**Dziennik Oli**
— Co u diabła robiłaś w moim laptopie? — Marek zawisł nad Olą. Nigdy nie widziała go takim…
Ola wróciła ze szkoły i już w przedpokoju poczuła ciężki zapach alkoholu. Z pokoju dobiegało głośne chrapanie. Wszystko jasne – ojciec znowu pijany. Od razu poszła do kuchni.
Mama stała przy zlewie i obierała ziemniaki. Usłyszała kroki za plecami i odwróciła się. Ola jednym spojrzeniem zauważyła jej czerwony, spuchnięty policzek.
— Mamo, chodźmy stąd. Jak długo możemy to znosić? On cię może zabić! — powiedziała ze złością.
— Gdzie pójdziemy? Kogo my obie potrzebujemy? Nie stać nas na wynajem mieszkania. Nie martw się, nie zabije mnie. To tchórz. Tylko przede mną macha pięściami.
Rano Ola obudziła się od dziwnych dźwięków. Wstała i zajrzała do kuchni. Ojciec stał przy kuchence, przechylając głowę do tyłu, i pił prosto z dzióbka czajnika. Ola zafascynowana patrzyła na jego poruszający się jabłko Adama. W górę, w dół, w górę, w dół. Słyszała, jak woda bulgocze w jego gardle. *„Niech się zakrztusi! Proszę, niech się zakrztusi!”* — pomyślała z nienawiścią.
Ale ojciec nie zakrztusił się. Postawił czajnik, chrząknął z zadowoleniem, spojrzał na nią zaczerwienionymi, opuchniętymi oczami i poszedł do łazienki.
Olę przejął dreszcz, gdy pomyślała, iż mama doleje wody do czajnika z kranu i postawi go z powrotem na gazie, nie przepłukując go ze śliny i zapachu ojca. Wzięła czajnik i długo szorowała go gąbką, obiecując sobie, iż nigdy więcej nie naleje wody do kubka bez uprzedniego umycia i wymiany wody w czajniku.
Na ferie zimowe Ola z klasą wyjechała na trzy dni do Krakowa. A kiedy wróciła, mama leżała w szpitalu.
— To on ci to zrobił? — spytała ostro, widząc zabandażowaną głowę mamy.
— Nie, co ty. Poślizgnęłam się, na ulicy był ślizg.
Ale Ola wiedziała, iż mama kłamie.
Od częstych urazów głowy mama cierpiała na nadciśnienie. Pół roku później dostała udaru i zmarła. Ojciec płakał na stypie pijanymi łzami, raz żałując przedwczesnej śmierci ukochanej Ani, raz przeklinając ją za to samo.
Mówił, iż Ola jest całkowicie w matkę, groził, iż jeżeli też zdecyduje go zostawić, to ją zabije. Ola ledwie doczekała końca szkoły. Na studniówkę nie poszła. Następnego dnia cicho odebrała świadectwo w sekretariacie. Gdy ojciec był w pracy, spakowała rzeczy i uciekła z domu.
Ojciec dawał pieniądze na jedzenie, a Ola część odkładała. Czasem sama wyciągała mu je z kieszeni, gdy spał. Nie było tego dużo, ale na jakiś czas starczyło. Już dawno zdecydowała, iż stąd ucieknie, będzie pracować, a studiować można i zaocznie.
Nie bała się, iż ojciec będzie jej szukał. Policjant dzielnicowy, sąsiedzi – wszyscy wiedzieli o jego pijaństwie, nie pomogą w poszukiwaniach. Wyjechała do dużego miasta, wynajęła zaniedbane, ale tanie mieszkanie na obrzeżach, zatrudniła się w „Kurczaku Express”. Pomogli z formalnościami: załatwili książeczkę zdrowia, dawali darmowe jedzenie…
Złożyła dokumenty do technikum na zaoczne. Gdy w „Kurczaku Express” dowiedzieli się, iż uczy się na księgową, posadzili ją przy kasie.
Chłopaki próbowali się do niej umizgiwać. *„Na początku wszyscy są mili, delikatni, a potem zaczynają pić albo zdradzać. Nie wiem, co gorsze. Nie ufaj ich czułym słowom, córeczko. Bądź ostrożna. Ja też byłam ładna. Ojciec nie pił, gdy się poznaliśmy. Kochaliśmy się. A gdzie to wszystko się podziało? Co mu się stało?”* — często mówiła mama.
Ola zapamiętała jej słowa i nie odpowiadała na zaloty. Wystarczyło jej patrzeć na życie rodziców.
Mama w dzień wypłaty szła do sklepu i kupowała niezbędne produkty: makaron, cukier, kaszę, konserwy, żeby starczyło na długo. Ojciec gwałtownie przepijał pieniądze, ale w domu zawsze było jedzenie, choć monotonne i skromne. Teraz Ola robiła tak samo.
Szła do domu z ciężką torbą, która ciągnęła jej ręce. Na przeciwko szedł chłopak, wpatrzony w telefon. Ola miała nadzieję, iż ją zauważy i ominie. Ale chłopak na nią wpadł.
— Przepraszam — powiedział, odrywając wzrok od ekranu.
Ola chciała odpowiedzieć opryskliwie, iż powinien patrzeć, gdzie idzie. Ale zobaczyła jego zainteresowane spojrzenie i ładny uśmiech, więc się zawstydziła.
— Nic się nie stało, sama powinnam uważać — odparła i uśmiechnęła się.
Chłopak zaproponował pomoc. Ola się zawahała, ale w końcu oddała mu torbę. Nie może być złym człowiekiem, jeżeli ma tak szczery uśmiech. Poznali się. Marek bez problemu doniósł torbę do domu, ale Ola nie pozwoliła mu odprowadzić się do drzwi.
Następnego dnia chłopak przyszedł do „Kurczaka Express”. Powiedział, iż wpadł przypadkiem, ale Ola była pewna, iż to nieprawda. Zaczęli się spotykać.
Marek szczerze przyznał, iż jest po rozwodzie, iż ma małą córeczkę, którą uwielbia. Zostawił żonie mieszkanie, a sam mieszkał u kolegi. Opowiedział, iż ożenił się z głupoty.
— Po prostu nie potrafiliśmy ze sobą żyć. Okazało się, iż nie mamy nic wspólnego. Czasem przez kilka dni się do siebie nie odzywaliśmy.
Mówił dużo o córce, i Ola uznała, iż takiemu człowiekowi, który kocha dzieci, można ufać. Po miesiącu Marek zaproponował wspólne mieszkanie.
— Wynajmijmy porządne mieszkanie bliżej centrum. Razem będzie łatwiej.
Ola się zgodziła. Czuła się, jakby fruwała. Będzie miała normalną rodzinę. Wyprowadzili się do przestronnego kawalerka, skromnie świętowali początek wspólnego życia. Ola nie myślała jeszcze o przyszłości, o ślubie. Marek często mówił o dzieciach, iż na pewno będą mieć dwójkę – chłopca i dziewczynkę. I Ola wierzyła, iż tak się stanie.
Marek od razu zapłacił za mieszkanie z góry za dwa miesiące. Ale trzeciego miesiąca przepraszającymOla uścisnęła mocniej swojego synka, patrząc przez okno kryzysowego centrum na pierwsze promienie wschodzącego słońca, i po raz pierwszy od dawna poczuła, iż może być silniejsza niż wszystkie demony przeszłości.