Bohater z sąsiedztwa

newskey24.com 1 miesiąc temu

Dozorca naszego podwórka

Ewa szła do domu w wczesnych jesiennych zmroku. Latarnie uliczne, jak zwykle, świeciły się tylko niektóre, a na podwórku nie było ich wcale. Przed klatką zawsze jesienią stała wielka kałuża. Zaparkowane samochody utrudniały jej obejście. Ale dziś kałuży nie było, chociaż cały dzień mżył deszcz. Kałuża zniknęła.

Ewa otworzyła drzwi wejściowe i rozejrzała się. Światło z klatki padało na mokry, lśniący asfalt. „Nie przywidziało mi się. Ciekawe, jak to się stało?”

Winda czekała na nią na parterze, co też było niezwykłe. Zwykle wieczorem stała na górze. Drzwi rozsunęły się, zapraszając ją do środka. „Niesamowite. Chyba naprawdę zdarzył się cud”, pomyślała Ewa i weszła do kabiny. Wcisnęła przycisk i rzuciła szybkie spojrzenie na swoje odbicie w zabrudzonym lustrze.

Patrzyła na nią blada, zmęczona twarz ze smutnymi oczami. Ewa odwróciła wzrok i, jak zwykle, poprawiła kosmyk włosów wystający spod beretu. W tej samej chwili kabina drgnęła i zatrzymała się, a drzwi z brzękiem otworzyły się, wypuszczając ją na piętro.

– W domu – powiedziała głośno i kliknęła wyłącznikiem, rozpraszając ciemność zalegającą w mieszkaniu.

Pół roku temu zmarła jej mama. Od tamtej pory w pustym mieszkaniu czekały na Ewę samotność, pustka i wspomnienia. Nie spieszyła się do domu, często zostawała dłużej w redakcji. Wszyscy uciekali punktualnie o osiemnastej, a ona zostawała. Porządkowała dokumenty, planowała następny dzień. Koledzy z pracy jej nie lubili, uważali, iż jest pedantyczna i nieustępliwa. A ona po prostu przyzwyczaiła się pracować skrupulatnie i szybko, tego samego wymagając od innych.

Wcześniej w domu czekała na nią chora mama – nie było czasu w rozluźnienie czy litowanie się nad sobą. Zanim zachorowała, pracowała jako nauczycielka, wychowując córkę w surowości. Ewa przywykła robić wszystko na „piątkę”, by nie zawieść mamy, choć nie bez wewnętrznego buntu. Teraz sama stała się równie wymagająca.

Miała w życiu tylko jeden poważny związek. Ale relacje się rozpadły, zanim doszło do ślubu. Mama już wtedy źle się czuła, i Ewa odmówiła wyprowadzki do narzeczonego – nie mogła jej zostawić samej. On zaś nie chciał mieszkać w ciasnym mieszkaniu z chorą przyszłą teściową.

I tak w wieku trzydziestu dwóch lat Ewa została sama. Mężczyźni w redakcji byli albo żonaci, albo łapali każdą spódnicę. A poza pracą nigdzie nie wychodziła. Wcześniej przez mamę, teraz przez zmęczenie i obojętność wobec własnego życia. Czekał ją kolejny samotny wieczór przed telewizorem lub z książką.

W sobotę Ewa wstała późno, przeciągnęła się i wyjrzała przez okno. Podwórko przykryła cienka warstwa śniegu, na którym wyraźnie odcisnęły się ciemne ślady. Więc nie było mrozu, śnieg gwałtownie stopnieje. Nagle zapragnęła przejść się po tym białym, delikatnym pokrywie, zostawić własne ślady. Ewa pospieszyła się do łazienki.

Czy potrzeba wiele do szczęścia? Trochę śniegu i dwa spokojne dni urlopu. Zjadła śniadanie, ubrała się i wyszła na zewnątrz.

– Ewuniu, idziesz do sklepu? Możesz kupić mi chleb i bułki? – usłyszała za sobą.
To sąsiadka z pierwszego piętra wychyliła się przez uchylone okno.

– Dobrze. Potrzebuje pani czegoś jeszcze? – spytała Ewa.

Staruszka zastanowiła się przez chwilę.

– Nie, tylko chleb i bułki. – Okno zamknęło się.

No cóż, przynajmniej miała teraz cel. Ruszyła w stronę sklepu, starając się stąpać obok cudzych śladów.

Oddając chleb sąsiadce, zapytała, co się stało z kałużą przed klatką.

– Nowy dozorca ją usunął. Dobra robota, co?

– A co się stało ze starym? – Ewę to specjalnie nie obchodziło, zapytała bardziej z grzeczności.

– Zmarł tydzień temu. Wejdź, opowiem ci wszystko – zaprosiła sąsiadka.

Nie miała nic lepszego do roboty, więc weszła do przytulnego, zastawionego staromodnymi meblami mieszkania.

– Szłam kilka dni temu z poczty, a na podwórku siedzi na ławce jakiś mężczyzna. Smutny, ale nie pijany. Po pijakach znam, mój mąż pił, niech spoczywa w spokoju. Ten nie wyglądał na łazika. Jak tylko wyjrzałam przez okno, ciągle tam siedział. A już zimno, listopad przecież. Pomyślałam, iż nie ma gdzie iść.

Wyszłam do niego, spytałam, czego tu czeka. A oczy miał takie nieszczęśliwe. Chodź – mówię – ogrzejesz się w klatce. Jak szukasz pracy – mówię – to u nas dozorca zmarł. Patrz, jak liście zasypały podwórko. Idź rano do administracji, zatrudnią cię, zamiast tak siedzieć.

A teraz zobacz, jak wyczyścił podwórko. Pracowity, kulturalny, wita się. Mieszka w pomieszczeniu gospodarczym. Widać, iż naprawdę nie miał dokąd pójść. O, proszę, akurat przechodzi – skinęła głową w stronę okna.

Po podwórku szedł wysoki mężczyzna, wyraźnie nie starszy, ale zarost dodawał mu lat.

Następnego dnia Ewa przez okno zobaczyła, jak nowy dozorca zmiatał śmieci miotłą. Szur-szur, szur-szur. Długo przyglądała się monotonnym ruchom jego rąk. Nie wyglądał na zwykłego robotnika. Ciekawość rozpierała Ewę. I niedługo los zetknął ją z dozorcą.

Wyrzucała śmieci i potknęła się. Czyjaś silna dłoń uchroniła ją przed upadkiem.

– Dziękuję – powiedziała Ewa, rozpoznając w wybawcy nowego dozorcę.

Spod narzuconej na czoło wełnianej czapki, pewnie po poprzednim dozorcy, patrzyły na nią inteligentne, szare oczy. Nieogolona twarz nadawała mu niezdrowy wygląd.

– Pan jest naszym nowym dozorcą – stwierdziła Ewa, przyglądając mu się z ciekawością.

– No, chyba tak – mruknął i odszedł.

„Co za gbur”, pomyślała Ewa, wyrzucając śmieci.

Pewnego razu, wracając ze sklepu, natknęła sięEwa uśmiechnęła się, patrząc przez okno, jak Darek, już nie dozorca, ale wciąż ten sam wrażliwy człowiek, który odmienił jej życie, zasypuje chodniki piaskiem – tak jak kiedyś zasypał jej samotność ciepłem i nadzieją.

Idź do oryginalnego materiału