Hania zawsze marzyła o rodzinie, ale jakoś nie ułożyło jej się w życiu. Siedziała w panieństwie aż do trzydziestki, aż w końcu postanowiła znaleźć sobie mężczyznę.
Nie od razu wiedziała, iż Kamil jest żonaty, ale on sam gwałtownie przestał to ukrywać, gdy zorientował się, iż Hania się do niego przywiązała. Ale choćby wtedy nie robiła mu wyrzutów. Wręcz przeciwnie – winę za ten związek i swoją słabość zrzucała tylko na siebie. Czuła się niedoskonała, skoro nie znalazła męża w porę, a czas uciekał. Choć przecież nie była brzydka – może nie pierwsza piękność, ale sympatyczna, tylko trochę za pełna w biodrach, co pewnie dodawało jej lat. Związek z Kamilem prowadził donikąd. Hania nie chciała zostać kochanką, ale bała się też go porzucić. Strach przed samotnością był silniejszy.
Pewnego dnia wpadł do niej na herbatę kuzyn Tomek. Był w mieście w delegacji i wstąpił na kilka godzin, bo dawno się nie widzieli. Siedzieli w kuchni, gadali jak za dawnych lat – o wszystkim i o niczym, o życiu i jego zakrętach. Hania opowiedziała mu o swoim związku, szczerze, ze łzami w oczach.
Wtedy zajrzała sąsiadka, Zosia, i poprosiła Hanię na chwilę – żeby oceniła nowe zakupy. Hania wyszła na dwadzieścia minut. I właśnie wtedy zadzwonił dzwonek. Tomek poszedł otworzyć, myśląc, iż to ona wraca, przecież drzwi były otwarte… A w progu stał Kamil. Od razu było widać, iż kuzyn zrozumiał, z kim ma do czynienia. Kamil też się zmieszał, widząc przed sobą barczystego faceta w dresie, żującego kanapkę z szynką.
— Hania jest? — wydukał w końcu.
— W łazience — odparł bez zająknięcia Tomek.
— A pan… kim jesteś? — Kamil wciąż nie mógł ochłonąć.
— Ja? No, narzeczony. Na razie nieoficjalny… A pan po co tu przyszedł? — Tomek przysunął się bliżej i chwycił Kamila za koszulę. — To ty jesteś ten żonaty gagatek, o którym Hania mi opowiadała? Słuchaj no, kolego… jeżeli jeszcze raz cię tu zobaczę, to zepchnę cię ze schodów, jasne?
Kamil wyrwał się z uchwytu i zbiegł na dół jak oparzony.
Gdy Hania wróciła, Tomek opowiedział jej o wizycie „znajomego”.
— Co ty narobiłeś? Kto cię o to prosił? — rozpłakała się Hania. — Już nigdy nie przyjdzie.
Osunęła się na kanapę i zakryła twarz dłońmi.
— I dobrze, iż nie wróci. Dość tych łez. Mam dla ciebie lepszego faceta. Wdowiec, mieszka w naszej wsi. Baby od śmierci żony łażą za nim jak muchy, ale on wszystkich odgania. Chyba jeszcze nie gotów… Słuchaj, po delegacji przyjadę z powrotem. Bądź gotowa. Zabiorę cię do domu, poznacie się.
— Jak to? — zdziwiła się Hania. — Nie, Tomku, tak od razu? Nie znam go… To wstyd.
— Wstyd to spaść z żonatym, a nie poznać wolnego. Nikt cię do łóżka nie ciągnie. Przyjeżdżaj, mówię ci, bo u Magdy, mojej żony, będą urodziny.
Kilka dni później Hania i Tomek byli już na wsi. Magda zastawiła stół w ogrodzie koło altany. Przyszli sąsiedzi, przyjaciele… i znajomy Tomka, wdowiec, Jarek. Sąsiedzi znali Hanię od dawna, ale z Jarkiem widziała się pierwszy raz.
Po serdecznych pogaduchach Hania wróciła do miasta. W duchu przyznała, iż Jarek wydał jej się bardzo cichy, skromny. „Pewnie jeszcze przeżywa stratę żony. Biedny człowiek. Tacy wrażliwi to rzadkość” — pomyślała.
Minął tydzień. W sobotę ktoś zadzwonił do drzwi. Hania nikogo nie spodziewała się tego dnia. Otworzyła i oniemiała — w progu stał Jarek z paczuszką w ręce.
— Przepraszam, Haniu… Wpadłem tylko na chwilę. Byłem w mieście na targu. Pomyślałem, iż skoro się znamy… — mówił niepewnie, jakby wyrecytował przygotowane zdanie.
Hania zaprosiła go do środka. Jej zdziwienie nie mijało, ale poczęstowała go herbatą, coraz bardziej pewna, iż ta wizyta nie była przypadkowa.
— No i co, wszystko kupiłeś? — spytała.
— Tak, w samochodzie. A to… dla ciebie. — Wyciągnął z torby mały bukiet tulipanów.
Hania wzięła kwiaty i oczy jej zabłysły. Siedzieli w kuchni, pili herbatę, rozmawiając o pogod”Następnego dnia Jarek zaprosił Hanię na wspólny spacer po parku, a gdy trzymali się za ręce, oboje wiedzieli, iż to początek czegoś pięknego.”