Córka z trójką dzieci codziennie przychodzi na obiad – mam dość bycia ich kuchnią

newsempire24.com 1 dzień temu

W małym miasteczku pod Krakowem, gdzie stare podwórka toną w kwiatach, moje życie w wieku 60 lat zamieniło się w niekończący się cykl gotowania i sprzątania. Nazywam się Bożena Kowalska, jestem wdową i mieszkam sama w małym mieszkaniu. Moja córka Kinga z trójką dzieci przychodzi do mnie codziennie na obiad. Na początku cieszyłam się ich wizytami, ale teraz czuję się jak darmowa stołówka. Jestem zmęczona, a ich apetyty i bałagan doprowadzają mnie do rozpaczy. Jak postawić granice, nie raniąc córki i wnuków?

Córka, która była moją euforią

Kinga ma 32 lata, jest żoną Krzysztofa i ma trójkę dzieci: Zosię (10 lat), Janka (7 lat) i Hanię (4 lata). Mieszkają w sąsiednim bloku w wynajmowanym mieszkaniu, a ich życie nie jest łatwe. Krzysztof pracuje jako kierowca, Kinga jest na macierzyńskim, często brakuje im pieniędzy. Gdy zaczęła przychodzić z dziećmi na obiad, byłam szczęśliwa – gotowanie zupy to żaden problem, a widok wnuków to radość. „Mamo, tak dobrze u ciebie gotujesz, dzieci uwielbiają twój rosół” – mówiła, a ja topniałam.

Mój dzień zaczynał się w kuchni: gotowałam, piekłam pierogi, kupowałam jedzenie za emeryturę. Myślałam, iż to tymczasowe, aż staną na nogi. Ale obiady stały się codziennością, a teraz widzę, iż Kinga z dziećmi nie tylko je – oni wymagają, zostawiają bałagan, a choćby zabierają jedzenie na wynos. Moje mieszkanie stało się ich stołówką, a ja – kucharką, której nikt nie dziękuje.

Dzieci, które burzą mój spokój

Codziennie w południe Kinga z dziećmi puka do moich drzwi. Zosia chce wędlinę, Janek – ciastka, Hania wyciąga rękę po cukierki. Nie jestem skąpa, ale moje zapasy znikają szybciej, niż zdążę je uzupełnić. Dzieci biegają, krzyczą, rozrzucają zabawki, brudzą stół. Kinga nie sprząta po nich, nie myje naczyń, choćby nie proponuje pomocy. „Mamo, przecież ty tak lubisz gotować” – mówi, a ja milczę, choć w środku wszystko we mnie wrze.

Ostatnio zauważyłam, iż Kinga zabiera jedzenie do domu. „Mamo, można wziąć schabowego? Krzysiek lubi” – pyta, a ja się zgadzam, ale serce mi się ściska. Moja emerytura idzie na jedzenie dla nich, a ja sama żyję od chleba do herbaty. Wczoraj Zosia wylała sok na mój dywan, Janek złamał uchwyt w szafce, a Kinga tylko się zaśmiała: „No co, dzieci to dzieci”. Nie wytrzymałam i powiedziałam: „Kinga, to mój dom, nie przedszkole”. A ona się obraziła: „Co, żałujesz wnukom?”

Ból i poczucie winy

Kocham Kingę i wnuki, ale ich codzienne wizyty mnie wykańczają. W wieku 60 lat chcę odpoczywać, czytać, spotykać się ze znajomymi, a nie stać przy garach. Moja przyjaciółka Grażyna mówi: „Bożena, oni cię wykorzystują, powiedz, żeby przychodzili rzadziej”. Ale jak to powiedzieć, skoro Kinga od razu się obraża? Boję się, iż przestanie przychodzić i stracę kontakt z wnukami. Krzysztof, jej mąż, choćby mi nie kiwa głową, jakbym miała obowiązek ich żywić.

Próbowałam delikatnie zasugerować, iż to dla mnie ciężkie. „Może czasem ugotujecie w domu?” – zapytałam. Odpowiedziała: „Mamo, nie mamy pieniędzy, a dzieci są głodne”. Jej słowa bolą, ale widzę, iż ona kupuje sobie nowe ubrania, a ja oszczędzam na wszystkim. Czy naprawdę mam się poświęcać dla ich wygody? Wnuki to moja radość, ale ich chaos i obojętność Kingi sprawiają, iż czuję się obca we własnym domu.

Co robić?

Nie wiem, jak wyjść z tej pułapki. Powiedzieć, żeby przychodzili rzadziej? Ale boję się, iż oskarży mnie o skąpstwo. Dać im pieniądze zamiast gotować? Moja emerytura ledwo starcza. A może milczeć i gotować, aż padnę? Chcę widywać wnuki, ale nie codziennie, nie kosztem zdrowia. W moim wieku zasługuję na spokój, ale czuję wyrzuty sumienia.

Sąsiedzi szepczą: „Bożena, twoja Kinga już całkiem sobie rozpuściła”. Ich słowa bolą, ale wiem, iż mają rację. Chcę znaleźć złoty środek, by nie stracić rodziny, ale też się chronić. Jak powiedzieć córce, iż nie jestem ich kucharką, nie raniąc jej? Jak nauczyć ją szacunku do moich granic, nie tracąc miłości wnuków?

Mój krzyk o wolność

To moje wołanie o prawo do własnego życia. Kinga może nie widzi, jak mnie jej wizyty męczą. Wnuki to tylko dzieci, ale ich chaos niszczy mój dom. Chcę, by moje mieszkanie znów było moją przystanią, bym mogła odpocząć, by wnuki przychodziły w gości, a nie na obiad. W wieku 60 lat zasługuję na spokój, a nie rolę darmowej kucharki.

Jestem Bożena Kowalska i znajdę sposób, by odzyskać swój spokój – choćby jeżeli będzie to oznaczać trudną rozmowę z córką. Niech to boli, ale nie chcę już być ich stołówką.

Idź do oryginalnego materiału