W małym miasteczku pod Lublinem, gdzie starodawne podwórka toną w kwiatach, moje życie w wieku 60 lat zamieniło się w niekończący się cykl gotowania i sprzątania. Nazywam się Barbara Nowak, jestem wdową i mieszkam sama w swoim małym mieszkaniu. Moja córka Kasia z trójką dzieci przychodzi do mnie codziennie na obiad. Na początku cieszyłam się ich widokiem, ale teraz czuję się jak ich darmowa jadłodajnia. Jestem zmęczona, a ich apetyty i bałagan doprowadzają mnie do rozpaczy. Jak wyznaczyć granice, nie raniąc córki i wnuków?
Córka, która była moją euforią
Kasia ma 32 lata, jest moją młodszą córką. Jest żoną Marka, mają trójkę dzieci: Zosia (10 lat), Staś (7 lat) i Lena (4 lata). Mieszkają w sąsiednim bloku, w wynajętym mieszkaniu, a ich życie nie jest łatwe. Marek pracuje jako kierowca, Kasia jest na urlopie macierzyńskim, często brakuje im pieniędzy. Gdy zaczęła przyprowadzać dzieci na obiad, byłam szczęśliwa – ugotowanie zupy nie było problemem, a widok wnuków mnie uszczęśliwiał. „Mamo, u ciebie tak pysznie, dzieci uwielbiają twój rosół” – mówiła, a ja topniałam.
Mój dzień zaczynał się w kuchni: gotowałam, piekłam pierogi, kupowałam produkty za swoją emeryturę. Myślałam, iż to tymczasowe, dopóki nie staną na nogi. Ale obiady stały się codziennością, a teraz widzę, iż Kasia z dziećmi nie tylko je – oni żądają, zostawiają bałagan, a choćby zabierają jedzenie na wynos. Moje mieszkanie zamieniło się w ich stołówkę, a ja – w kucharkę, której nikt nie dziękuje.
Dzieci, które burzą mój spokój
Codziennie w południe Kasia z dziećmi puka do moich drzwi. Zosia prosi o kiełbasę, Staś o ciastka, Lena ciągnie się po cukierki. Nie jestem skąpa, ale moje zapasy kurczą się szybciej, niż zdążam je uzupełniać. Dzieci biegają po mieszkaniu, krzyczą, rozrzucają zabawki, brudzą stół. Kasia nie sprząta po nich, nie zmywa naczyń, choćby nie proponuje pomocy. „Mamo, ty tak lubisz gotować” – mówi, a ja milczę, choć we mnie wszystko wrze.
Ostatnio zauważyłam, iż Kasia zaczęła zabierać jedzenie do domu. „Mamo, wezmę kotlety, Marek je uwielbia” – mówi, a ja kiwnęłam głową, ale serce mi się ściska. Moja emerytura idzie na ich jedzenie, a sama żyję od kromki chleba do kubka herbaty. Wczoraj Zosia wylała kompot na mój dywan, Staś wyłamał drzwiczki od szafki, a Kasia tylko się zaśmiała: „No cóż, dzieci to dzieci”. Nie wytrzymałam i powiedziałam: „Kasia, to mój dom, a nie przedszkole”. Ona się obraziła: „Co, żałujesz wnukom?”
Ból i poczucie winy
Kocham Kasię i wnuki, ale ich codzienne wizyty mnie wykańczają. W wieku 60 lat chciałabym odpoczywać, czytać, odwiedzać znajomych, a nie stać przy garach. Moja przyjaciółka Grażyna mówi: „Basia, oni cię wykorzystują, powiedz, żeby przychodzili rzadziej”. Ale jak to powiedzieć, skoro Kasia od razu się obraża? Boję się, iż przestanie przychodzić i stracę wnuki. Marek, jej mąż, choćby mi się nie kłania, jakbym była zobowiązana ich karmić.
Próbowałam delikatnie dać Kasi do zrozumienia, iż to dla mnie trudne. „Może czasem gotujcie w domu?” – zaproponowałam. Odpowiedziała: „Mamo, nie mamy pieniędzy, a dzieci są głodne”. Jej słowa bolą jak wyrzut, a ja widzę, iż kupuje sobie nowe ubrania, gdy ja oszczędzam na wszystkim. Czy naprawdę powinnam się poświęcać dla ich wygody? Wnuki to moja radość, ale ich chaos i obojętność Kasi sprawiają, iż czuję się obca we własnym domu.
Co robić?
Nie wiem, jak wyjść z tej pułapki. Powiedzieć Kasi, żeby przychodzili raz w tygodniu? Ale boję się, iż uzna mnie za skąpą. Dać im pieniądze zamiast gotować? Moja emerytura ledwo starcza. A może milczeć i gotować dalej, aż padnę? Chcę widywać wnuki, ale nie codziennie – nie kosztem swojego zdrowia. W moim wieku zasługuję na odpoczynek, ale czuję się winna, gdy o tym myślę.
Sąsiedzi szepczą: „Basia, twoja Kasia już całkiem sobie pozwala”. Ich słowa bolą, ale wiem, iż mają rację. Chcę znaleźć równowagę – zachować rodzinę, ale zadbać o siebie. Jak powiedzieć córce, iż nie jestem ich kucharką, nie raniąc jej? Jak nauczyć ją szacunku do moich granic, nie tracąc miłości wnuków?
Mój krzyk o wolność
Ta historia to moje wołanie o prawo do własnego życia. Kasia może nie widzi, jak jej wizyty mnie wyczerpują. Wnuki to tylko dzieci, ale ich chaos niszczy mój dom. Chcę, żeby moje mieszkanie znów było moją przystanią, żebym mogła odetchnąć, żeby wnuki przychodziły w gości, a nie na obiad. W moim wieku zasługuję na spokój, a nie rolę darmowej kucharki.
Jestem Barbara Nowak i znajdę sposób, by odzyskać swój spokój – choćby jeżeli będę musiała powiedzieć córce prawdę. Niech ten krok będzie trudny, ale nie chcę już być ich stołówką.