Siostra, którą nienawidziłam od zawsze

polregion.pl 5 godzin temu

„Słuchaj, a pamiętasz jak zawsze się z siostrą kłóciłam? Kasia wyrywała mi tę swoją lalkę z porcelany, tą z blond włosami, wrzeszcząc 'Nie waż się dotykać!’ Do mamy biegła od razu: 'Maaamo, Ola znowu bierze moje zabawki!’

'Daj spokój, jaka z ciebie chciocha!’ odgryzałam się, mając osiem lat, ale lalkę i tak oddałam. 'Niby jaka księżniczka!’

'Dziewczyny, spokój, tak wrzeszecie o świcie!’ Mama, Anna Nowakowa, wyszła z kuchni, wycierając ręce. 'Ola, zostaw siostrę w spokoju. Masz własnych zabawek mnóstwo.’

'Moje są stare, a jej nowe!’ wkurzałam się. 'To niesprawiedliwe!’

'No bo ja jestem młodsza’ mówiła Kasia z dumą, przyciskając lalkę. 'Mama sama tak mówiła.’

Zacisnęłam zęby i milczałam. Tak, mama to mówiła. Babcia też. I ciocia Jadzia. Wszyscy wokoło powtarzali: 'Kasieńka mała, trzeba jej ustąpić’, 'Kasieńka słabowita, trzeba ją chronić’, 'Kasieńka taka śliczna dziewczynka’.

A ja, Ola? Ola duża. Ola silna. Ola musi rozumieć. Zawsze musi rozumieć i ustąpić.

'Chodź na śniadanie’ mówiła mama zmęczonym głosem. 'I zawołaj siostrę.’

W szkole starałam się zapomnieć o domowych problemach, ale i tam ścigał mnie duch młodszej siostry. Pani Ania, nasza wychowawczyni, często pytała, co u Kasieńki, czy nie chora, kiedy idzie do pierwszej klasy.

'A ty, Oluńciu, pomagasz siostrzyczce się przygotować?’ spytała kiedyś po lekcji.

'Pomagam’ skłamałam.

Tak naprawdę nie mogłam znieść tych lekcji. Kasia marudziła, nie chciała uczyć się liter, narzekała, iż jest zmęczona. A mama za każdym razem mówiła: 'Daj jej spokój, widzisz, iż dziecko padające.’

'Kasiek, litera „A” tak się nie pisze!’ denerwowałam się, ścierając krzywo narysowaną zająkliwość. 'Patrz, tak się robi!’

'Nie chcę!’ biadoliła siostra. 'Ręka mnie boli!’

'Nie boli cię! Po prostu jesteś leniwa!’

'Maaamo! Ola mnie przezywa!’ zaraz darła się Kasia.

I mama, oczywiście, beształa Olę. Zawsze beształa Olę.

Gdy Kasia poszła do szkoły, miałam nadzieję, iż teraz siostra zrozumie, jak to jest się uczyć, starać, dostawać jedynki i trójki. Ale gdzie tam. Kasia uczyła się lekko, same piątki i szóstki, a nauczyciele ją uwielbiali.

'Jaka zdolna jest twoja siostra!’ zachwycała się wychowawczyni Oli. 'Prawdziwa prymuska. Tobie, Olu, przydałoby się u niej pooglądać, jak się uczyć.’

Milczałam, zaciskając pięści. Co tu powiedzieć? Że Kasia nie jest zdolna, tylko ma farta? Że jej wszystko przychodzi łatwo, bez wysiłku? A ja muszę kuć po nocach, żeby wyciągnąć czwórkę.

W domu też spokoju nie było. Kasia rosła w prawdziwą piękność – jasnowłosą, niebieskooką, o delikatnej cerze. Sąsiadki aż wzdychały na jej widok: 'Ojej, jaka laleczka! Prawdziwy aniołek!’

A ja? Ja byłam zwyczajna. Nie piękność, nie brzydula – najzwyczajniejsza dziewczyna z kasztanowymi włosami i szarymi oczami. Takich – milion.

'Nasza Kasieńka będzie aktorką’ marzyła mama, czesząc córce włosy. 'Albo modelką. Z taką urodą grzech nie skorzystać.’

Udawałam, iż nie słyszę, ale każde słowo bolało jak po sercu. Wychodzi na to, iż ja – nie grzech nie skorzystać? Wychodzi, iż ze mnie nic mądrego nie będzie?

'A ja będę lekarzem’ powiedziałam cicho kiedyś.

'Lekarzem?’ zdziwiła się mama. 'No, jeżeli się uda. Trzeba się dobrze uczyć.’

„Jeśli się uda”. Nie „zostaniesz na pewno” ani „dasz radę”, tylko „jeśli się uda”. Jakby mama w ogóle we mnie nie wierzyła.

