Cień zdrady
Szósty dzień z rzędu Jadwiga nie odzywała się do męża. Wszystko zaczęło się w ubiegły wtorek od głupiej sprzeczki. Marek zapomniał wyjąć mięso z zamrażarki, choć Jadwiga przypominała mu dwa razy. Ale on, wróciwszy z pracy, znów wbił się w laptop, pochłonięty pilnymi raportami.
— Marku! — głos Jadwigi z kuchni brzmiał ostro od złości. — Celowo ignorujesz moje prośby? Z czego mam zrobić obiad, skoro nie ma mięsa?
— Przepraszam, kochanie — odpowiedział Marek, nie odrywając wzroku od ekranu. — Totalnie się zapomniałem. Może zamówimy pizzę? Albo sushi?
— Zamawiaj, co chcesz! — rzuciła Jadwiga, narzucając płaszcz.
— Gdzie idziesz? — Marek wyszedł do przedpokoju, patrząc na żonę ze zdziwieniem.
— Na spacer — odcięła i trzasnęła drzwiami.
Marek wzruszył ramionami i wrócił do pracy. Po dwóch godzinach zamówił pizzę, czekając na Jadwigę. Wróciła dopiero około północy, gdy Kraków tonął już w zimowej ciszy.
— Gdzie byłaś tak długo? — wykrzyknął Marek.
— W kawiarni jadłam kolację — odpowiedziała Jadwiga lodowato.
— Sama? O tej porze?
— A co w tym złego? Ty nie zadbałeś o kolację. Musiałam sama coś znaleźć.
— Będziesz mi wiecznie wypominać to mięso? — wybuchnął Marek. — No, zapomniałem! Przecież każdemu się zdarza!
— Nie chodzi o mięso! — Jadwiga podniosła głos. — Traktujesz mnie lekko! Zero uwagi! Moje słowa są dla ciebie jak wiatr!
— Co? — Marek zmrużył oczy, czując, iż kłótnia jest na siłę. Ale żeby nie eskalować, dodał: — Dobrze, włączę przypomnienie w telefonie.
Ta odpowiedź tylko dolała oliwy do ognia. Rano Jadwiga milczała, wieczorem ignorowała męża. Trzeciego dnia Marek nie wytrzymał. Podszedł, próbował ją przytulić, ale odepchnęła go ostro i wyszła do sypialni, zatrzaskując drzwi.
— Nie chcesz – twój wybór — mruknął Marek, czując, jak wściekłość narasta. W pracy i tak miał mnóstwo problemów, a teraz i w domu toczyła się zimna wojna.
Tydzień minął w grobowej ciszy. W środę, w świąteczny dzień, Marek postanowił się pogodzić. Wstał wcześnie, przygotował śniadanie: jajecznicę, tosty, kawę z jej ulubioną waniliową pianką. Ale Jadwiga weszła do kuchni, choćby nie spojrzawszy na stół.
— Musimy się rozstać — wyrzuciła z siebie.
— Co?! — Marek zdrętwiał, jak rażony piorunem. — Z powodu tego mięsa?!
— Przestań już z tym mięsem! — krzyknęła Jadwiga, zaciskając pięści. — Mówiłam, nie o to chodzi! Nic z nas nie będzie! Gdyśmy się pobierali, byłeś inny — troskliwy, uważny. A teraz choćby dobrego słowa nie usłyszę!
— O czym ty mówisz?! — Marek wciąż kochał Jadwigę i starał się dla ich rodziny. — Jak to nie poświęcam ci uwagi? Chodzimy razem do kina, na kolacje! Tak, w tygodniu jestem zajęty, ale w weekendy zawsze jestem z tobą!
— Nie czuję, żebyś był przy mnie — powiedziała zimno. — Jesteś gdzieś w swoich myślach. Jakbym była ci niepotrzebna.
— Niepotrzebna? — Marek zagotował się z przykrości. — Jestem zamyślony, tak, ale to przez pracę! Wiesz, jaki mam teraz nacisk!
— Właśnie o to chodzi! — przerwała Jadwiga. — Zawsze jesteś zajęty, a zero efektów! Przy twoim wysiłku powinieneś zarabiać miliony, a my wciąż siedzimy w tej kawalerce! Marzyłam o morzu, ale z tobą chyba nigdy go nie zobaczę.
— Jadziu, haruję jak wół! — błagał Marek. — Chcę większe mieszkanie, chcę nad morze! Poczekaj trochę, wszystko się ułoży!
— Trzy lata małżeństwa, a nic się nie zmienia — głos Jadwigi stał się lodowaty. — Obiecywałeś to przed ślubem. Szkoda, iż ci uwierzyłam.
— Czyli wyszłaś za mnie tylko dla obietnic? — Marek zmarszczył brwi, serce ścisnęło mu się z bólu. — A ja myślałem, iż mnie kochasz…
— Kocham, ale… — Jadwiga urwała, zdając sobie sprawę, iż powiedziała za dużo. — Powiedziałam wszystko. Idę spakować rzeczy.
Został sam, patrząc na stygnące śniadanie, nie wierząc, iż przez kawałek mięsa rozpadło się jego małżeństwo. Gdy Jadwiga pakowała walizkę, próbował ją przekonać, ale milczała. Spakowana, wyszła bez słowa.
Przez kilka tygodni Marek żył w otępieniu. Czekał, iż Jadwiga wróci, zaśmieje się, powie, iż to był żart. Ale nie wróciła. Dzwonił, błagał o spotkanie. Najpierw odpowiadała, iż nie wróci, potem zmieniła numer.
Gdy dostał pozew o rozwód, zrozumiał: stracił ją na zawsze. Przestał szukać spotkań, zamknął się w sobie.
Pewnego dnia przypadkiem spotkał kuzynkę Jadwigi, Kingę. Jej wzrok mówił, iż wie o rozwodzie. Kinga nigdy nie lubiła siostry i chętnie podzieliła się plotkami.
— Jak się trzymasz? — spytała, patrząc ze współczuciem.
— Normalnie — wymamrotał Marek, wymuszając uśmiech.
— To dobrze — Kinga dotknęła jego ramienia. — Wiem, jak to jest, gdy zostawia cię ktoś dla innego. Ale trzymaj się, jesteś dobrym człowiekiem.
— Jakiego innego? — Marek zastygł.
— Nie wiedziałeś? — zdziwiła się Kinga. — Jadwiga odeszła do swojego szefa! Mają romans od dawna. On się rozwiódł, a ona od razu się do niego przypięła.
— Skąd to wiesz? — głos Marka zadrżał.
— W zeszłym tygodniu był jubileusz ojca — zaśmiała się Kinga. — Jadwiga pojawiła się z nowym adoratorem. Cały wieczór chwaliła się, jaki bogaty i wpływowy. Marzy o ślubie. Szczęście w pieniądzach, mówiła. I wyglądała na szczęśliwą.
Marek poczuł, jak pierś wypełnia mu się wściekłością i bólem. Nienawidził Jadwigi za zdradę i miał do siebie pretensje, iż nie dał jej tego, czego chciała. Pożegnał się z Kingą i powlókł do domu, rozmyślając o jej podłości.
Ale czas leczył rany. Marek choćby podziękował losowi za ten zwrot. Po pół roku dostałPo latach zrozumiał, iż czasem najlepsze rzeczy przychodzą po największych burzach, i spojrzał na swoją żonę Polę z uśmiechem, wiedząc, iż ich wspólna historia dopiero się pisze.