Cień zdrady w rodzinnym domu
Halina Nowak stała przy kuchni, delikatnie mieszając kaszę gryczaną z mięsem w starym żeliwnym garnku – idealnym do takiej potrawy. Jej syn Krzysztof, jej duma i jedyna nadzieja, miał lada chwila wrócić do domu. Wyobrażała sobie, jak ucieszy się na gorący posiłek przygotowany z matczyną troską. Owinęła garnek w ręcznik, by utrzymać ciepło, włożyła go do torby i ruszyła do mieszkania syna w sąsiednim bloku. Miała swój klucz – na wszelki wypadek.
Niedawno rozmawiała z Krzysztofem przez telefon. Jak zwykle wezwał komórkę, ale Halina, przyzwyczajona do starych zwyczajów, oddzwoniła na telefon stacjonarny. Odebrała jego żona, Bożena, oznajmiając, iż Krzysiek jest w pracy. Ale przecież sam wspominał, iż teraz pracuje zdalnie! Ktoś kłamał. A Halina była pewna, iż nie jej syn.
Bożena pojawiła się w ich życiu jak wiatr. Dziewczyna z odległej wsi, bez wykształcenia, pracy i własnego kąta. Jak Krzysztof, bystry chłopak z perspektywami, mógł tak oślepnąć z miłości? Nalegał na ślub, mimo próśb rodziców, by poczekać. Wzięli ślub, a Bożena wprowadziła się do przytulnego dwupokojowego mieszkania, które Krzysztof dostał w prezencie. Na szczęście było zapisane na niego.
Bożena nie pracowała, zajmując się „poszukiwaniem siebie”. Krzysztof zaś harował od rana do nocy, by ją utrzymać. Ostatnio wynajął choćby drugie mieszkanie – podobno do pracy, bo do Bożeny stale zjeżdżali się krewni z jej rodzinnej wsi. Szczególnie często – „kuzyn” Marek, z którym, jak twierdziła, była blisko od dzieciństwa. Halina nie wtrącała się, ale jej matczyne serce czuło, iż coś jest nie tak.
Tego dnia postanowiła sprawić synowi przyjemność i przyrządzić jego ulubione danie. Wchodząc do mieszkania, nie zapaliła światła w przedpokoju, by nie zwracać uwagi. Z pokoju dobiegała wesoła, ale jakoś wulgarna melodia. Halina zajrzała do środka i zastygła. Torba z garnkiem wyślizgnęła się z jej dłoni i z hukiem spadła na podłogę. W pokoju, wtuleni w siebie, tańczyli dwoje – Bożena i jakiś mężczyzna, z pewnością nie kuzyn.
Muzyka ucichła. Bożena, blada jak ściana, wybiegła do przedpokoju. „Halina! – wykrzyknęła, wymuszając uśmiech. – Nie spodziewałam się pani!”
– Widać – odpowiedziała zimno teściowa, starając się opanować.
– Wpadnie pani na ciasto? Mamy tort – zaproponowała Bożena, wyraźnie licząc na odmowę.
Halina wymusiła uśmiech. „Przyniosłam dla Krzysztofa kolację, jego ulubione. Mam nadzieję, iż nie ostygło” – powiedziała, wręczając torbę. Bożena, uradowana, iż burza minęła, obiecała owinąć garnek w ręcznik.
Halina wyszła na zewnątrz i osunęła się na huśtawkę na podwórku. O tej porze było pusto, dzieci już spały. Kołysząc się, próbowała zebrać myśli. Postąpiła słusznie, nie robiąc sceny. Bożena i tak by się wykręciła, wymyślając wymówkę. Ale upadek garnka – to był niewybaczalny błąd. Halina, pielęgniarka na ostrym dyżurze, przyzwyczajona była do zimnej krwi w kryzysowych sytuacjach. Ratowała życie, podejmowała decyzje w mgnieniu oka i nigdy nic nie upuszczała. A tu – taka wpadka. Ale jak zachować spokój, gdy chodzi o jedynego syna?
Zdecydowała, iż to jeszcze nie koniec. Bożena nie zmieni przyzwyczajeń. Po tygodniu Halina powtórzyła próbę, tym razem z pierogami. Weszła cicho jak duch i, wyciągając telefon, nagrała scenę. Muzyka była ta sama, ale tańca już nie było – sytuacja okazała się dużo bardziej wymowna. Skończywszy nagranie, zadzwoniła do drzwi. Bożena, zarumieniona, uchyliła drzwi. „Pierogi dla Krzysztofa” – powiedziała teściowa, wręczając paczkę i odchodząc.
W domu rozważała możliwości. Mogła przyjść bez syna, pokazać dowody i wyrzucić Bożenę. Ale ta mogłaby później namówić Krzysztofa, iż teściowa ją oczerniła. Inna opcja – od razu powiedzieć synowi. Ale Krzysztof, wychowany w szacunku i ufny, mógł uwierzyć w „przypadek” albo „tylko pocałunek”. Nie, należało działać pewnie.
W sobotę Halina z mężem wpadli do syna i synowej. Znów przynieśli pierogi. Po pierwszej filiżance herbaty Halina spojrzała na Bożenę i spytała: „No i co, znalazłaś siebie?”
Krzysztof zdziwiony spojrzał na matkę – nigdy nie pozwalała sobie na taki ton. Bożena, wyczuwając zagrożenie, bąknęła: „Jeszcze nie.”
– A ja mogę pomóc – powiedziała Halina, kładąc telefon z nagraniem na stole.
– Co to? – Krzysztof patrzył to na ekran, gdzie jego żona i „kuzyn” okazywali sobie wyraźnie niebraterskie uczucia, to na Bożenę i z powrotem. Ona milczała, spuszczając wzrok.
– interesujące kino, synu? – spytała teściowa, powstrzymując gniew.
– Zdradzasz mnie? I on nie jest kuzynem? – głos Krzysztofa drżał. – Bożeno, powiedz coś!
– A co ona powie? – wtrąciła się matka. – Jak można być tak naiwnym?
Bożena wstała, jej twarz płonęła. „Tak, nie jest moim kuzynem – warknęła. – Przyjechaliśmy tu razem, bez grosza przy duszy, bez meldunku. A tu ty – czyściutki chłopczyk z mieszkaniem i mamą przynoszącą pierogi. Postanowiliśmy tak żyć, a potem zobaczymy.”
– Mówiłaś, iż mnie kochasz – szepnął Krzysztof.
– Mówiłam wiele rzeczy – zaśmiała się Bożena. – Nie można być tak łatwowiernym.
Poszła do pokoju, pewno pakować rzeczy. Krzysztof siedział jak skamieniały. Ojciec milczał, ufając żonie. Halina modliła się w duchu: „Boże, nie daj mu pobiec za nią!”
Gdy drzwi zamknęły się za Bożeną, Krzysztof spojrzał na matkę. W jego oczach było pytanie: „Co mam teraz zrobić?” Jego świat się zawalił – rodzina, miłość, nadzieje. Pierwsza wielka zdrada rozrywała serce.
– Napijmy się herbaty – zapropKrzysztof wziął głęboki oddech, a Halina przytuliła go mocno, wiedząc, iż czas i jej miłość będą najlepszym lekarstwem na tę ranę.