**Cienie przeszłości: dramatyczna prawda we wsi Lipówka**
Marcin rozchorował się. Przyjechał do babci do wsi Lipówka, gdzie powietrze przesiąknięte było zapachem traw i wspomnieniami z dzieciństwa. Leżąc na starej drewnianej łóżku, smutno spojrzał na babcię, Katarzynę Stanisławównę.
– Dobrze, iż cię mam, babciu – szepnął cicho. – Sam jestem na tym świecie. Może i nikomu nie jestem potrzebny?
– Co ty wygadujesz, Marcin, ogarnij się! – wykrzyknęła babcia, klaszcząc w dłonie. – Taki przystojny mężczyzna i niepotrzebny? Każda samotna kobieta uznałaby cię za dar losu! Leż, nie wstawaj, a ja skoczę do sąsiadki po lipowy miód…
Katarzyna Stanisławówna pokiwała głową i wyszła. Marcin zamknął oczy, zapadając w niespokojny sen. Nagle drzwi skrzypnęły, a lekkie kroki przerwały ciszę.
– Babciu, to ty? – Marcin otworzył oczy i gwałtownie usiadł na łóżku, nie wierząc własnym oczom.
Marcin zawsze spieszył się do babci do Lipówki. Ostatnie lata wziął na siebie wszystkie troski o nią. Rodzice mieli ręce pełne roboty – ojciec wciąż pracował w fabryce, a matka godzinami znikała w swoim ogródku, pielęgnując kwiaty i warzywa. Do babci zaglądała najwyżej raz w miesiącu.
– Ja jestem u nas najbardziej wolny – uśmiechał się Marcin. – Rodziny jeszcze nie założyłem, a już trzydzieści siedem na karku. A wy to w podróżach, to z remontami się uganiacie.
– Babcia cię uwielbia – odpowiadała matka. – Wie, iż przywieziesz zakupy, pomożesz w gospodarstwie i spędzisz z nią weekend.
– Tak, kocham ją – wspominał ciepło Marcin. – W dzieciństwie każde lato tu biegałem, potem wojsko, praca, zarobki… Czas oddać długi.
– Długi długami, ale kiedy się ożenisz? – nie dawała za wygraną matka. – Czas, Marcin, dzieciaki mieć, bo tak zostaniesz sam.
Marcin jechał polną drogą, w bagażniku kołysały się torby z zakupami. Myśli wracały do czasów młodości, kiedy w sąsiedniej wsi Brzozówka zakochał się w dziewczynie – zwyczajnej, ale takiej bliskiej. Kinga była cicha, miała wyraziste oczy, które zdradzały jej uczucia. Ich letnie randki były pełne namiętności i czułości.
– Szkoda, iż to się skończyło – westchnął Marcin. – Poszedłem do wojska, a ona, jak się okazało, miała innego – tego, który wrócił z zarobków i urządził jej scenę na całą wieś. Ech, Kinga…
Na poboczu zauważył dziewczynę, która łapała stopa. Marcin zwolnił.
– Do Brzozówki podwieziecie? – spytała, odgarniając ciemną grzywkę.
– Wsiadaj – skinął.
W drodze zerkał na nią ukradkiem. Coś w jej rysach wydawało się znajome, niemal rodzinne.
– Stąd jesteś, czy w gościnę? – zainteresował się.
– Do domu jadę – odpowiedziała. – Zdałam egzaminy w medyku, teraz będę odpoczywać. Chociaż jakie wakacje na wsi – sama praca. Ale w domu dobrze, mama czeka.
Uśmiechnęła się, a Marcin zdrętwiał – ten uśmiech był identyczny jak u Kingi!
– A przypadkiem nie jesteś córką Kingi? – ostrożnie zapytał.
– Jestem Weronika Kowalczyk – odpowiedziała. – Mama z domu była Kinga Wiśniewska.
– A, no tak – Marcin poczuł, jak serce zaczęło mu walić. – O twoją mamę właśnie pytałem.
– Znaliście moją mamę? – zdziwiła się dziewczyna.
– Tak, kiedyś – odpowiedział wymijająco, zauważając na jej policzku pieprzyk – taki sam jak jego.
– Ile masz lat, studentko? – spytał, starając się brzmieć swobodnie.
– Za chwilę osiemnaście – roześmiała się. – Choć wyglądam młodziej.
– To minie – odparł Marcin, zatrzymując samochód. – Pewnie podobna do mamy?
– Raczej do taty – powiedziała poważnie, wysiadając. – Tylko jego los nie był szczęśliwy. Zmarł, jak miałam dziesięć lat. Teraz jesteśmy z mamą we dwie. Szczęście gwałtownie się kończy…
PomachMachnął ręką i odpalił silnik, wiedząc, iż to dopiero początek ich wspólnej historii.