Chcę po prostu żyć w ciszy i spokoju

newsempire24.com 3 tygodni temu

— Dzień dobry — mruknęła Danuta, wchodząc do biura i ciężko opadając na krzesło. Włączyła komputer, spojrzała w okno, gdzie niskie chmury mieszały się z mokrym niebem, choćby nie raczyła rzucić okiem na koleżanki.

— Dzień dobry — odparły Wanda i Jola, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia i wzruszając ramionami. zwykle uśmiechnięta i rozmowna Danuta, której życzliwość była legendarna w całym dziale, teraz milczała, zaciskając usta. Wydawało się, iż wraz z deszczem za oknem w jej duszy rozlała się ta sama szarość.

W ich pokoju pracowały trzy: Danuta, trzydziestoletnia mama jednego syna, spokojna i zorganizowana; Wanda — najstarsza, trzydzieści sześć lat, dwoje dzieci, energia i inicjatywa; i Jola — najmłodsza, dwadzieścia siedem lat, mieszka z chłopakiem, ale jeszcze nie zamężna. Wanda, jak przystało na nestorkę, zawsze organizowała przerwy i rozpoczynała rozmowy.

— Dziewczyny, może kawusia? — nie wytrzymała ciszy i ruszyła w stronę kącika z ekspresem. — Zaraz będzie gotowa.

— Jasne — poparła Jola. Danuta milczała.

Po chwili Wanda wróciła z tacą i trzema kubkami. Rozdała je bez słowa. Danuta skinęła głową, nie okazując wdzięczności choćby spojrzeniem. Jola próbowała rozładować atmosferę:

— Dzięki, Wanda! Ty to masz talent do zarządzania przerwami.

Zachichotały, a Danuta uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie. Wanda, niezdolna dłużej znieść napięcia, westchnęła:

— Danuta, powiedz wreszcie, co się stało? Bo już myślę, iż może coś zawiniłyśmy?

— Nie, skąd — pokręciła głową Danuta. — Po prostu… trudno w domu. A adekwatnie nie w domu, tylko z rodziną.

— Znowu Marysia? — zmarszczyła brwi Jola. — Słuchaj, ile można? Nie przejmuj się, serio. Nie noś tego w sobie.

— Jak się nie przejmować, skoro dosłownie dzielimy podwórko. Dwa domy, jedna działka. Mój Miłosz jak zwykle udaje, iż nic nie widzi. A jego brat Sławek jest spokojny, normalny. Ale Marysia… To istna katastrofa. Wczoraj straciłam cierpliwość. Powiedziałam jej wszystko, co mi leżało na wątrobie. A teraz sama nie wiem, jak dalej żyć obok niej.

Kiedy Danuta wyszła za Miłosza, jego ojciec wybudował dwa identyczne domy na jednej posesji: jeden dla starszego syna, Sławka, drugi — dla młodszego, Miłosza. Po ślubie Danuta i Miłosz wprowadzili się do swojego, a sąsiadami zostali Sławek z żoną Marysią. ale ledwie minęło kilka dni od wesela, gdy nagle — tragedia. Rodzice chłopaków zginęli w wypadku samochodowym. Bracia zostali sami, na jednym podwórku, z rodzinami.

Początkowo wszystko układało się dobrze. Niemal równocześnie obie żony urodziły dzieci. Życie toczyło się równolegle, w zgodzie. Ale powoli Danuta zaczęła dostrzegać, jak bardzo różni się od Marysi.

Marysia — wybuchowa, głośna, wiecznie czemuś przeciwna. Danuta — wręcz przeciwnie: spokojna, ceni ciszę, domowe zacisze, samotność w kuchni przy muzyce i zapachu porannej kawy. Miłosz — także cichy, zrównoważony. Pod tym względem pasowali do siebie idealnie.

— Nigdy nie lubiłam hałaśliwych spotkań. Moja rodzina to mój świat — zwierzała się koleżankom. — Wystarcza mi mąż i syn, nie potrzebujemy trzecich osób.

Marysia uważała inaczej.

— Wszyscy jesteśmy jedną rodziną i powinniśmy trzymać się razem! Co to za dziwactwo, zamykać się w swoim kącie? — powtarzała.

Lecz gdyby chodziło tylko o gadanie… Marysia od początku zachowywała się, jakby całe podwórko należało do niej. Swoją przestrzeń traktowała jak wspólną własność, wtrącała się w sprawy Danuty i Miłosza bez pytania. Potrafiła wtargnąć do domu bez pukania, choćby gdy Danuta karmiła albo usypiała dziecko.

— Ojej, myślałam, iż już wstałaś! No trudno, nie będę przeszkadzać! — trzaskała drzwiami.

W weekendy, gdy Danuta wstawała wcześniej, by w spokoju napić się kawy, Marysia zjawiała się w oknie jak na zawołanie:

— Kawę pijesz? Nalej i mnie, zaraz podchodzę! — i w mgnieniu oka siedziała u niej w kuchni.

— Czasem po prostu chcę pobyć sama… — skarżyła się mężowi. — A ona jakby specjalnie próbuje zburzyć mój spokój.

Ale powiedzieć to wprost? Sumienie nie pozwalało. Wychowanie. Chociaż choćby Sławek, mąż Marysi, nieraz jej zwracał uwagę:

— Maryś, daj spokój Miłoszowi i Danucie. Sam byś nie wytrzymał, gdyby ktoś tak cię nachodził.

Pewnego wieczoru, po ciężkim tygodniu, Danuta zamówiła do domu sushi. Mała celebracja — syn zakończył semestr z samymi piątkami. Gdy tylko wyszła odebrać zamówienie, Marysia wyleciała z sąsiedniego domu:

— Sushi?! Zamówiliście sushi i mi nie powiedzieliście?! Dlaczego zawsze wszystko ukrywasz?! — i obrzuciła ją gradem pretensji i obraźliwych słów.

Danuta oniemiała, Miłosz próbował załagodzić sytuację, ale Marysia urządziła scenę na całe podwórko. Sławek wciągnął żonę do domu, ale krzyki jeszcze długo słychać było przez ścianę. Danuta zamknęła drzwi i rozpłakała się.

— Dlaczego mam się z nią uzgadniać każdy zakup, każdy posiłek? To nasza kolacja, nasz wieczór! Nie muszę przed nikim się tłumaczyć! — wybuchnęła, powstrzymując łzy. — Ona wciąż się wtrąca, kontroluje, hałasuje. A my po prostu chcemy ciszy.

Następnego ranka przyszła do biura wykończona. Wszystko opowiedziała koleżankom. Te tylko kręciły głowami.

— Dziesięć lat tak żyć? — załamała ręce Wanda. — Na twoim miejscu dawno bym ją postawiła do pionu. choćby słuchać mi się nie chce o takich historiach.

— Masz swoją rodzinę. Męża, syna. To twoje. A reszta? choćby jeżeli nazywają to „jedną rodziną” — niech żyją, jak chcą — dodała Jola.

— Tak… — westchnęła Danuta. — Zawsze milczałam. Ustępowałam. Ale teraz… dość. Następnym razem postawię ją pod ścianą. Niezależnie od wychowania.

Za oknem wciąż mżyło. Ale gdzieś w środku Danuty, po raz pierwszy od dawna,Danuta spojrzała na deszcz za oknem i uśmiechnęła się lekko, zdając sobie sprawę, iż od dziś zaczyna walczyć o swój spokój – i to nie tylko przed Marysią, ale przed całym światem, który wydawał się nieustannie domagać jej uwagi.

Idź do oryginalnego materiału