Przyjechały chłopaki, a więc zaczęło się lato. Biegają teraz na ulicy z innymi i oblewają się wodą, szwagierka mówi, iż mamy fajną bandę na ulicy, bo podobno to w tej chwili coraz bardziej niespotykane. Też się cieszę, na razie drą ryja i czekam, aż wyleci jakiś sąsiad ich uciszać. No ale przecież lepiej, żeby darli ryja na ulicy, niż siedzieli na komórkach w swoim pokoju, prawda? Chłopaki mają 11 i 13 lat i są naprawdę jak młode źrebaki, bardzo ich lubię, są dobrze wychowane, ale energia ich rozpiera i gdyby nie to, iż rano mają obóz sportowy, to by roznieśli dom bez najmniejszego wysiłu. Dopiero z nimi widzę, jaki ten nasz domek malutki, z dwójką dodatkowych dzieciorów robi się ciasny.
Mój dzień w tej chwili to wożenie dzieciorów, rano rozwożę wszystkich na zajęcia, chłopaków na obóz sportowy, gdzie dostają wycisk, na szczęście dla nas, już dziś ledwno chodzili takie mają zakwasy, a Mo na gimanstykę, potem mam trzy godzinki wolne, a potem odbieram Mo i jadę po chłopaków, obiad, i zaraz jest wieczór. Dziś w pomiędzy dokończyłam malowanie, dopiero trzecia warstwa zakryła porządnie ten granat. Teraz farba schnie. Będzie jeszcze zabawa ze zdzieraniem taśmy malarskiej, domalowywaniem niedoróbeka itd. Ale letni projekt prawie zakończony, a to jest jedyny letni projekt w tym roku, bo w sierpniu znowu jadę opiekować się mamą.