Cienie minionych lat: dramat na przedmieściach

polregion.pl 2 dni temu

**Cienie minionych lat: dramat w Sosnówce**

– Jak gwałtownie minęło życie, te wszystkie lata. I jak staliśmy się niepotrzebni własnym dorosłym dzieciom – głos Elżbiety drżał, a oczy wypełniły się łzami. Nie chciała słuchać dalej, serce ściskał ból.

Elżbieta wychowała troje dzieci, które dawno opuściły rodzinny dom w Sosnówce. Najstarszy syn, Marek, wyjechał za granicę z rodziną jeszcze w młodości. Od tamtej pory ani razu nie odwiedził matki. Tylko fotografie, rzadkie listy i kartki z życzeniami przypominały o jego istnieniu. Elżbieta piekłowicie przechowywała każdą pamiątkę. Zimowymi wieczorami przeglądała je, czytając własne listy: „Synku, tak tęsknimy z ojcem, przyjedź choć raz, poznaj nas z żoną i wnukami…” ale Marek zawsze nie miał czasu – swój świat, swoje sprawy.

Średnia córka, Weronika, wyszła za mąż za wojskowego. Często się przeprowadzali, mieli tylko jedno dziecko. Czasem Weronika zaglądała do Sosnówki, ale wizyty były krótkie i rzadkie. Mąż Elżbiety, Jan, szanował zięcia, Tomasza, i cies charił się, widząc błysk w oczach córki – była szczęśliwa. Elżbieta też nie martwiła się o Weronikę – wszystko u niej układało się dobrze.

Lecz najmłodsza, Agnieszka, została sama. Po ślubie w wiosce urodziła syna, ale małżeństwo się rozpadło. Wtedy Elżbieta poradziła: „Jedź do miasta, córeczko. Co cię tu czeka? Jesteś młoda, ładna, sobie poradzisz”. Agnieszka posłuchała, zostawiła małego Wojtka z matką, skończyła kurs krawiectwa i gwałtownie znalazła pracę w mieście. Później zabrała syna do siebie. „W mieście będzie mu lepiej – tłumaczyła. – Szkoła blisko, zajęcia pozalekcyjne, nie będzie się nudził”. Wojtek, chwytając babcię za ramię, płakał, ale któż śmiał sprzeciwić się matce?

„Tydzień bez mnie przeżyjesz – powiedziała Elżbieta mężowi. – Nie mogę dłużej, serce boli, muszę odwiedzić córkę”. Jan chciał jechać z nią, ale jesienią źle się poczuł. Elżbieta spakowała torby, zapakowała wiejskie smakołyki. Jan odprowadził ją na stację przed świtem. Minęły już trzy lata od ostatniego spotkania – Wojtek na pewno mocno podrósł.

– Mamo, dlaczego nie uprzedziłaś, iż przyjedziesz? – powitała ją Agnieszka, ledwo ukrywając irytację. – Mogłaś zadzwonić! Musiałam brazić wolne z pracy, odebrać Wojtka ze szkoły, biegać po zakupy. Cały dzień na nogach przez twoją wiadomość!
– Przepraszam, córeczko, chciałam zrobić niespodziankę – tłumaczyła się Elżbieta, idąc z dworca. – Wiesz, jak u nas na wsi z zawyłką…
– Coś się stało? Chcesz coś powiedzieć? Jak tata?
– Wszystko w porządku, tylko trochę przeziębiony, jesień jednak. Ale dajemy radę.

Drzwi otworzył Wojtek. Boże, jak się zmienił! Miał szerokie ramiona jak dziadek i rulocalne dłonie.
– Witaj, wnuczku! – uradowana wykrzyknęła Elżbieta, otulając go ramionami.
– Cześć, babciu – Wojtek gwałtownie wymknął się z uścisku i przyglądał jej się uważnie.
– Czemu nie wyszliście mnie odebrać? Ledwo dotarłam z umiami – wygderwała Elżbieta, patrząc na córkę.
– Przygotowywaliśmy się na twoje przybycie – odparła Agnieszka. – Ugotowałam obiad, muszę cię nakarmić po podróży.

Elżbieta westchnęła – trudno, niech będzie. Po chwili krzyczała do telefonu:
– Wszystko gra, Janku! Przyjęli mnie, pomogli! Nie martw się, siadam do stołu, Agnieszka ugotowała, pyszne. Ściskają cię!

Przy stole Agnieszka nalała zupy i spytała:
– Jedna kotlet czy dwie, mamo?
Elżbieta, wygłodniała po drodze, byłaby w stanie zjeść wszystkie pięć, jednak spojrzała na córkę i odparła:
– Postaw na stół, sama wezmiesz.

Na talerzu leżało pięć małych kotletów. Każdy wziął po jednej. Elżbieta sięgnęła po drugą, ale nie wzięła trzeciej – zrobiło się jej głupio. Przypomniała sobie, jak gotowała dzieciom góry jedzenia, zwłaszcza na święta, żeby najadły się do syta. A tutaj… Może Agnieszka ma trudności? Trzeba by pomóc finansowo – ona i Jan mieli oszczędności, a plony w tym roku były dobre.

Elżbieta obeszła mieszkanie. Świeży remont, nowe meble, telewizor wiszący w salonie. Pokój Wojtka był mały, ale przytulny, wszystko, co mogąście.
– Na jak długo do nas przyjechałaś? – spytała Agnieszka, zmywając naczynia.
– Co, nie cieszysz się? Ledwie dotarłam, a ty już pytasz, kiedy wyjeżdżam?
– Nie, tylko bilety trzeba wcześniej kupić. Jutro mogę iść na dworzec i załatwić ci powrotny, żeby nie zwlekać.

Elżbieta wzruszyła ramionami – skoro taka wola. Wieczna spędziła z Wojtkiem, oglądając zdjęcia i filmy z szkolnych występów. Cieszyła się, jaki mądry rośnie wnuk. Szkoda, iż Jan nie widzi. Trzeba będzie poprosić Wojtka, żeby podpisał kartki dla dziadka.

Minęło kilka dni. Z wieczorem rozmowy stawały się chłodniejsze. Wojtek coraz częściej zamykał się w pokoju, ucząc się lub uciekając do sąsiadów na gry. Agnieszka zostawała w pracy lub spotykała się ze znajomymi, wracała późno, zdejmowała buty i od razu kładła się spać. Elżbieta tęskniła za zwykłym ludzkim ciepłem. Nie tak wyobrażała sobie spotkanie z córką.

Zadzwoniła do Jana i zaczęła pakować rzeczy. Przechodząc koło pokoju wnuka, przypadkiem usłyszała rozmowę Agnieszki z Wojtkiem:
– Mamo, a kiedy wujek Krzysiek przyjdzie? Obiecał mnie na mecz zaprowadzić.
– Wkrótce, synku, jak tylko babcia wyjedzie… – odparła Agnieszka.
– A kiedy babcia wyjedzie?

Elżbieta zastygła. łzy polały się strumieniem. Trzymając się ściany i ściskając zbolane serce, dotarła do pokoju, spakowała umiami, narzuciła płaszcz i stała już w drzwiach, gdy wyszła Agnieszka.
– Gdzie ty się w nocy wybierasz? Pociąg dopiero jutro wieczorem!
– Nic nie szkodzi, zmienię bElżbieta spojrzała na córkę, wyprostowała się i cicho odpowiedziała: „Nie martw się, już więcej nie przyjadę.”

Idź do oryginalnego materiału