Bicie Serca

twojacena.pl 2 tygodni temu

**Bicie serca**

„Wojciech Marek, nie musisz sam jechać do naszej filii. Niech Krystyna zawiezie dokumenty” – powiedział szef z wyraźnym niezadowoleniem.

„Przepraszam, ale chciałbym pojechać osobiście. To moje rodzinne miasto. Dawno tam nie byłem.”

„Masz tam rodzinę?” – zapytał szef, nieco łagodniej.

„Nie. Mamę zabrałem już do siebie, ale…”

„Rozumiem” – przerwał szef. – „Mała ojczyzna to coś świętego. Dobrze, jedź. Tylko pamiętaj, jutro istotny dzień – wrócisz na czas?”

„Nie mam wątpliwości” – obiecał Wojciech. – „Dziękuję.”
Szef machnął ręką, kończąc rozmowę.

Wojciech wrócił do swojego biura, posprzątał papiery, wyłączył komputer, zabrał teczkę z dokumentami i wyszedł, zamykając drzwi na klucz. Klucz zostawił portierowi na parterze.

Nie wstąpił do domu. Z samochodu zadzwonił do matki, zapytał, jak się czuje, i powiedział, iż dziś nie zajrzy, bo ma ważne spotkanie. Nie wspomniał, iż jedzie do ich rodzinnego miasta. Mama by się zdenerwowała, a jej serce było słabe.

„No dobrze, mamo, muszę jechać. Jak coś, dzwoń od razu.” Wojciech schudł telefon i odpalił silnik.

Przy wyjeździe z miasta zatankował, kupił kawę i drożdżówki, żeby nie musieć się już zatrzymywać. Musiał zdążyć przed końcem dnia pracy. Mógł też zadzwonić i uprzedzić partnerów, by na niego poczekali.

Nie planował odwiedzać starych znajomych – większość dawno wyjechała. Po prostu chciał znów zobaczyć miasto swojego dzieciństwa. Włączył radio, a wnętrze wypełnił aktualny hit. Wziął łyk gorącej kawy.

***

Po śmierci ojca mama zaczęła coraz częściej chorować. Badania wykazały problemy z sercem. Wojciech zaproponował, by zamieszkała z nim w większym mieście – tam lepsza opieka medyczna. Ale ona stanowczo odmówiła. Syn powinien ułożyć sobie życie, a ona tylko by przeszkadzała. Jednak jej stan się pogarszał.

W końcu Wojciech namówił ją, by sprzedali mieszkanie. Dodał swoje oszczędności i kupił jej małe, ale wygodne mieszkanie blisko siebie. Od tamtej pory nie wracał do rodzinnego miasta, choć często o nim myślał.

Czy można zapomnieć pierwszą miłość? Może ona już tam nie mieszka, ale miasto zostało – ta sama ulica, ten sam dom, pod którego oknami stał i cierpiał z powodu nieodwzajemnionego uczucia. Do dziś, gdy wspomniał Jagodę, serce zaczynało mu walić jak młot. Nigdy później nie czuł niczego podobnego. Jakby tam zostawił na zawsze cząstkę siebie.

Na drobną, niepozorną Jagodę, koleżankę z klasy, nie zwracał uwagi aż do matury. Po wakacjach wróciła do szkoły inną – dojrzałą, piękną. Wtedy Wojciech pierwszy raz poczuł, iż ma serce – biło tak mocno, iż aż bolało.

Od tamtej chwili myślał tylko o niej. Nie mógł doczekać się studniówki, bo to była jego szansa – zaprosi ją do tańca, wyzna miłość. Wreszcie nadszedł ten wieczór. Po oficjalnej części zaczęły się tańce. Pierwszego wolnego nie odważył się z nią zatańczyć.

Wieczór mijał, a z głośników leciały tylko szybkie kawałki. Szanse topniały. Wojciech gryzł wargi, stał przy ścianie. Wreszcie zabrzmiał wolny utwór.

Wziął głęboki oddech. „Teraz albo nigdy.” Ruszył w stronę okna, gdzie stała Jagoda z koleżankami, by uprzedzić innych.

Serce waliło mu tak mocno, iż aż ciemno robiło się w oczach. Ledwo oddychał, wyciągnął do niej rękę, patrząc z desperacją.

Jagoda wymieniła z przyjaciółkami porozumiewawcze spojrzenie i nagle się uśmiechnęła. W środku sali, na oczach wszystkich, Wojciech niezdarnie objął ją w talii. Ona położyła dłonie na jego ramionach i zaczęli się kołysać.

Był sztywny jak kłoda, trząsł się jak galareta. Obok tańczyły inne pary, ale on widział tylko Jagodę. Serce tłukło się w gardle.

Jej blade różowe usta pachniały truskawkami. Od tamtej pory ten zapach przypominał mu o niej.

Muzyka nagle ucichła. Jagoda odsunęła się i wróciła do koleżanek. Coś im szepnęła, a one wybuchnęły śmiechem, zerkały w jego stronę. Wojciech poczerwieniał i wybiegł z sali.

W kwietniu, przed jej urodzinami, czekał, aż rodzice zasną. Wyszedł po cichu, zabrał puszkę farby i pod jej oknami wymalował wielkimi literami: „Wszystkiego najlepszego!”. Na dole dopisał „W.M.” – inicjały, ale dla niego znaczyły: „Z miłością”.

W szkole czekał, czy Jagoda się zorientuje, czy powie koleżankom. Ale choćby na niego nie spojrzała. Na przerwie zaprosiła kilkoro znajomych na imprezę – jego pomijając.

Po lekcjach poszedł pod jej dom. Rozczarował się, gdy zobaczył, iż deszcz zmył farbę. Jagoda nigdy się nie dowiedziała.

Wieczorem stał w jej podwórku. Z otwartego okna dobiegała muzyka i śmiechy. Ktoś wyszedł na balkon, zapalił papierosa… Wojciech odszedł.

Na balu maturalnym podjął ostatnią próbę. Znów zaprosił ją do tańca.

„Nie tańczę” – odparła i odwróciła się.

„Wyjeżdżam na studia… Jagoda, kocham cię” – wykrztusił.

Odmieniła się gwałtownie.

„A ja ciebie nie!” – rzuciła i odeszła.

Z rozpaczy się upił, źle się poczuł i wrócił do domu. Wyjechał na studia, a kiedyś, na święta, zobaczył Jagodę z jakimś fac**Bicie serca – dokończenie**

Dopiero teraz, gdy zostawił za sobą nie tylko rodzinne miasto, ale i przeszłość, zrozumiał, iż wolność to nie miejsce, w którym jesteś, ale stan serca wolnego od ciężaru wspomnień.

Idź do oryginalnego materiału