Cała prawda ujawniona jednego wieczoru: Maria odkrywa swoje ograniczenia

polregion.pl 3 dni temu

Dzisiaj zrozumiałam wszystko. Jeden wieczór otworzył mi oczy.

— Dziś idziemy do Kamila i Oli — powiedział Marek podczas kolacji, choćby na mnie nie patrząc. — Zaprosili nas.

— Może upieczemy coś? Szarlotkę na przykład? Nie wypada iść z pustymi rękami — zaproponowałam.

— Nie trzeba. Ola świetnie gotuje — machnął ręką mąż. — Wystarczy wino i owoce.

Skinęłam głową, ale w środku coś we mnie zawrzało. Tak, nie jestem mistrzynią kuchni, i czasu teraz mało — mały Staś, wszystko na mojej głowie. Ale staram się, sprzątam, gotuję. Tylko nikt tego nie widzi.

Olę widziałam raz, na firmowym spotkaniu, i to przelotnie. A teraz — iść do nich, jakby na komendę, jeszcze z takimi aluzjami, iż cudze żony są lepsze.

Wieczorem ubrałam się starannie, ułożyłam włosy — w końcu miło wyjść do ludzi. Zostawiliśmy Stasia u babci i pojechaliśmy.

Mieszkanie Oli i Kamila było rzeczywiście nienaganne. Wszędzie błyszczało, pachniało kurczakiem i świeżym ciastem. Rozejrzałam się ukradkiem — przecież oni też mają dziecko, ale ani jednej zabawki, ani okruszka na podłodze. A Ola wyglądała, jakby wyszła prosto z salonu piękności.

— U was tak przytulnie! — powiedziałam uprzejmie.

— I czysto — dodał Marek. — Nie to, co u nas. Agata, powinnaś brać przykład!

Wszyscy się zaśmiali, tylko nie ja. Zabolało. Zniknął mój uśmiech, zacisnęłam usta. Chciałam wyjść, ale grzeczność nie pozwalała.

Przy stole rozmowa toczyła się swobodnie, aż Marek zaczął zachwycać się Olą — gotuje, wygląda perfekcyjnie, prasuje Kamilowi koszule.

— Oto żona! — wykrzyknął. — Taką bym chciał!

— A ja? — nie wytrzymałam.

— No cóż, ty też jesteś… ale Ola to wzór. Nie gniewaj się.

Wstałam i poszłam do łazienki. Zamknęłam się i rozpłakałam. Porównuje. Upokarza. A ja — wszystko dla niego.

Wróciłam do stołu, udając, iż wszystko gra.

Ale wtedy odezwała się sama Ola.

— Marek, jeżeli tak podziwiasz, jak wyglądam, to może weź przykład z Kamila. On zajmuje się synkiem, gdy ja chodzę na siłownię, do kosmetyczki albo na zakupy. A ty zostawiasz Agatę samą i jeszcze narzekasz?

Marek się zmieszał, ale próbował żartować:

— No… nie każdy może być taki idealny.

— Agata też mogłaby być idealna, gdyby nie dźwigała wszystkiego sama — nie ustępowała Ola. — Może gdybyś czasem pomógł, mielibyście porządek, a ona miałaby siłę na siebie.

— Co to, napad na mnie? — warknął Marek. — Tylko powiedziałem komplement!

— Nie, upokorzyłeś żonę. Cały czas. A chwalenie mnie nie jest powodem, by ją obrażać — ostro powiedział Kamil. — choćby nie zrozumiałeś, jak ciężko było jej to słuchać.

— Agata, powiedz im! — zwrócił się do mnie Marek. — Wytłumacz, iż wszystko w porządku.

Spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się, ale oczy miałam puste.

— Nie, Marku. Nic nie jest w porządku. Upokarzasz mnie. Systematycznie. Już nie mam siły.

— Więc teraz ty jesteś przeciwko mnie?! — syknął. — Chodźmy stąd. Wstyd i hańba.

— jeżeli coś, dzwoń — cicho powiedziała Ola, gdy się żegnałam.

W taksówce Marek wybuchnął. W domu też. Z zarzutami: „To oni cię nastawili! U nas wszystko było dobrze!”

Ale ja nie krzyczałam. Nie tłumaczyłam się. Po prostu przygotowywałam się na jutro — na moment, gdy złożę pozew o rozwód.

Miesiąc później już pracowałam. Staś poszedł do przedszkola. A ja wreszcie odetchnęłam. Zrobiło się lżej. Nikt nie porównuje. Nikt nie wytyka. I już nie boję się ciszy w mieszkaniu. Cisza to nie pustka, tylko wolność.

Idź do oryginalnego materiału