**Dziennik osobisty**
W małym miasteczku nad Wisłą, gdzie życie płynie wolno, a rodzinne dramaty rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami, moja historia z byłą żoną i nową partnerką rozdziera mi serce. Ja, Krzysztof, byłem przekonany, iż podjąłem słuszną decyzję, odchodząc od niekończących się kłótni, ale teraz tęsknota za przeszłością nie daje mi spokoju.
Moja była żona, Kinga, zawsze znajdowała powód do awantury. Nie jestem święty, mam swoje wady, ale jej wieczne pretensje doprowadzały mnie do szału. Zarzucała mi wszystko: zmęczenie po pracy, iż spędzam za mało czasu z naszym dziesięcioletnim synem Jakubem. Nie podobało jej się, gdy zabierałem go na mecz piłki nożnej czy do wesołego miasteczka – dla mnie to była nie tylko troska o syna, ale i radość. Kinga narzekała, iż ja tylko się z nim bawię, a na nią spada rola surowego rodzica. Zmęczyłem się jej kontrolą i ciągłymi oskarżeniami.
Pewnego dnia nie wytrzymałem. Po kolejnej sprzeczce spakowałem rzeczy i wyszedłem. Wynająłem mieszkanie niedaleko, by Jakub mógł do mnie wpadać, kiedy tylko zechce. Wydawało mi się, iż to jedyne wyjście – Kinga i ja nie potrafiliśmy się zrozumieć, a wspólne życie stało się nieznośne. Po trzech miesiącach ona wniosła o rozwód. Próbowałem dojść do siebie, ciesząc się ciszą, wolnością od krzyków i wyrzutów. To było jak oddech świeżego powietrza po długim przebywaniu w dusznym pomieszczeniu.
Minęło pół roku. Jakub wspomniał przypadkiem, iż do mamy zagląda „jakiś pan”. Zbagatelizowałem to, ale gdzieś w środku zrodził się niepokój. Uznałem, iż pora iść dalej. Spotykałem się z kobietami, ale nic poważnego z tego nie wychodziło. Tęskniłem za stabilizacją, rodziną. Wtedy pojawiła się Dominika – młoda, piękna, bez dzieci i bagażu przeszłości. Nie mówiła mi, co mam robić, nie urządzała scen. Myślałem, iż z nią będzie inaczej, łatwiej.
Wzięliśmy ślub bez hucznego wesela – jako człowiek, który już raz się żenił, nie potrzebowałem pompy. Życie z Dominiką wydawało się spokojne, zacząłem choćby myśleć o dzieciach. Czasem, przyznaję, chciałem udowodnić Kindze, iż potrafię być szczęśliwy bez niej, iż znalazłem kogoś lepszego, kto nie zmienia mojego życia w piekło.
Wszystko się zmieniło, gdy Kinga zadzwoniła: Jakub dostał piłką w nos na treningu. Pognałem do szpitala i po raz pierwszy od dawna zobaczyłem ją. Wyglądała olśniewająco – taką pamiętałem z czasów, gdy dopiero się poznawaliśmy. Mówiła spokojnie, bez zwykłych pretensji. W samochodzie został zapach jej perfum i nagle coś ścisnęło mnie w piersi.
Z nosem Jakuba nie było tak prosto – potrzebna była operacja przegrody. Zacząłem częściej widywać się z Kingą, dyskutując o zdrowiu syna. Pewnego dnia, ze starym nawykiem, wszedłem do ich mieszkania, zdjąłem buty, nastawiłem czajnik. Dopiero gdy nie znalazłem swojego kubka, zrozumiałem, iż to już nie mój dom. Tylko ich podwiozłem.
Dominika była zupełnym przeciwieństwem Kingi. Spokojna, uporządkowana, uwielbiała porządek, gotowała pyszne obiady. Nigdy się nie kłóciliśmy, a w łóżku wszystko było idealne. Ale jej chłód mnie zabijał. Nie śmiała się z moich żartów, nie dzieliła euforii z ulubionych filmów. Jej emocje były jak za szybą – nie potrafiłem ich odczytać. Życie z nią przypominało piękne, wystylizowane mieszkanie z programu telewizyjnego: wszystko perfekcyjne, ale puste, bez duszy.
Zauważyłem, iż ciągle piszę do Kingi, tłumacząc się troską o syna. Ale prawda była inna – tęskniłem. Tęskniłem za naszym domem, za jej głośnym śmiechem, za tym, jak łapała mój sarkazm i kłóciła się ze mną do ochrypnięcia. Zapomniałem o kłótniach, pamiętając tylko dobre chwile.
Pewnego razu, gdy przyjechałem do Jakuba, spotkałem jej nowego mężczyznę. Był starszy ode mnie, niski, z lekką siwizną. Skinąłem głową na jego „dzień dobry”, ale w środku wszystko we mnie wrzało. Ten obcy był w moim domu, spał w moim łóżku! Nie wytrzymałem i urządziłem Kindze scenę, żądając, żeby ten typ nie pojawiał się tam, gdzie mieszka mój syn.
— A co, mam z Jakubem jeździć do niego? — odparła zimno. — Albo wysyłać syna do ciebie, żeby spał między tobą a Dominiką? Kup mu łóżko, a potem decyduj, z kim mam być!
Krzyczeliśmy na siebie jak za dawnych czasów. Jakub, nie wytrzymując, zamknął się w pokoju. Kinga wyszła do kuchni, mamrocząc coś pod nosem. Poszedłem za nią i, sam nie wiem czemu, objąłem ją. Moje usta dotknęły jej szyi. Westchnęła, ale natychmiast mnie odepchnęła.
— Co ty wyprawiasz? Wynoś się! Wracaj do swojej żony! — krzyknęła, jej oczy błyszczały gniewem.
Wyszedłem, czując, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. W domu czekała Dominika – idealna, nienaganna, ale obca. Nie zrobiła mi nic złego, ale nie potrafiłem udawać. Tęskniłem za Kingą, za jej temperamentem, który kiedyś doprowadzał mnie do szaleństwa, za porankami, gdy zakładała moją koszulę, za wieczorami, gdy razem czekaliśmy na nowy sezon naszego serialu.
Odszedłem od Kingi świadomie, myślałem, iż tak będzie lepiej. Ale teraz zrozumiałem: mój dom jest tam, gdzie ona i Jakub. Chcę wrócić, ale jak? Mam nową żonę, która nie zasługuje na zdradę, i byłą, której ogień wciąż mnie pali. Pogubiłem się, ale serce ciągnie mnie z powrotem – do prawdziwego, do miejsca, które jest moim domem.