30 kwietnia, wtorek
Stałam przed wyblakłą tablicą z napisem Kawiarenka Przytulny Kąt. Litery były krzywe, a jedyne ł ledwo trzymało się słowa. Na progu rosły suche krzewy wisterii, przy koszu na śmieci siedziały dwa gołębie i wpatrywały się w szary, jesienny nieboskłon.
No więc, nowe życie mruknęłam, wkładając klucz do zamka.
Powietrze w środku pachniało wilgocią, pleśnią i starymi przyprawami. Zakrztusiłam się, otworzyłam okna, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do pracy.
Zwariowałaś! rozgrzmiała w słuchawce przyjaciółka Zosia. Kupiłaś kawiarenkę? W tej dzielnicy? Czy zwolnienie tak cię poruszyło?
Lepiej piec bułki niż liczyć cudze pieniądze westchnęłam, ścierając stoły. Poza tym zawsze o tym marzyłam. Pamiętasz babcię?
Pamiętam. Marzenia to jedno, a ten strych to drugie.
To nie strych. To moja piekarnię.
Nazwałam ją Mandarynkowy Chleb, bo babcia zawsze dodawała do ciasta startą skórkę mandarynki i cynamon. Zimą nasz dom pachniał mandarynkami i świeżym wypiekiem. Chciałam odzyskać ten ciepły zapach.
Pierwszy tydzień minął bez gości. Kawiarenka stała na skraju Pragi, gdzie przechodziły jedynie osoby znające krótkie drogi. Wstawałam o piątej, zagniatałam ciasto, piekłam, myłam naczynia i próbowałam nowych przepisów. Zapach cynamonu i wanilii mieszał się z aromatem kawy. Na parapecie postawiłam wazon z mandarynkami i nakleiłam szyld: Zapraszamy nie pożałujesz.
Babciu, pomóż mi szepnęłam, podając świeżo upieczone ślimaki.
Jakby w odpowiedzi, tego samego wieczoru weszła babcia Zuzanna z domu obok.
Czy to ty pieczesz bułki? Przeszłam obok i poczułam zapach. Daj spróbować.
Podniosłam kawałek ciasta, babcia przycisnęła oczy, przegryzła i skinęła głową.
Świetne. Prawdziwe. Jutro przyprowadzę dziewczyny na warcaby. Ty zaś postaw kawę.
Następnego dnia przyszły dziewczyny trzy starsze panie z plecakami opowieści. Po tygodniu przybyli trzej studenci, potem kurier, potem mama z wózkiem. Plotka w dzielnicy rosła powoli, ale konsekwentnie.
Zmieniliśmy szyld. Zamiast Przytulny Kąt pojawiło się: Piekarnia z zapachem mandarynek. Pomógł mi w tym Szymon, jeden ze studentów.
Co ty robisz? Projektant?
Nie, dopiero studiuję. Ale twoje bułki są boskie. Chciałbym, żeby szyld był równie piękny.
Po raz pierwszy od dawna poczułam, iż jestem potrzebna. Wieczorem Szymon przyprowadził dziewczynę: To Kasia, fotografka. Chcemy uruchomić media społecznościowe. Prawie rozpłynęłam się w łzach.
Dzień dobry wtrącił się znajomy głos, drżący od emocji. Son
Odwróciłam się. Próg stanął przed mną Łukasz. Były partner, ten, który rok temu odszedł przemyśleć i zniknął przy koleżance z pracy.
Co tu robisz? głos był suchy.
Dowiedziałem się, iż otworzyłaś kawiarnię. Chciałem zobaczyć.
Widziałem. Do zobaczenia.
Poczekaj. Kiedyś byliśmy
Mówiłeś, iż jestem nudna. A teraz tęsknisz?
Uśmiechnął się krzywo.
Nie o to chodzi. Słyszałem, iż zainwestowałaś. Wiesz, iż dopóki nie rozwiedliśmy się formalnie, wszystko, co nabyłaś, jest naszą wspólną własnością.
Naprawdę?
Nie chcę konfliktu. Może dogadamy się? Pomogę przy remoncie, dostanę kilka procent
Milczałam. Potem zdjęłam fartuch, podeszłam do drzwi i otworzyłam je szeroko.
Łukasz, wyjdź stąd i nie wracaj więcej.
Zanim zdążył zrobić krok, w progu pojawiła się babcia Zuzanna z przyjaciółkami.
Ojej, kto tu hałasuje? Odejdź, synu. To nasze kobiece królestwo.
Łukasz mruknął i odszedł.
Kto to był? zapytała jedna z kobiet.
Były mąż. Przyszedł po swój udział.
Nie ma mu szczęścia? zaśmiała się babcia i chwyciła kolejny bułeczka z tacy.
Nagle zadzwoniła mama.
Co tam robisz? Łukasz dzwonił, mówił, iż krzyczałaś na niego.
Mamo, przyjechał po udział w kawiarni. Myślisz, iż to w porządku?
Przecież to twój mąż, prawie. Może w końcu się dogadacie. Nie jesteś już młoda
Mamo, otworzyłam własny biznes od zera i jestem szczęśliwa. Czy nie możesz się cieszyć?
Martwię się o ciebie. Dzielnica w nieładzie, rozwód, oszczędności jakby ptak płakał. To nie jest życie.
To moje życie i wybrałam je.
No tak. Jak spalisz nie dzwoń.
Rozłączyłam się i długo siedziałam przy pustej filiżance, patrząc w jej czarną otchłań.
Czy mogę wejść? pojawiła się Kasia. Skończyliśmy sesję. Płaczesz?
Wytarłam łzę.
Nie, po prostu wspominam. Babcia mawiała: jeżeli ciasto przywiera, trzeba poczekać. To znak, iż jeszcze nie jest gotowe.
Jesteś silna, Sonia. Wierzę w ciebie. objęła mnie Kasia i podała telefon.
Patrz, wrzuciliśmy pierwsze zdjęcia. Już sto obserwujących.
Wiosna przyniosła kolejkę po mandarynkowe bułki sięgającą rogu ulicy. Do menu wpadły rogaliki z makiem, serowe zawijasy, szarlotki. Piekarnia tętniła życiem.
Pewnego wieczoru zadzwonił dzwonek.
Czy mogę? przy progu