Wanda zawinęła się w ulubiony sweter, wdychając zapach babcinej szarlotki, gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem.
– Nie waż się ruszać mojej lalki! – pisnęła Grażyna, wyrywając siostrze porcelanową blondynkę. – Mamo! Znowu Wanda bierze moje zabawki!
– Oj daj spokój, jakaś ty skąpa! – warknęła ośmioletnia Wanda, choć wypuściła lalkę. – Taka niby księżniczka!
– Dziewczynki, skąd te krzyki o porankie? – Helena Piotrowska wyszła z kuchni, wycierając ręce o fartuch. – Wando, daj siostrze święty spokój. Masz własne zabawki!
– Mam tylko stare, a ona zawsze nowe! – oburzyła się Wanda. – To niesprawiedliwe!
– Bo ja jestem młodsza – oznajmiła Grażyna z dumą, przyciskając lalki do piersi. – Mamo tak mówiłaś.
Wanda zacisnęła zęby. Prawda, mama tak mówiła. Babcia Halinka też. Ciocia Irena zawsze powtarzała: „Grażynka mała, trzeba ustąpić”, „Grażynka słabowita, dbajcie o nią”.
A co z Wandą? Wanda duża, Wanda silna, Wanda ma rozumieć. Zawsze rozumieć i ustępować.
– Idźle na śniadanie – powiedziała matka znużonym tonem. – Siostrę zawołajcie.
W szkole Wanda starała się zapomnieć o domowych troskach, ale wszędzie dopadał ją cień siostry. Pani profesor Alicja czasem pytała: „Jak się miewa Grażynka? Kiedy do pierwszej klasy?”.
– Pomagasz siostrzyczce w przygotowaniach? – spytała raz po lekcjach.
– Pomagam – skłamała Wanda.
Nienawidziła tych lekcji. Grażyna marudziła przy literach, skarżyła się na zmęczenie. „Nie czepiaj się jej!” – tupała mama.
– Literka „A” wygląda zupełnie inaczej! – irytowała się Wanda, ścierając zakolebany gryzmoł. – Patrz, tak się pisze!
– Nie chcę! – biadoliła siostra. – Ręka mnie boli!
– Na pewno nie bieli! Po prostu się lenisz!
– Maaaammoo! Wanda mnie przezywa! – darła się Grażyna.
I mama gderzała. Zawsze na Wandę.
Gdy Grażyna poszła do szkoły, Wanda liczyła, iż siostra wreszcie pojmie naukowe trudy. Nic z tego. Grażyna łapała piątki w locie, nauczycielki ją uwielbiały.
– Jaka twoja siostra zdolna! – wychwalała wychowawczyni Wandy. – Prawdziwa prymuska. Tobie przydałaby się taka pracowitość.
Wanda zaciskała pięści. Co powiedzieć? Że Grażynie wszystko przychodzi łatwo, a ona musi wkuwać po nocach, by dostać choć czwórkę?
W domu też nie było ukojenia. Grażyna robiła się coraz piękniejsza – jasne loki, błękitne oczy, alabastrowa cera. Sąsiadki oniemiewały: „Jakiż aniołek! Celująca lalunia!”.
A Wanda? Zwyczajna. Kasztanowe włosy, szare oczy. Jak tysiące innych.
– Nasza Grażynka będzie aktorką! – marzyła mama, czesząc córce włosy. – Albo modelką. Z taką urodą, grzech nie skorzystać.
Wanda udawała, iż nie słyszy, ale każde słowo aż raniło. Więc ona – grzech nie korzystać? Z niej nic nie wyrośnie?
– Ja będę lekarzem – rzuciła pewnego dnia cicho.
– Lekarzem? – mama zdziwiła się. – Toż, jeżeli się uda. Trzeba się przykładać.
„Jeśli się uda”. Nie „na pewno”, nie „dasz radę”. Jakby już nie wierzyła.
Grażyna rozkwitała. W liceum zaloty chłopaków nie ustawały. Kokietowała, mrugała długimi rzęsami, zbierała kwiaty i prezenciki. Wanda patrzyła z żalem i zawiścią.
– Popatrz, kolczyki od Marcina! – szczebiotała Grażyna przed lustrem. – Mówi, iż pasują do oczu!
– Ładne – mruknęła Wanda przez zęby.
Też pragnęła komplementów, upominków. Ale któż spojrzy na szarą myszkę, gdy obok jaśnieje królewna?
– Wandziu, czemu taka kwaśna? – Grażyna zauważyła jej minę. – Też chcesz kolczyki?
– Nie trzeba – odcięła Wanda.
Nie chciała łask. Chciała być dostrzeżoną.
Po maturze Grażyna dostała się do łódzkiej filmówki. Mama była wniebowzięta.
– Zawsze wiedziałam, iż aktorska dusza w tobie! – promieniała. – Będziesz sławna!
Tymczasem Wanda mordowała się na medycynie. Anatomia, farmakologia – anielskiej cierpliwości trzeba. Ale nie poddała się. Zostanie lekarką. Nie gwiazdą jak siostra – ale ludziom potrzebną.
– Jak studia? – mama pytała bez szczególnego zainteresowania.
– Normalnie – odpowiadała krótko.
– Grażyna dostała główną rolę w akademickim przedstawieniu! Na pierwszym roku!
Tak, Wanda sobie wyobrażała. Grażyna zawsze pierwsza.
Lata mijały. Grażyna grała w prowincjonalnym teatrze, epizody w serialach. Mama rozpromieniała się na wieść o każdej roli: „Córka aktorka!”. A Wanda po specjalizacji została internistką w zwykłej przychodni. Lekarstwem było dobre słowo, pielęgniarki przybiegały po radę. Ale mama wobec tego nie unosiła się.
– Grażynka w nowym serialu! – chwaliła się telefonując przyjaciółkom. – A Wanda… no, w przychodni przyjmuje.
Wanda słuchała w milczeniu. Jej praca ratuje życia, nie rozbawia – ale komu w głowie takie porównania?
Grażydno pierwsza wzięła ślub. Z przystojniakiem z teatru. Wysoka promocja w sopockim Grand Hotelu, tłum gości, fotoreporterzy. Mama pękała z dumy. „A ty, Wandziu, kiedy wianuszek? Tr
I w ten sposób, trzymając się za ręce nad tortem urodzinowym, wiedziały iż zbudują przyjaźń silniejszą niż wszystkie dawne urazy.

Idź do oryginalnego materiału