Cierpliwość, kluczem do sukcesu

newsempire24.com 3 tygodni temu

Cierpliwości, tylko cierpliwości

— Mamo, tato, z okazji złotych godów! — zawołała radośnie córka, wchodząc z mężem i dziećmi na podwórko rodzinnego domu. — Życzymy wam kolejnych pięćdziesięciu lat w miłości i szczęściu.

— Dziękujemy, córuś, ale no… pięćdziesiąt to trochę za dużo — roześmiał się Stanisław. — Ale obiecujemy, iż będziemy żyć dalej.

Tak, minęło pół wieku małżeństwa Haliny i Stanisława. Pięćdziesiąt lat — niby wiele, a gdy się obejrzeć, wszystko przemknęło jak sen. Nie każdy może się takim jubileuszem pochwalić. Życie bywa ciężkie, przynosi czarne dni i przykre niespodzianki.

Czy Halina i Stanisław byli naprawdę szczęśliwi? Może zmęczony uśmiech jubilatki krył jakieś żale? A za uśmiechem męża — poczucie winy? Wszystko możliwe.

Hala miała zaledwie czternaście lat, gdy sąsiedzki Staś, starszy o trzy lata, zatrzymał ją wracającą ze szkoły:

— Halinka, ale z ciebie ślicznotka. Jak wrócę z wojska, to się z tobą ożenię. Tylko urośnij trochę. Za rok idę do służby.

— O, znalazł się kandydat na męża — prychnęła i pobiegła do domu.

W szkole chłopcy już zerkiem na nią zerkali, ale Hala choćby o nich nie myślała. Matka wychowała ją surowo, a chłopcy uważali ją za niedostępną. Potrafiła postawić się każdemu.

— Ładna, ale jakaś dzika — szeptali między sobą. — choćby pogadać nie chce.

Czas mijał. Staś wrócił z wojska. Drugiego dnia wyszedł z domu i natknął się na Halę, niosącą wiadra z wodą na koromysłach. Stanął jak wryty. Przed nim stała zgrabna, piękna dziewczyna — oniemiał na moment, ale gwałtownie się otrząsnął.

— Halinka! Jeszcze ładniejsza się zrobiłaś! A masz już jakiegoś chłopaka?

— A tobie co do tego? — uśmiechnęła się.

— Przyjdź dziś do klubu. Potańczymy, pogadamy…

Hala wzruszyła ramionami i poszła do domu. Staś stracił spokój. W wojsku zapomniał o obietnicy ożenku. A tu wyszło, iż żart stał się prawdą. Na takiej dziewczynie tylko się żenić, nie wolno jej krzywdzić. I nikomu by nie pozwolił.

Cały wieczór czekał na nią w klubie. Dziewczyny kręciły się wokół niego, zapraszały do tańca, ale on tylko wpatrywał się w drzwi. Hala nie przyszła. Nikogo nie odprowadził, choć niejedna miała nadzieję.

Następnego dnia znów ją złapał przy studni.

— Cześć, Hala. Czemu nie przyszłaś wczoraj? Czekałem.

— Nie chodzę do klubów. Po co? — odparła dumnie i ruszyła w stronę domu, ale Stanisław zastąpił jej drogę.

— Zejdź mi z drogi, przeklęty! — zażądała.

— A co zrobisz?

Hala postawiła wiadra, chwyciła jedno i oblała go wodą.

— To cię spotka — roześmiała się. — Ciekawe, komu się teraz spodobasz w takim stanie.

— Ognista z ciebie baba — mruknął, patrząc, jak odchodzi. — Ale znajdę sposób. I tak będziesz moja.

Próbował na różne sposoby — czekał na nią, odprowadzał do furtki. Pewnego dnia podarował jej bukiet polnych kwiatów. Uśmiechnęła się wtedy po raz pierwszy.

W końcu, gdy znów ją zatrzymał i posadził na ławce przed domem, Hala przemówiła. Stanisław nie mógł bez niej żyć — myślał tylko o niej, śniła mu się. Chciał ją przytulić, pocałować. Nie wiedział, iż i ona go kocha.

Ba, kochała go od dzieciństwa, tylko on był starszy, a ona jeszcze mała. Te słowa o małżeństwie po wojsku utkwiły jej w głowie. Dlatego odpychała innych chłopców. Czekała na Stasia. A gdy wrócił, nie wierzyła, iż i on ją kocha. Widziała, jak dziewczyny rzucają mu się na szyję. Trzymała go na dystans, by nie myślał o niej jak o innych.

Ale lód w końcu pękł. Stopił go, przynosząc ogromny buket bzu. Dowiedział się, iż to jej ulubione kwiaty.

— Hala, chodź na spacer. Taka piękna wiosna, wszystko kwitnie — zaproponował.

— No dobrze — odparła, rumieniąc się. Wtedy zrozumiał, iż i ona go kocha.

Wieść rozniosła się po wsi: Staś z Halą są razem. Przestała go odtrącać, zobaczyła w jego oczach miłość. Chodzili za rękę.

— Co to, Hala cię na smyczy prowadzi? — śmiali się chłopaki. On tylko się uśmiechał, szczęśliwy, iż ma ją przy sobie.

Coraz bardziej się zakochiwał. Pewnego wieczoru powiedział:

— Hala, czas się pobrać. Dość tych spacerów. Kochamy się. Po co zwlekać?

Zgodziła się. Zaczęli szykować wesele, ale nagle umarła matka Stanisława. Trzeba było odłożyć ślub.

Pewnego dnia oznajmił:

— Jutro jadę do sąsiedniej wsi. Przewodniczący wysyła mnie pomóc przy żniwach.

— Na długo? — spytała.

— Nie wiem. Ale czekaj na mnie. Kocham cię, jesteś moim życiem.

Te słowa sprawiły, iż Hala wzięła go za rękę i zaprowadziła do stodoły.

— Chcę, żebyś mnie zapamiętał — szepnęła. — I wrócił szybko.

Wrócił po dwóch tygodniach. A niedługo potem Hala oznajmiła, iż spodziewa się dziecka. Ślub był skromny — w końcu niedawno pochowali jego matkę.

— Córeczko, czemu tak się spieszycie? — dopytywała się matka.

Hala wyznała prawdę. Ale cóż — życie to życie. Lepiej, iż wyszła za mąż, niż zostałaby z dzieckiem bez ślubu — myślała matka, zastanawiając się, gdzie zawiodła.

Po ślubie Hala była najszczęśliwszą kobietą we wsi. Promieniała. Uwielbiała opiekować się mężem. niedługo urodziła córkę — niektórzy liczyli, iż trochę za wcześnie. Potem syna. Kochali się bardziej niż kiedykolwiek.

Kobiety we wsi zazdrościły im tej miłości. Zwłaszcza samotne lub wdowy. A szczęścia nie da się ukryć.

Minęły lata. Dzieci dorosły. W czasie żniw Stanisław często jadł w polowej kuchni. Kucharka, Kasia, z zachwytem patrzyła na jego umięśnione ramiona.

— Taki chłop, a ta Hala go”Ale gdy Stanisław spojrzał raz jeszcze na Halinę, siedzącą przy nim po pięćdziesięciu latach wspólnej drogi, zrozumiał, iż prawdziwe szczęście zawsze wraca do tych, którzy potrafią je rozpoznać.”

Idź do oryginalnego materiału