Cień zdrady
Szósty dzień z rzędu Weronika nie rozmawiała z mężem. Wszystko zaczęło się w zeszły wtorek od błahej kłótni. Marek zapomniał wyjąć mięso z zamrażarki, choć Weronika dwa razy przypominała. Ale on, wróciwszy z pracy, znów zatonął w laptopie, pochłonięty pilnymi raportami.
— Marek! — głos Weroniki z kuchni brzmiał ostro od złości. — Celowo ignorujesz moje prośby? Z czego mam zrobić obiad, skoro nie ma mięsa?
— Przepraszam, kochanie — odpowiedział Marek, nie odrywając wzroku od ekranu. — Zupełnie się zapomniałem. Zamówmy pizzę? A może sushi?
— Zamawiaj, co chcesz! — rzuciła Weronika, narzucając płaszcz.
— Gdzie idziesz? — Marek wyszedł do przedpokoju, patrząc na żonę ze zdziwieniem.
— Na spacer — odcięła i zatrzasnęła drzwi.
Marek wzruszył ramionami i wrócił do pracy. Po dwóch godzinach zamówił pizzę, czekając na Weronikę. Wróciła dopiero o północy, gdy Warszawa pogrążyła się w zimowej ciszy.
— Gdzie byłaś tak długo? — zawołał Marek.
— W kawiarni jadłam kolację — odpowiedziała Weronika lodowato.
— Sama? O tej porze?
— A co w tym złego? Nie zadbałeś o obiad, musiałam sama o siebie zadbać.
— Będziesz mi wiecznie wypominać to mięso? — wybuchnął Marek. — No, zapomniałem! Zdarza się każdemu!
— Nie chodzi o mięso! — Weronika podniosła głos. — Nie traktujesz mnie poważnie! Zero uwagi! Moje słowa są dla ciebie puste!
— Co? — Marek zmrużył oczy, czując, iż kłótnia jest na siłę. Ale by nie eskalować, dodał: — Dobrze, ustawię przypomnienie w telefonie.
Ta odpowiedź tylko dolała oliwy do ognia. Weronika rano milczała, wieczorem ignorowała męża. Trzeciego dnia Marek nie wytrzymał. Podszedł, próbował ją objąć, ale odepchnęła go i wyszła do sypialni, głośno zatrzaskując drzwi.
— Nie chcesz? Jak chcesz — mruknął Marek, czując, jak narasta w nim irytacja. W pracy miał już dość problemów, a teraz i w domu toczyła się zimna wojna.
Minął tydzień w grobowej ciszy. W środę, w wolny dzień, Marek postanowił się pogodzić. Wstał wcześnie, przygotował śniadanie: jajecznicę, tosty, kawę z jej ulubioną waniliową pianką. Ale Weronika weszła do kuchni, choćby nie patrząc na stół.
— Musimy się rozstać — wyrzuciła z siebie.
— Co?! — Marek zastygł, jakby rażony piorunem. — Z powodu kawałka mięsa?!
— Dość już tego mięsa! — krzyknęła Weronika, zaciskając pięści. — Mówiłam, nie o to chodzi! Nic z nas nie wyjdzie! Kiedy się pobraliśmy, byłeś inny — troskliwy, uważny. A teraz choćby dobrego słowa nie można się doczekać!
— O czym ty mówisz?! — Marek wciąż kochał Weronikę i starał się dla ich rodziny. — Jak to nie poświęcam uwagi? Chodzimy razem do kina, do restauracji! Tak, w tygodniu jestem zajęty, ale w weekendy zawsze jestem z tobą!
— Nie czuję, iż jesteś przy mnie — odcięła Weronika. — Jesteś gdzieś w swoich myślach. Czuję się jak intruz w twoim życiu.
— Intruz? — Marek złapał się za pierś od bólu. — Jestem zamyślony, tak, ale to przez pracę! Wiesz, jakie mam obciążenie!
— Właśnie! — przerwała Weronika. — Zawsze jesteś zajęty, a efektów nie widać! Tak ciężko pracując, powinieneś zarabiać miliony, a wciąż mieszkamy w tej kawalerce! Marzyłam o morzu, a z tobą chyba nigdy go nie zobaczę.
— Werka, haruję od rana do nocy! — błagał Marek. — Chcę większe mieszkanie, chcę wyjazd nad morze! Daj mi trochę czasu, wszystko będzie!
— Trzy lata małżeństwa, a nic się nie zmienia — głos Weroniki stał się lodowaty. — Obiecywałeś to przed ślubem. Na darmo ci uwierzyłam.
— Wyszłaś za mnie dla obietnic? — Marek zmarszczył brwi, serce ścisnęło się z bólu. — A myślałem, iż mnie kochasz…
— Kocham, ale… — Weronika urwała, zdając sobie sprawę, iż powiedziała za dużo. — Powiedziałam wszystko. Idę się pakować.
Został sam, patrząc na stygnące śniadanie, nie wierząc, iż przez kawałek mięsa rozpada się jego małżeństwo. Gdy Weronika pakowała walizki, próbował ją przekonać, ale milczała. Zebrała torby i wyszła bez słowa.
Przez kilka tygodni Marek żył w otępieniu. Czekał, iż Weronika wróci, zaśmieje się, powie, iż to tylko żart. Ale nie wróciła. Dzwonił, błagał o spotkanie. Najpierw odpowiadała, iż nie wróci, potem zmieniła numer.
Gdy dostał papiery rozwodowe, zrozumiał — stracił ją na zawsze. Przestał szukać spotkań, zamknął się w sobie.
Pewnego dnia przypadkiem spotkał kuzynkę Weroniki, Kasię. Jej spojrzenie mówiło, iż wie o rozwodzie. Kasia nigdy nie lubiła kuzynki i chętnie podzieliła się plotkami.
— Jak się masz? — spytała, patrząc ze współczuciem.
— Normalnie — wymusił Marek, naciągając uśmiech.
— To dobrze — Kasia dotknęła jego ramienia. — Wiem, jak to jest, gdy zostawiają cię dla kogoś innego. Ale trzymaj się, jesteś dobrym człowiekiem.
— Dla kogo innego? — Marek zastygł.
— Nie wiedziałeś? — zdziwiła się Kasia. — Weronika odeszła do swojego szefa! Mają romans od dawna. On się rozwiódł, a ona od razu się do niego przylepiła.
— Skąd wiesz? — głos Marka zadrżał.
— W zeszłym tygodniu były urodziny wuja — zaśmiała się Kasia. — Weronika przyszła z nowym facetem. Cały wieczór chwaliła się, jaki bogaty i wpływowy. Marzy o szybkim ślubie. Szczęście, mówi, jest w pieniądzach. I wyglądała na zadowoloną.
Marek poczuł, jak w piersi wrze mieszanka gniewu i bólu. Nienawidził Weroniki za zdradę i miał do siebie pretensje, iż nie dał jej tego, czego chciała. Pożegnał się z Kasią i powlókł do domu, rozmyślając o jej podłości.
Ale czas leczył rany. Po pół roku dostał wymarzone awans. Przełożeni docenili jego wysOtworzył drzwi nowego mieszkania i uśmiechnął się, widząc, jak Paulina krząta się w kuchni, przygotowując jego ulubione pierogi.