Chcesz, żebym PODAROWAŁA twojemu tacie samochód?! Czy na pewno dobrze się czujesz? Jak w tej rodzinie leczy się niezależność kobiet?!

polregion.pl 4 godzin temu

— Naprawdę? — głos Wojtka zadrżał, ale nie ze zdziwienia, a z wysiłku, by nie powiedzieć czegoś, czego później będzie żałował. Siedział na skraju kanapy, wpatrując się w opakowanie po sushi, którego on i Kamila choćby nie zaczęli jeść. — Serio kupiłaś sobie Porsche?

— Nie Porsche, tylko Taycan. Elektryczne. Chociaż nazwę mógłbyś zapamiętać, skoro zamierzasz mi to wypominać — odpowiedziała Kamila, choćby nie odrywając wzroku od telefonu. W feedzie „Instagrama” jej koleżanka wrzuciła zdjęcie z konferencji w Zurychu. Wszyscy w garniturach, ale piją szampana. Jak zwykle.

W mieszkaniu unosił się zapach wasabi, irytacji i świeżo umytej łazienki — Kamila odruchowo przetarła płytki przed przyjściem Wojtka. Chociaż wiedziała, iż to i tak nic nie da.

— Po prostu nie rozumiem, po co ci taki samochód? — Wojtek zerwał się i zaczął chodzić po kuchni. — Nie jesteś kierowcą rajdowym. Nie jesteś miliarderem. Myślisz, iż ludzie zaczną cię więcej szanować, jak będziesz jeździć tym… kosmicznym statkiem?

— Tak. Właśnie tak. A do tego będę mogła parkować nie gdzieś pod lasem, tylko na normalnych miejscach, gdzie są ładowarki. I wyobraź sobie, nie będę stać w korkach, bo Taycan ma adaptacyjny tempomat. To nie jest dla pokazów, Wojtek. To dla komfortu, bezpieczeństwa i — ta-dam! — moich pieniędzy.

— Słyszałaś, co powiedział ojciec? — Wojtek wypowiedział to z naciskiem, jakby powtarzał formułkę, którą wkuwał całą noc.

— Tak, niestety słuch mam jeszcze w porządku. — Kamila w końcu odłożyła telefon. — Powiedział, iż kobiecie nie wypada mieć takiego auta, bo to wywołuje „niezdrowe podniecenie w męskim towarzystwie”. Cytuję, nawiasem mówiąc.

— Po prostu się martwi. Jest starej daty.

— Jest daty przeterminowanej, Wojtek. I ty się do nich dokładasz, jeżeli teraz nie powiesz czegoś, co choć trochę przypomina wsparcie.

Wojtek otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamknął je z powrotem. Jakby w środku miał stary telewizor — dźwięk jest, obrazu brak.

— Dlaczego nie mogłaś ze mną tego omówić? Przecież jesteśmy rodziną. Mógłbym…

— Co? Poradzić, żebym wzięła KIA Ceed, jak twoja mama? Albo w ogóle zrezygnowała i kupiła ci „dziadkowy” kombi?

Roześmiał się, ale bez radości:

— No dzięki za zaufanie.

Kamila westchnęła i spojrzała na niego tak, jak patrzy się na krzesło z pękniętą nogą: niby się jeszcze trzyma, ale siadać na nim już strasznie.

— Wojtek, miałeś kiedyś wrażenie, iż możesz robić to, co chcesz? Bez oglądania się na czyjeś opinie, oczekiwania czy humory?

— Ja nie zarabiam tyle co ty, jeżeli o to chodzi.

— Nie chodzi o pieniądze, tylko o wewnętrzną wolność.

Wzruszył ramionami, jakby te słowa wywoływały u niego alergię.

— Przecież wiedziałaś, iż moi rodzice nie są tacy. Wiedziałaś, na co się piszesz.

— Miałam nadzieję, iż przynajmniej mnie zaczną szanować. Albo iż ty zaczniesz.

