Cień podejrzeń na letniskowym horyzoncie

polregion.pl 1 dzień temu

*Dziennik*

Cień podejrzeń nad letniskowym horyzontem

Halina, siedząc w swoim przytulnym domu na podwarszawskim osiedlu, przeglądała stary notes w poszukiwaniu numeru sąsiadki z działki, Krystyny. W końcu znalazła upragnione cyfry i wybrała numer. „Krystyno, dzień dobry, kochanie! – zaczęła ciepło Halina. – To Hala, twoja sąsiadka z osiedla. Chciałam spytać, jak uprawiasz rzodkiewkę? U ciebie zawsze taka soczysta, a u mnie jakoś nie wychodzi”. – „Nic skomplikowanego – odpowiedziała Krystyna z lekkim zmęczeniem w głosie. – Moczę nasiona przez dzień-dwa, potem sieję. Przyjadę niedługo – będę siała. Na razie jestem w mieście”. – „W mieście?! – wykrzyknęła Halina, a jej głos zadrżał ze zdumienia. – A z kim w takim razie twój Marek przyjechał na działkę?” Krystyna zastygła, oddech stał się ciężki. Nie mówiąc słowa, rozłączyła się, wezwała taksówkę i pomknęła na osiedle. Wchodząc do domu, oniemiała na widok, który ujrzała.

Krystyna była wściekła. Twarz jej płonęła, oczy ciskały pioruny. Gdyby jej mąż Marek, którego teraz miała za pracującego, zobaczył ją w tej chwili, nie poznałby swojej czułej Krysi, która rano, żegnając go, delikatnie poprawiła mu kołnierzyk i pocałowała w policzek. Ale Marek niczego nie widział. Był w wyśmienitym humorze, wyczekując piątkowego wieczoru: aromatyczne kotlety schabowe z ziemniakami, które Krystyna przyrządzała tak wybornie, domowe kiszone ogórki i pomidory z grządki, a z lodówki – zimne piwo, bo przecież jutro sobota i nie trzeba iść do pracy. Marek choćby nie przeczuwał, jaka burza zawisła nad jego głową.

A wszystko zaczęło się od tego telefonu Haliny, sąsiadki z działki. Halina, emerytka, mieszkała w przestronnym mieszkaniu z córką, zięciem i wnukami. ale gdy tylko przychodziła wiosna, przewożono ją na działkę, gdzie spędzała czas aż do późnej jesieni. Krewni zaglądali tylko w weekendy, by upiec kiełbaski, a w tygodniu Halina nudziła się sama, zabijając czas przed telewizorem. Dlatego każda plotka z osiedla budziła w niej gorące zainteresowanie.

Tego ranka, około dziesiątej, Halina wyszła na ganek, rozejrzała się po okolicy i nagle zauważyła, jak brama sąsiedniej działki się otwiera, a na podwórko wjechał samochód. Halina nie znała się na markach aut, ale była pewna: to auto Marka, męża Krystyny. ale zamiast zaparkować przy bramie, auto pojechało dalej i zniknęło za gęstymi krzakami malin. „Aha – pomyślała Halina, mrużąc oczy. – Nie chce, żeby go zauważono. Co za cwaniak z tego Marka!”

Odwrócił ją dzwonek przyjaciółki, przez co nie zobaczyła, jak z samochodu wysiedli dwoje – mężczyzna i kobieta, których Halina natychmiast w myślach ochrzciła mianem „kochanki”. Wróciwszy na ganek, kontynuowała obserwację. Po pół godzinie jej cierpliwość została nagrodzona: z domu wyszła młoda kobieta w jaskrawozielonym dresie. Rozłożywszy szeroko ręce, wykrzyknęła: „Miałeś rację, tu jest cudownie! Powietrze takie czyste i tak ciepło!” To na pewno nie była Krystyna – nieznajoma, około dwudziestu siedmiu lat, smukła brunetka z długimi włosami. „No proszę, ten Marek! – zdumiała się w duchu Halina. – Pod pięćdziesiątkę, a jaką lalusię sobie znalazł!” Kobietę zawołał męski głos i zniknęła w domu.

Halina, nie tracąc czasu, chwyciła notes i wybrała numer Krystyny. „Krystyno, dzień dobry, kochanie! – zaczęła z udawaną beztroską. – To Hala, z działki. Chciałam spytać o rzodkiewkę – jak ją siejesz? U ciebie zawsze wyśmienita”. – „Nic specjalnego – odparła Krystyna. – Moczę nasiona, potem sieję. W maju przyjadę – zacznę. Na razie jestem w mieście”. – „W mieście? – Halina zrobiła dramatyczną pauzę. – A z kim w takim razie Marek przyjechał na działkę?” – „Kiedy przyjechał?” – głos Krystyny zadrżał. – „Jakieś półtorej godziny temu. I auto schował za malinami – z ganku widzę tylko dach”. – „Dobra, Halu, na razie” – rzuciła Krystyna i rozłączyła się.

Zastygła, czując, jak krew uderza jej do skroni. Wybierając numer męża, spytała: „Marku, gdzie jesteś?” – „W pracy, a co?” – odparł beztrosko. – „Tak tylko, o której wrócisz? Nie spóźnisz się?” – „Jak zwykle, choćby wcześniej – piątek przecież” – odparł wesoło Marek. Krystyna ścisnęła telefon tak, iż kłykcie jej zbieKrystyna westchnęła głęboko i postanowiła nigdy więcej nie dawać wiary plotkom sąsiadki.

Idź do oryginalnego materiału