Rozpad marzeń
Małgorzata i Krzysztof pobrali się dziesięć lat temu w Krakowie. Ich rodzina wydawała się wzorem szczęścia: dwoje dzieci, przytulny dom, plany na przyszłość. Oszczędzali na większe mieszkanie, a ich rodzice, którzy stali się bliskimi przyjaciółmi, wspierali ich we wszystkim. Pewnego dnia jednak, jak grom z jasnego nieba, życie pękło na dwoje: Krzysztof ciężko zachorował. Po kilku dniach lekarze postawili niepokojącą diagnozę, dodając:
— To wstępnie. Nie traćcie nadziei, czekamy na wyniki.
Ale Krzysztof nie czekał. Tego wieczoru nie wrócił do domu. Małgorzata, oszalała z niepokoju, obdzwoniła wszystkich znajomych i szpitale. Gdy rano klucz zgrzytnął w zamku, rzuciła się mężowi na spotkanie. Na jego widok zastygła, nie wierząc własnym oczom.
Małgorzata zawsze uważała, iż jej rodzina jest idealna. Miłość, wzajemne zrozumienie, wspólne marzenia — wszystko to wydawało się niezniszczalne. ale jeden wieczór przewrócił jej świat do góry nogami.
Poślubiła Krzysztofa z wielkiej miłości. Jej rodzice, choć zaskoczeni wyborem córki, nie sprzeciwiali się. W dniu ślubu wręczyli młodej parze klucze do dwupokojowego mieszkania z świeżym remontem. euforia Małgorzaty i Krzysztofa nie miała granic — własne cztery ściany rozwiązaly wszystkie problemy, oszczędzając im szukania wynajmu i przeprowadzek.
Ich uczucie było największym skarbem. Małgorzata, dziewczyna z zamożnej rodziny, i Krzysztof, syn prostych robotników, byli tak różni, ale miłość niwelowała wszelkie różnice. Rodzice Krzysztofa podarowali na ślub skromną wolnowarkę — dla nich to był niemal heroizm, z kredytem na głowie i dwójką młodszego rodzeństwa ledwo wiązali koniec z końcem. Rodzice Małgorzaty, rozumiejąc sytuację, pokryli koszty wesela, uspokajając swatów:
— Nie martwcie się, wszystko będzie na najwyższym poziomie. Małgorzata to nasze jedyne dziecko!
— Co za wspaniali ludzie — pomyśleli rodzice Krzysztofa i odprężyli się.
Swatowie gwałtownie znaleźli wspólny język. Rodzice Małgorzaty często pomagali: oddawali „stary” trzyletni telewizor, przywozili niemal nową lodówkę lub ubrania, czasem choćby z metkami. Dla rodziców Krzysztofa to było jak dar niebios. Wspólne święta, wyjazdy na działkę rodziców Małgorzaty — stały się tradycją. Swatowie stali się niemal rodziną.
Małgorzacie i Krzysztofowi też wszystko układało się dobrze. Rozumieli się, wspierali nawzajem, wychowywali syna i córkę. Krzysztof, zainspirowany żoną, skończył zaocznie studia. Małgorzata pracowała w prężnej firmie ojca, zarabiając więcej od męża, ale po dyplomie Krzysztof znalazł lepszą pracę i ich dochody się wyrównały.
Marzyli o przestronnym mieszkaniu, gdzie każde dziecko będzie miało swój pokój.
— Wyobraź sobie — marzyła Małgorzata — dzieci będą bawić się w swoich pokojach, a my odpoczywać w salonie!
— Nie wyobrażam sobie — śmiał się Krzysztof. — Przywykłem do naszego ścisku.
— Jak wyjeżdżałeś na sesje, było przestronniej — drażniła się Małgorzata. — Ale bez ciebie było pusto. Dobrze, iż to już za nami.
— Teraz zawsze będziemy razem — odparł czule Krzysztof, obejmując żonę.
Dwa lata minęły w harmonii. Pieniądze na nowe mieszkanie rosły, swatowie przyjaźnili się, dzieci dorastały. Nagle wszystko runęło: Krzysztof źle się poczuł. Lekarz wypisał zwolnienie i skierował na badania. Po kilku dniach przyszedł niepokojący wynik:
— To nie ostateczne — powiedział doktor. — Czekamy na potwierdzenie.
Krzysztof nie czekał. Tego wieczoru nie wrócił. Małgorzata, wiedząc o jego stanie, zatelefonowała do wszystkich, do kogo mogła. Noc bez snu zdawała się wiecznością. Gdy rano drzwi się otworzyły, rzuciła się do męża, ale zastygła: Krzysztof był pijany, oczy miał zaczerwienione, a ubranie śmierdziało papierosami.
— Co się z tobą dzieje? — wyszeptała, powstrzymując przerażenie.
— Czego się gapisz? Nie podoba ci się? — warknął z niespodziewaną złością.
— Nie podoba — odparła cicho, czując, jak serce się ściska.
— I co z tego? — Krzysztof sapnął, patrząc na nią wyzywająco.
— Nic. Idź spać, ja muszę do pracy — Małgorzata starała się mówić spokojnie, choć w środku wszystko w niej wrzało.
Wyszła na ulicę, szukając usprawiedliwienia dla męża:
„Przestraszył się, więc się załamał. Prześpi się, pogadamy i wszystko wróci do normy. Jest silny, damy radę”. ale obraz pijanego Krzysztofa, jego ostry ton nie dawały spokoju.
Cały dzień czuła się jak na szpilkach. Układała w myślach rozmowę, by dodać mu otuchy. Dzieci były u rodziców, poprosiła, by zostały tam jeszcze kilka dni:
— Mamo, zaległości w pracy, nie dam rady — skłamała, by nie niepokoić matki.
— Nie martw się, niech pobędą — odparła radośnie mama.
Małgorzata odetchnęła z ulgą. Do końca pracy zostały trzy godziny, ale nie wytrzymała i pojechała do domu.
To, co zobaczyła, wstrząsnęło nią. Krzysztof siedział w kuchni w samych spodenkach, metodycznie opróżniając butelkę po butelce. Mieszkanie było pełne dymu — palił w środku, czego nigdy nie robił. Na jej widok nie zareagował.
— Co ty wyprawiasz? — głos Małgorzaty drżał ze złości. — Przecież niedługo masz badania!
Krzysztof powoli podniósł na nią zamglone spojrzenie.
— No i przyszłaś — ochryple rzucił. — No to dawaj, zacznij swoje.
— Co mam zacząć? — zdezorientowała się.
— Ciągłe narzekania — przeciągnął leniwie. — Pewnie już wymyśliłaś, jak mnie opieprzyć.
— Krzysiu, proszę, nie strasz mnie — usiadła obok, próbując nawiązać kontakt. — Nie jesteś sam. Diagnoza nie jest pewna. jeżeli coś poważnego, damy radę. Pieniądze są, mieszkanie poczeka. Jestem z tobą.
Objęła go, ale Krzysztof gwałtownie ją odtrąciOdsunął ją z taką siłą, iż aż zachwiała się na krześle, a w jego oczach zobaczyła tylko zimny gniew i obcość.