Co ty? Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat! Jaka kochanka? Mi ciebie wystarcza!
Ewa nie potrafiła opanować niepokoju. Czuła w kościach, iż mąż ją zdradza. Niepewność ją pożerała. Pewnego dnia zebrała się na odwagę i zapytała wprost.
Spytała, czy to prawda, ale on tylko odparł:
Co ty? Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat! Jaka kochanka? Mi ciebie wystarcza!
Zdawało się, iż Krzysztof mówi szczerze. Nie dostrzegła fałszu w jego uśmiechu, słowach ani spojrzeniu, a jednak coś w niej wciąż drżało.
Ewa nie należała do osób, które wierzą w ślepy los, więc postanowiła dowiedzieć się prawdy. Ale jak to zrobić?
Po przejrzeniu porad w internecie postanowiła najpierw sprawdzić telefon męża. Nic tam nie znalazła. Tylko kilka niewinnych rozmów z dawnymi koleżankami ze szkoły, co choćby jej nie ruszyło.
Telefon Krzysztofa nigdy nie miał hasła. Jak mówił nie miał nic do ukrycia. Żadnych tajnych rozmów, żadnych ukrytych wiadomości. Czysty jak anioł.
Czasem Ewie wydawało się, iż to tylko jej wyobraźnia, ale za każdym razem, gdy mąż odwoził się z pracy, serce ściskało się jej z niepokoju.
Przyjaciółka zawsze powtarzała:
To tylko twoje wymysły! Krzysztof cię kocha i nigdy nie spojrzy w stronę innej! Samymi podejrzeniami tylko wszystko psujesz!
Ale Ewa nie słuchała. Jej dusza szeptała coś innego, a dzielić się mężem z inną kobietą nie zamierzała.
Pewnego dnia posunęła się choćby do tego, iż podjechała pod jego biuro, by sprawdzić, czy faktycznie pracuje. Gdy ją zobaczył, wpadł w niekłamaną złość. Jak śmie go kompromitować przed współpracownikami? Musiała długo przepraszać, ale mąż gwałtownie odpuścił.
Wydawałoby się wszystko w ich życiu idealne. Dom jak marzenie. Dwoje dzieci rośnie. Żyj i ciesz się, a jednak Ewa uparcie szukała problemów tam, gdzie ich nie było.
Jak to mówią kto szuka, ten znajdzie! Tyle iż na razie jej się nie udawało.
Ogólnie Ewa była pełna obaw, jak to często bywa u trzydziestoletnich kobiet, które boją się z dwójką dzieci pozostać bez męża.
Z zewnątrz wydawała się spokojna, ale w środku gotowała się z bezsilności.
Nie było żadnych dowodów. Żadnej szminki na koszuli, żadnych obcych perfum, choćby podejrzanych zmian w zachowaniu. A jednak czuła, iż coś jest nie tak.
Gdyby nie przypadek, Ewa pewnie nigdy nie odkryłaby prawdy. Wymyślonej czy rzeczywistej? To się jeszcze okaże.
Kiedy młodszy syn poszedł do pierwszej klasy, Ewa postanowiła nauczyć się jeździć samochodem. Chodziła na kurs wieczorami. Po trzech miesiącach zdała egzamin i dostała prawo jazdy.
Mąż był z niej tak dumny, iż kupił jej małe auto. Idealne dla jej drobnej sylwetki. Łatwo się parkowało.
Choć Krzysztof się nie przyznał, kupił to auto głównie po to, by Ewa nie prosiła go o pożyczenie jego Audi. Uważał, iż wciąż jest zbyt niedoświadczona.
Pewnego weekendu Ewa obudziła się wcześniej niż zwykle i postanowiła upiec ulubione ciasto z bakłażanem i kurczakiem. Chciała zrobić przyjemność rodzinie. Brakowało tylko mąki.
Na dworze mróz, śnieg po kolana, ale Ewa już oswoiła się z zimową jazdą. Postanowiła gwałtownie skoczyć do sklepu. Wyszła do swojego samochodu, ale ten nie chciał zapalić. Wróciła do domu wszyscy jeszcze spali.
Nie chciało jej się iść na piechotę, więc postanowiła wziąć grzech na sumienie i pożyczyć auto męża bez pytania. Przecież to tylko kilka kilometrów. choćby się nie zorientuje.
Wzięła klucze do jego Audi i wyszła. Gdy auto się rozgrzewało, postanowiła przetrzeć szyby. Sięgnęła do schowka po chusteczki, ale przypadkiem coś strąciła.
Podniosła telefon. Ale czyj?
Nigdy nie widziała takiego u Krzysztofa. Jego znała doskonale, a ten wyglądał na zupełnie obcy. Najpierw pomyślała, iż mógł go przypadkiem zabrać jak to on lubił mówić. Ale palec sam nacisnął przycisk, i telefon się włączył.
Pierwsze, co zobaczyła, to wiadomość od jakiejś Kingi.
„Kochanie, tak za tobą tęsknię! Przyjedź już! Czekam na ciebie!”
Ewa aż zamrugła ze zdumienia. Brakowało hasła, więc zaczęła czytać resztę wiadomości. Samochód wciąż się grzał, a ona wchłaniała słowo po słowie.
Ta wymiana była długa. Długa jak życie.
Okazało się, iż mąż codziennie kończył pracę o piątej, a do domu wracał o siódmej. Ewa nigdy by nie wpadła na pomysł, by to sprawdzić.
Okazało się, iż prawie każdego dnia wpadał na godzinę do swojej ukochanej Kingi, a potem wracał do domu, jakby nigdy nic. A słowa, których tam używał, Ewa nigdy od niego nie słyszała.
Na zdjęciu Kinga była starszą kobietą. Pewnie z czterdziestkę. I po co mu taka?
Ewa wściekła się nie na żarty.
Właśnie chciała wysiąść z auta, gdy zobaczyła, iż Krzysztof wychodzi z klatki.
Zostawiła w domu kartkę, iż pojechała do sklepu. On pewnie uznał, iż to dobra okazja, by wysłać kolejną wiadomość do swojej Kingi.
Dopiero teraz Ewa zaczęła sobie przypominać, iż mąż często wieczorami schodził do samochodu. To portfel zapomniał, to coś innego. Wychodził na niby, ale wracał szybko, więc choćby się nie zaniepokoiła.
Krzysztof zauważył żonę za kierownicą i ruszył w jej stronę.
Kto ci pozwolił?! Nie tak się umawialiśmy!
Ewa spojrzała na niego i wściekła się jeszcze bardziej.
Zapięła pas, wrzuciła wsteczny i mocno dodała gazu. Auto z piskiem uderzyło w ogrodzenie. Ewie natychmiast zrobiło się lżej.
Wysiadła, patrząc na zszokowanego męża. Krzyknęła:
No to idź do swojej! Zobaczymy, czy będziesz jej taki miły bez domu i bez samochodu! Wynoś się! Żebym cię więcej na oczy nie widziała!
Na potwierdzenie swoich słów rzuciła klucze od jego Audi w wysoką zaspę i poszła do domu.
Chłopcy już się obudzili. Nie rozumieli, co się dzieje. Po kilku minutach do drzwi zapukał Krz












