Cienie przeszłości: dramatyczna prawda we wsi Lipówka
Krzysztof zachorował. Przyjechał do babci do wsi Lipówka, gdzie powietrze przesiąknięte było zapachem ziół i wspomnieniami dzieciństwa. Leżąc na starej drewnianej łóżku, smutno spojrzał na babcię Marię Stanisławową.
– Dobrze, iż cię mam, babciu – szepnął cicho. – Jestem taki samotny na tym świecie. Może nikomu nie jestem potrzebny?
– Co ty wygadujesz, Krzysztof?! – wykrzyknęła babcia, klasnąwszy w dłonie. – Taki przystojny mężczyzna i niepotrzebny? Każda samotna kobieta uznałaby cię za dar losu! Leż, nie wstawaj, a ja skoczę do sąsiadki po lipowy miód…
Maria Stanisławowa pokręciła głową i wyszła. Krzysztof zamknął oczy, pogrążając się w niespokojnym śnie. Nagle skrzypnęły drzwi, a lekkie kroki przerwały ciszę.
– Babciu, to ty? – Krzysztof otworzył oczy i gwałtownie usiadł na łóżku, nie wierząc własnym oczom.
Krzysztof spieszył się do babci do Lipówki. Ostatnie lata wziął na siebie wszystkie obowiązki związane z jej opieką. Rodzice byli zajęci – ojciec wciąż pracował w hucie, a matka dniami przesiadywała na swojej działce, pielęgnując kwiaty i warzywa. Do babci zaglądała najwyżej raz w miesiącu.
– Ja mam najwięcej wolnego – uśmiechał się Krzysztof. – Rodziny jeszcze nie założyłem, choć trzydzieści siedem lat już stuknęło. A wy albo w podróżach, albo w remontach.
– Babcia cię uwielbia – mówiła matka. – Wie, iż zawsze przywieziesz zakupy, pomożesz w domu i spędzisz z nią weekend.
– Tak, kocham ją – wspominał z ciepłem Krzysztof. – W dzieciństwie każde lato tu biegałem, a potem wojsko, praca, zarobki… Czas spłacić długi.
– Długi długami, ale kiedy się ożenisz? – nie dawała za wygraną matka. – Czas, Krzysiu, na dzieci, bo tak zostaniesz sam.
Krzysztof jechał polną drogą, w bagażniku kołysały się torby z zakupami. Myśli wracały do młodości, gdy we wsi Brzozówka zakochał się w dziewczynie – prostej, a jednak tak bliskiej. Kinga była cicha, z oczami, które mówiły więcej niż słowa. Ich letnie svidania pełne były namiętności i czułości.
– Szkoda, iż to się skończyło – westchnął Krzysztof. – Poszedłem do wojska, a ona, jak się okazało, miała kogoś innego – tego, który wrócił z zarobków i urządził jej scenę na całą wieś. Ech, Kinga…
Na poboczu zauważył dziewczynę łapiącą stopa. Krzysztof zwolnił.
– Do Brzozówki podwieziecie? – zapytała, odgarniając ciemną grzywkę.
– Wsiadaj – skinął głową.
W drodze Krzysztof zerkał na pasażerkę. Coś w jej rysach wydawało mu się znajome, niemal bliskie.
– Mieszkasz tu, czy w odwiedzinach? – zapytał.
– Wracam do domu – odparła. – Zdałam egzaminy w szkole medycznej, teraz odpoczywam. Chociaż jakie tam wakacje na wsi – ciągła praca. Ale w domu jest dobrze, mama czeka.
Uśmiechnęła się, a Krzysztof zdrętwiał – ten uśmiech był identyczny jak u Kingi!
– Nie jesteś córką Kingi, przypadkiem? – zapytał ostrożnie.
– Jestem Weronika Kowalczyk – odpowiedziała. – Mama z domu Kinga Wójcik.
– Ach, tak – Krzysztof poczuł, jak serce zaczyna bić mocniej. – Właśnie o twoją mamę pytałem.
– Znaliście moją mamę? – zdziwiła się dziewczyna.
– Tak, spotykaliśmy się kiedyś – odpowiedział wymijająco, dostrzegając na jej policzku znamię – identyczne jak jego.
– Ile masz lat, studentko? – spytał, starając się brzmieć swobodnie.
– niedługo osiemnaście – roześmiała się. – Chociaż wyglądam młodziej.
– To minie – odpowiedział Krzysztof, zatrzymując samochód. – Pewnie podobna do mamy?
– Raczej do taty – powiedziała poważnie, wysiadając. – Tylko jego los był nieszczęśliwy. Zmarł, gdy miałam dziesięć lat. Teraz jesteśmy z mamą same. Szczęście jest ulotne…
Pomachala ręką i poszła w stronę domu. Krzysztof długo patrzył za nią, opierając się o kierownicę.
Babcia od razu zauważyła jego smutek.
– Co się stało, Krzysztof? Nie jesteś chory? Może herbaty z malinami?
– Nie, babciu, wszystko w porządku. A gdzie nasz stary album ze zdjęciami? – spytał nagle.
– W kredensie, na werandzie. A o co chodzi?
– Chciałem powspominać młodość – odparł.
Usiedli, przeglądając album. Babcia opowiadała o sąsiadach, przyjaciołach, rodzinie. Gdy Krzysztof mimochodem zapytał o Kingę, Maria Stanisławowa westchnęła.
– Po twoim wyjeździe gwałtownie wyszła za mąż za swojego Stanisława. Kochał ją, a ty prawie zrujnowałeś jej wesele, gagatku – uśmiechnęła się babcia. – Zawsze byłeś ulubieńcem dziewczyn. Kiedy w końcu się ożenisz?
– A jej mąż, podobno, nie żyje? – spytał ostrożnie Krzysztof.
– Dawno już. Wielkie nieszczęście… – babcia spojrzała na niego uważnie i wyszła do kuchni.
Cały dzień Krzysztof nie mógł znaleźć sobie miejsca. Dziewczyna, którą podwiózł, nie schodziła mu z myśli. Znamię, uśmiech, wiek – wszystko się zgadzało. Czy mogła być jego córką? Serce ściskało się na myśl, iż Kinga mogła ukryć prawdę. Winił siebie, iż wtedy, w młodości, nie walczył o nią, tylko uciekł, zostawiając wszystko za sobą.
Następnego ranka, ledwo się obudziwszy, Krzysztof wsiadł do samochodu i pojechał do Brzozówki. Kinga rozwieszała pranie w ogrodzie. Gdy go zobaczyła, zastygła, a potem, porzuciwszy miskę, pobiegła do domu.
– Kinga, wyjdź, musimy porozmawiać! – krzyknął Krzysztof, czując, jak drży mu głos.
Zatrzymała się na ganku, podeszła powoli do furtki i otworzyła ją.
– Chodź do ogrodu, żeby Weronika nie słyszała – szepnęła. – Po co przyszedłeś, Krzysztof?
– Jestem– Jestem u babci teraz, niedaleko… – zaczął, ale Kinga przerwała mu, a w jej oczach zabłysły łzy.