Cena dumy: dwadzieścia lat milczenia zniknęło w jednym uścisku

newskey24.com 2 dni temu

Dzisiaj w moim życiu coś się zmieniło. Może to banał, ale czuję, iż po dwudziestu latach ciszy coś wreszcie pękło.

Wanda pracowała na poczcie od czasów, gdy znaczki lizało się językiem, a listy pachniały perfumami. Świat się zmieniał, technologie szły do przodu, ale ona wciąż trzymała się starych nawyków i tych samych szuflad sortowniczych. Potrafiła rozpoznać list z wieścią o śmierci po samym papierze, a zaproszenie na chrzcin – po kolorze koperty. Ale ten list, który wpadł jej w ręce tego pochmurnego listopadowego dnia, powalił ją na kolana.

Szara koperta. Bez adresu zwrotnego. Pismo – boleśnie znajome, jakby wycięte z jej pamięci. To samo, którego nie widziała… dwadzieścia lat.

Usiadła na skraju stołu i drżącymi palcami rozdarła papier. W środku jedna kartka. I tylko jedno zdanie:

„Mamo, jeżeli jeszcze pamiętasz – wychodzę za mąż. Jutro. Przyjdź, jeżeli możesz. Kasia.”

Nogi się pod nią ugięły. Serce zabiło jak za młodych lat. Kasia… Jej córka. Ta, która wyszła z domu, trzaskając drzwiami, dwadzieścia lat temu.

Wtedy, dawno temu, wszystko wydawało się proste i zarazem straszne. Kasia powiedziała, iż wychodzi za Mirka. A Wanda nie mogła go zaakceptować. Żaden z niego materiał. Bez zawodu, bez perspektyw. Marzyciel. Artysta. Nie rodzinny człowiek.

— jeżeli zrobisz ten krok, możesz zapomnieć drogę do mojego domu – powiedziała córce.

— Więc żegnaj, mamo – cicho odparła Kasia.

Od tamtej pory nie rozmawiały. Nie pisały. Wanda wiedziała, iż Kasia urodziła syna. Wiedziała, iż wyjechała do innego miasta. Ale nigdy nie pojechała. Nie pogratulowała. Nie wybaczyła. I nie poprosiła o przebaczenie.

A teraz – ten list. Bez pretensji. Bez oskarżeń. Zwykłe zaproszenie. Jak szansa.

Całą noc Wanda nie spała. Siedziała na swoim łóżku i kłóciła się sama ze sobą w myślach. Co jej powiem? Jak spojrzę jej w oczy? A może mnie odtrąci? W końcu to ona odeszła…

Ale świt przyniósł coś innego – zmęczenie własną dumą. I straszną tęsknotę. Wanda wstała, wyjęła najlepszy płaszcz, zawiązała chustkę, jak dawniej, i poszła.

Gdy podeszła do Domu Kultury, przed wejściem stała dziewczyna w białej sukni. Patrzyła w dal, jakby czekała na cud. A gdy zobaczyła Wandę – jej twarz rozbłysła.

— Mamo?

Wanda nie mogła wydusić słowa. Tylko skinęła głową. W następnej chwili została objęta – mocno, prawdziwie, tak, jak obejmuje się kogoś, za kim tęskniło się całe życie.

— Wybacz mi, Kasiu – szepnęła. — Czekałam na to za długo.

— Ja też, mamo – odparła córka. — Ale ważne, iż przyszłaś.

Czasem, by zacząć od nowa, nie potrzeba wielkich słów. Wystarczy jeden krok. Jeden list. I miłość, która przez cały ten czas czekała w ciszy.

Idź do oryginalnego materiału