Cisza w pokoju stała się gęstsza niż wczorajszy kebak z budki pod metrem. Wojtek znów usiadł, spuścił wzrok.

— Po prostu uważają, iż powinnaś być… no, bardziej kobieca.

— Aha. I najlepiej bez prawa jazdy, bez zdania i z wieczną wdzięcznością za obrączkę? — Kamila uśmiechnęła się gorzko. — No cóż, przepraszam, nie jestem dodatkiem do bigosu. Jestem osobą. Samodzielną, nawiasem mówiąc.

Odwrócił się. I wtedy, jak w teatrze absurdu, do drzwi zapukano. Zbyt stanowczo jak na kuriera. Zbyt cicho jak na sąsiadkę.

— To mama — westchnął Wojtek, wstając. — Chciała wpaść, zobaczyć, jak żyjemy.

— „Przypadkiem” była w okolicy? Czy teraz ma wbudowany lokalizator w moim aucie? — Kamila uniosła brew i wstała, poprawiając bluzkę.

— Po prostu… bądź łagodniejsza, dobrze?

— Jestem miękka jak żel pod prysznic. A tobie czas nauczyć się, iż nie jesteś gąbką.

Drzwi się otworzyły. Anna Stanisławowa weszła z siatką z „Piotra i Pawła”, z miną osoby, która przychodzi nie w gości, a na inspekcję.

— No, witajcie, moje skarby. Przyniosłam zdrową sałatkę, bez chemii, przyda wam się trochę witamin. — Rzuciła okiem na Kamilę, przesuwając wzrokiem po jej szpilkach. — A ty czego taka odświętna? Na bal się wybierasz?

— Zawsze tak wyglądam. Nie stać mnie na to, żebym wyglądała jak emerytka na urlopie macierzyńskim — spokojnie odparła Kamila.

— O kim ty teraz mówisz? — Anna Stanisławowa zmarszczyła brwi.

— O abstrakcyjnym przykładzie, niech pani nie przyjmuje tego do siebie. Chociaż, jeżeli pasuje…

— Wojtuś, ty jej na to pozwalasz? — zwróciła się teściowa do syna, ignorując Kamilę jak drukarkę w weekend.

— On nie jest moim strażnikiem. Ani tłumaczem z polskiego na rodzinny. — Kamila minęła ją, zabierając sushi z kuchni. — Chce pani herbaty? Czy od razu przejdziemy do tematu mojego „niegodnego” samochodu?

— Widzę, iż sama się orientujesz. — Anna Stanisławowa uśmiechnęła się słodko. — Nam z Janem Henrykiem taki samochód byłby bardziej potrzebny. Do domu na wsi jeździmy, działkę odwiedzamy. A tobie po co? Dla popisu?

— Tak. I dla zemsty. Na pani. — Kamila powiedziała to cicho, spokojnie. Jak lekarz informujący, iż zapalenie wyrostka przeszło już w zapalenie otrzewnej.

Nastała cisza. choćby Wojtek chyba zrozumiał, iż stało się coś poważnego. Kamila odstawiła sushi.

— Przepraszam, ale nie mam już siły udawać, iż to jest normalne.

— Co jest „nie normalne”? — spytała teściowa.

— Wszystko. Że pani przychodzi jak na dyżur. Że Wojtek milczy jak pomnik swojego dzieciństwa. Że mówi mi się, jak mam żyć, wyglądać, wydawać swoje pieniądze. Koniec.

Zrzuciła szpilki, jakby zdejmowała zbroję, i poszła do sypialni. Wojtek stał z otwartymi ustami, a Anna Stanisławowa zwróciła się do niego z wyrazem twarzy, w którym zaczynała się już rysowaćKamila zamknęła oczy, słysząc trzask zamykanych drzwi i odgłos odjeżdżającego Taycana, wiedząc, iż tym razem to koniec, ale też początek czegoś zupełnie nowego.

Idź do oryginalnego materiału