona. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
Mamo, po co ci ten stary czajnik? Zobacz, jaki wygodny french press
Oddaj. Czajnik. Na. Miejsce. Wypowiedziałam to powoli, patrząc jej prosto w oczy. Coś w moim spojrzeniu sprawiło, iż drgnęła. W milczeniu wdrapała się na stołek, wyciągnęła z antresoli moją miedzianą piękność i postawiła na stole.
Od tego dnia zaczęła się moja cicha wojna. Nie wychodziłam już z domu na całe dni. Siedziałam w fotelu w salonie i obserwowałam.
Patrzyłam, jak Miś rzuca brudne skarpetki pod kanapę, jak Kasia szepcze przez telefon, ściszając głos, gdy wchodzę.
Wzięli moją nową milczącą stanowczość za star












