Codzienność przerywa rozwód

twojacena.pl 3 tygodni temu

Zwykły dzień — i rozwód
Krystyna postawiła na kuchence czajnik i odruchowo przetarła blat, choć był czysty. Poranny rytuał. Zbigniew już wyszedł do pracy, nie żegnając się, jak zwykle w ostatnich miesiącach. Tylko trzasnął drzwiami i tyle. Kiedyś zawsze wpadał do kuchni, całował w policzek, mówił coś czulego. A teraz? Teraz żyli jak obcy w jednym mieszkaniu.

Czajnik zagwizdał. Krystyna nalała sobie wrzątku do ulubionej filiżanki z różami, tej samej, którą Zbyszek podarował jej na pierwszą rocznicę ślubu. Trzydzieści dwa lata temu.

— Mamo, a gdzie mój niebieski sweter? — do kuchni wpadła Weronika, starsza córka. W dwudziestym ósmym roku życia wciąż mieszkała z rodzicami, oszczędzając na wynajmie. — Prosiłam wczoraj, żeby go uprać!

— Na balkonie schnie. Weroniu, może jednak czas, żebyś żyła na swoim? Jesteś już dorosła…

— Mamo, nie zaczynaj! I tak boli mnie głowa od rana. — Weronika nalała sobie kawy z tureckiej, którą Krystyna przygotowała wcześniej. — Aha, tata ostatnio dziwny. Wczoraj wieczorem szeptał coś przez telefon, a jak weszłam, od razu się rozłączył.

Krystyna drgnęła. Też to zauważyła. I nie tylko wczoraj.

— Pewnie coś ważnego w pracy — skłamała, przed sobą i córką.

— No co ty, mamo! Jaka praca o jedenastej wieczorem? Nie jest przecież chirurgiem. — Weronika wzruszyła ramionami i pobiegła się szykować.

Krystyna została sama z myślami. Zbyszek naprawdę się zmienił. Kiedyś opowiadał jej o wszystkim: o pracy, kolegach, planach na weekend. Teraz milczał, jakby połknął język. I chował telefon, jak uczeń jedynkę w dzienniku.

Wieczorem postanowiła zrobić jego ulubione schabowe. Może przy kolacji pogadają jak dawniej. Weronika poszła do koleżanki, dom był pusty.

Zbigniew wrócił późno, koło dziewiątej. Krystyna już się zdenerwowała, dzwoniła kilka razy, ale nie odbierał.

— Gdzie byłeś? Martwiłam się! — powitała go w przedpokoju.

— Zostałem w pracy. Pilne sprawozdanie. — choćby na nią nie spojrzał, od razu poszedł do łazienki.

— Zbyszku, zrobiłam schabowe, twoje ulubione. Zjemy razem?

— Nie chce mi się. Jestem zmęczony. — Głos zza drzwi brzmiał obco.

Krystyna stała w korytarzu, wróciła do kuchni. Schabowe stygły na patelni. Usiadła, nalała herbaty i rozpłakała się. Cicho, by mąż nie usłyszał.

Gdy Zbigniew wyszedł z łazienki, minął kuchnię bez słowa. Usłyszała, jak zamyka drzwi sypialni na klucz. Po raz pierwszy w ich trzydziestodwuletnim małżeństwie.

Noc spędziła na kanapie w salonie, rozmyślając. O tym, kiedy wszystko się zmieniło. O tym, dlaczego stali się obcy. O tym, iż może czas na radykalne zmiany.

Rano Zbigniew wyszedł wcześniej niż zwykle. choćby nie słyszała, jak się zbierał. Obudziła ją dopiero trzask drzwi.

— Mamo, co się stało? Dlaczego spałaś na kanapie? — Weronika stała w progu w szlafroku, z rozczochranymi włosami.

— Tak jakoś… bolały mnie plecy.

— Mamo, nie kłam. Nie jestem ślepa. Pokłóciliście się z tatą?

— Weroniu, to nie twoja sprawa. Idź zjedz śniadanie.

— Jak to nie moja? Mieszkam tu! I widzę, co się dzieje! — Córka usiadła obok. — Mamo, pogadajmy. Może coś poradzę.

Krystyna spojrzała na nią. Dorosła, pracuje. Może warto się komuś zwierzyć?

— Z tatą… staliśmy się obcy. Unika mnie, nie rozmawia. A ja nie wiem, co robić.

— A próbowałaś poważnie z nim porozmawiać?

— Próbowałam. Milczy albo zmienia temat.

— Może ma kogoś? — Weronika szepnęła to cicho, ale Krystyna usłyszała.

Ta myśl już jej przychodziła do głowy, ale zawsze ją odpychała. Zbyszek nie taki. Wierny, porządny. Chociaż… ludzie się zmieniają.

— Nie mów głupot — odparła.

— Mamo, jestem dorosła. Rozumiem, iż między mężczyzną a kobietą może się wszystko zdarzyć. Zwłaszcza po tylu latach.

Krystyna wstała, poszła przygotować śniadanie. Weronika za nią.

— Wiesz co ci powiem, mamo? jeżeli tata zmienił się tak bardzo, iż choćby z tobą nie rozmawia, może pomyśl o… no wiesz, rozwodzie.

— Weronika! — Krystyna odwróciła się gwałtownie. — Jak możesz tak mówić!

— A co? Żyć z kimś, kto cię ignoruje? Udaje, iż cię nie ma? To nie życie, tylko męczarnia!

— Jesteśmy razem trzydzieści dwa lata!

— I co? jeżeli dla niego to nic nie znaczy, po co ci to?

Krystyna zamyśliła się. Córka miała rację. Ale jak zmienić życie w pięćdziesiątym czwartym roku?

Wieczorem postanowiła działać. Czekała, aż Zbigniew wróci, i od razu podeszła.

— Zbyszku, musimy porozmawiać.

— O czym? — choćby nie podniósł wzroku znad telefonu.

— O nas. O małżeństwie. O tym, co się między nami dzieje.

— Nic się nie dzieje. — Chciał przejść obok, ale zagrodziła mu drogę.

— Stój! Rozmawiam z tobą!

Zbigniew w końcu na nią spojrzał. W oczach miał zmęczenie. I coś jeszcze. Złość? A może poczucie winy?

— Krystyna, nie teraz. Jestem wykończony.

— Zawsze jesteś zmęczony, gdy chodzi o nas. Ale ja już tak nie mogę! Staliśmy się obcy! Unikasz mnie, sypiasz osobno…

— A czego chcesz usłyszeć? — Zbigniew wybuchnął. — Że wszystko gra? Że jesteśmy szczęśliwą rodziną? Nie mamy już nic wspólnego! Twoje wieczne pretensje, wymagania, niezadowolenie!

— Ja niezadowolona? — Krystyna poczuła, jak kipi w środku. — Trzydzieści dwa lata ci służę! Gotuję, sprzątam, wychowałam twoje dzieci! A ty mówisz, iż jestem niezadowolona?

— Tak, niezadowolona! I wiecznie z tą kwaśną miną! Wiecznie o coś masz pretensje!

— O co mam pretensje? O to, iż ze mną nie rozmawiasz? O to, iż mnie unikasz?

— Dość! — Machnął ręką. — MamKrystyna uśmiechnęła się przez łzy, patrząc na odbicie w oknie – pierwszy raz od lat czuła, iż ma przed sobą całe życie, i to tylko swoje.

Idź do oryginalnego materiału