«Cieszcie się, a my tonimy się w długach»: moja emerytura, moja rodzina, moje rozterki
Słowa mojej córki Grażyny rozbrzmiewają w głowie niczym grzmot w bezchmurny dzień. Siedzę na kanapie w naszej małej kawalerce w Pruszkowie, słońce wpada przez żaluzje i muska zdjęcia rodzinny przytwierdzone do ściany. Mój mąż Piotr czyta gazetę, nie podejrzewając nadciągającej na mnie burzy. Ściskam telefon, palce drżą.
Grażyno, co mówisz? szepczę, starając się nie zdradzić strachu, który ściska żołądek.
Po drugiej stronie linii słyszę jedynie ciężki oddech. Mamo, już nie możemy tego znieść. Rachunki rosną, studia Mateusza kosztują fortunę, a my z Markiem pracujemy jak osły, a wciąż nie wystarcza. A ty zawsze gdzieś wędrujesz, spędzasz weekendy w spa, obijasz się poza domem
Brakuje mi tchu. Patrzę na Piotra, który odrywa wzrok od gazety i zaniepokojony patrzy na mnie. Co się dzieje? pyta cicho.
Nie od razu odpowiadam. Wewnątrz rozgrywa się zacięta walka między chęcią pomocy córki a potrzebąw końcumyślenia o sobie. Po czterdziestu latach ciągłych zmian i bezsennych nocy, starając się zsumować koniec z końcem, teraz gdy emerytura pozwala nam na kilka drobnych przyjemności, czy naprawdę mam się od nich wyrzec?
Grażyno, wiesz, iż jeżeli możemy ci pomóc, to zrobimy przerywa mi głos, a jej ton odłamuje się: Mamo, nie chodzi tylko o pieniądze! Po prostu czuję się samotna. Potrzebuję cię. Więcej czasu, więcej obecności a wydaje się, iż ty wciąż idziesz dalej.
Milczę. Czuję, jak ciężar jej słów przygniata mi klatkę. Piotr chwyta mnie za rękę, szukając mojego spojrzenia. Powiedz jej, iż jutro przyjedziemy szepcze.
Powoli kiwam. Grażyno, jutro przyjedziemy na obiad. Porozmawiamy spokojnie.
Z westchnieniem, niemaleku ulgi, odpowiada: Dobrze, dziękuję.
Kiedy odkładam słuchawkę, czuję pustkę. Piotr obejmuje mnie mocno. To niesprawiedliwe mruczy mi pod włosy. Oddaliśmy im wszystko. A teraz nie możemy choćby trochę się cieszyć życiem?
Odchodzę nieco na bok i patrzę w jego niebieskie oczy, poplamione zmarszczkami. Może coś zrobiliśmy nie tak mówię.
On kiwa głową. Wypełniliśmy nasz obowiązek.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie dzieciństwo Grażyny: biegaliśmy po parku, odrabialiśmy lekcje przy kuchennym stole, śmialiśmy się na urlopie nad morzem, mając mało pieniędzy, ale mnóstwo radości. Kiedy zaczęła odczuwać, iż nas już nie stać? Kiedy przestałam być jej schronieniem?
Następnego dnia staliśmy u ich progu z domowym ciastkiem i wymuszoną uśmiechniętą twarzą. Grażyna wita nas ze łzami w oczach, a Marek milcząco ściska nam dłonie. Mateusz podbiega: Babciu! Dziadku!
Podczas obiadu atmosfera jest napięta. Marek mówi niewiele, a Grażyna stara się być uprzejma, choć od czasu do czasu rzuca surowe spojrzenia.
W pewnym momencie Marek wybucha: Nie potrzebujemy waszych pieniędzy, ale choć odrobinę zrozumienia! Czujemy, iż wszystko spada nam na barki.
Piotr zamiera: Zawsze byliśmy tam! Ale teraz musimy myśleć też o sobie.
Grażyna podnosi głos: Dlaczego, kiedy prosimy o pomoc, wydaje się to wam ciężarem? Czy nie rozumiecie, iż jesteśmy wyczerpani?
Czuję, jak ciągnie mnie w różne strony. Chciałabym krzyczeć, iż i ja jestem zmęczona, iż i ja zasługuję na chwilę spokonia po życiu pełnym poświęceń. A jednak widzę rozpacz w oczach córki i serce mi pęka.
Może sprawiliśmy wrażenie, iż nam już obojętno szepczę. Ale nie tak jest. Po prostu chcemy odetchnąć.
Obiad kończy się ciszą. Wracamy do domu z poczuciem przegranej.
W kolejnych dniach Piotr zamyka się w sobie. Nie mówi już o naszych planach na starość, nie proponuje wyjazdów ani kolacji poza domem. Ja natomiast spędzam dni, myśląc, jak pomóc Grażynie, nie tracąc przy tym siebie.
Pewnego wieczoru dzwoni do mnie siostra Lidia, mieszkająca w Krakowie.
Słyszałam od Grażyny, iż masz kryzys mówi prosto.
Nie wiem, co robić wyznaję, łamiąc łzy. Czuję się egoistyczna, myśląc o sobie, ale gdy odmawiam wszystkiego dla nich, mam wśród siebie wrażenie, iż umieram.
Lidia wzdycha: W Polsce często rodzice mają być zawsze pod ręką, choćby gdy są wykończeni. Ale kto myśli o tobie?
Milczę.
Porozmawiaj z Piotrem kontynuuje. I przede wszystkim rozmawiaj z Grażyną jak matka z córką, nie jak bankomat.
Jej słowa pozostają ze mną.
Następnego dnia zapraszam Grażynę na kawę do małej kafejki pod klatką. Przychodzi wyczerpana, z ociężałymi oczami.
Mamo, przepraszam za tamten dzień od razu mówi.
Biorę ją za rękę: Grażyno, kocham cię bardziej niż własne życie. Ale i ja jestem człowiekiem. Muszę czuć, iż żyję, a nie tylko pełnię.
Spojrzyła w dół: Wiem Czasem wszystko wydaje się przytłaczające.
Rozumiem odpowiadam łagodą. Musimy znaleźć równowagę. Nie zawsze będę twoim rozwiązaniem, ale mogę być przy tobie jako matka.
Rozmawiamy długo, przez łzy i nowe uśmiechy.
Wracając do domu, czuję lżejszy ciężar w sercu, ale wciąż nurtuje mnie pytanie: gdzie kończy się obowiązek rodzica, a zaczyna prawo do własnego szczęścia?
Czasem zastanawiam się, czy naprawdę egoistyczne jest pragnienie odrobiny spokoju po życiu pełnym poświęceń, czy to jedynie strach przed utratą nieodzownej roli.
A wy? Czy emerytura należy tylko do rodziców, czy do całej rodziny?
Lekcja, którą wyniosłam, brzmi: troska o innych nie może całkowicie zgasić ognia, który potrzebny jest, byśmy sami mogli ogrzać się w chłodne dni.