Będziesz zachwycony, mamo! To prawdziwy cud!” – entuzjastycznie powiedział jeden z bohaterów. „A czy nie znudzi się życie z cudem?” – z ironią zapytała inna postać.

polregion.pl 1 tydzień temu

— Spodoba ci się, mamo. To po prostu cud! — rozentuzjazmowany mówił Tomek.
— A nie znudzi ci się mieszkać z cudem? — ironicznie zapytała Wanda.

Wanda stała przy kuchence i nasłuchiwała. Za życia męża zawsze gotowała obiad tak, żeby na jego powrót wszystko było gotowe. Mąż zmarł osiem lat temu. Teraz w ten sam sposób czekała na syna wracającego z pracy.

W drzwiach zaskoczył zamek, a z przedpokoju dobiegł głos Tomka:
— Mamo, jestem.
— Słyszę — odparła Wanda i uśmiechnęła się.

— A co dziś jemy? Kotlety, ziemniaki smażone? — Tomek objął matkę, zajrzał jej przez ramię i pociągnął nosem, wdychając aromat ulubionych ziemniaków z zieloną cebulką.

Wanda wyłączyła gaz, przykryła patelnię pokrywką.

— Jesteś w dobrym humorze? Co się stało? — Po odcieniach jego głosu umiała odgadnąć nastrój syna.
Tomek odsunął się lekko.

— Mamo, żenię się.

— Najwyższy czas. Dlaczego więc Kasia do nas nie wpada? — Wanda odwróciła się twarzą do syna, wpatrując się w jego przygaszoną twarz.

— Żenię się z Basią.
I Wanda poczuła, jak po plecach przebiegł jej zimny dreszcz. Syn od dawna był dorosły. Przytulał ją, okazywał czułość tylko w chwilach szczególnych zwierzeń lub radości.

— Imię obiecujące. A co z Kasią?

— Kasia wychodzi za mąż w sobotę. Nie chcę o tym mówić, mamo. Jedzmy kolację.

— Dobrze, iż ślub Kasi nie wpłynął na twój apetyt. Umyj ręce.

Wanda postawiła przed synem talerz z ziemniakami, usiadła naprzeciw niego, podpierając podbródek dłonią, i patrzyła, jak je.

— A ta Basia, kim jest?

— To dobra dziewczyna. Przekonasz się sama. Chcę ci ją przedstawić. W sobotę, na przykład? — Tomek przerwał jedzenie i spojrzał na matkę. — Spodoba ci się, mamo. To po prostu cud! — wykrzyknął rozpromieniony.

Coś podobnego mówił kiedyś o Kasi. Że ta wybrała bogatszego narzeczonego, Wanda dowiedziała się od jej matki, z którą chodziły do jednej szkoły i przyjaźniły się, mając nadzieję, iż ich dzieci się ze sobą zwiążą. Spotkały się przypadkiem w sklepie, a tamta podzieliła się wiadomością. Przeprosiła za wybór córki.

— Cudu nigdy za wiele. A nie znudzi ci się mieszkać z cudem? — ironicznie zapytała Wanda.

— Mamo, to nie jest śmieszne.

— Ja się nie śmieję. Opowiedz mi o niej. Co w niej takiego cudownego?

— Czemu przywiązujesz się do tego słowa? — Tomek zawahał się. — Jest nauczycielką, uczy w szkole polskiego i literatury, dopiero pierwszy rok. Poważna, oczytana. Dobrze mi z nią.

— A rodzice?

— Tata inżynier, mama gospodyni domowa.

— I przyjechała z…? — Wanda nie dokończyła, czekając, aż syn dopowie.

— A co za różnica, skąd? — oburzył się Tomek.

— Rzeczywiście. Więc nie jest stąd. Zamieszkacie tutaj?

— jeżeli masz coś przeciwko, wynajmiemy mieszkanie. — Tomek wpił się wzrokiem w oczy matki.

— Nie, wcale nie. Będę tylko szczęśliwa. Co ja tu sama będę robić? Będę czekać na wnuki. jeżeli się nie dogadamy, wtedy się wyprowadzicie.

— Basia nie chce się spieszyć z dziećmi, chce popracować, zdobyć doświadczenie.

— Basia nie chce, Basia zdecydowała… — przedrzeźniała Wanda. — Dobrze, zaproś na obiad swoje cudo. — Wanda wstała od stołu i wyniosła pusty talerz do zlewu.

— Jesteś najlepszą mamą na świecie — Tomek też się podniósł.

— Mam nadzieję, iż nie zapomnisz o tym po ślubie.

Wanda myła naczynia, a sama rozmyślała. *Nauczycielka, no tak. Każdy wieczór spędzi na sprawdzaniu zeszytów, przygotowaniu lekcji, a w weekendy będzie wyjeżdżać z klasą na wycieczki…* — westchnęła. — *Jak gwałtownie Tomek wyrósł, już się żeni. Szkoda, iż mąż nie dożył.*

Od wczesnego ranka w sobotę Wanda czarowała w kuchni. Tomek długo przymierzał się przed lustrem, dobierając koszulę i krawat w pasującym odcieniu. Potem wyszedł po Basię.

Wanda próbowała sobie wyobrazić tę cudowną nauczycielkę, ale przychodziła jej na myśl tylko jakaś postać z filmu, którego ledwo pamiętała.

Basia okazała się drobną, niską dziewczyną z długimi prostymi włosami i dużymi oczami. Nie można było nazwać jej pięknością — gdyby minęła ją na ulicy, nie zwróciłaby uwagi. Jadła mało, powściągliwie chwaląc każde danie. Wina ledwie dotknęła. Tomek, patrząc na nią, też nie pił.

— Nie krępuj się, Basia — zachęciła ją Wanda.

*Sparaliżowana ze zdenerwowania, boi się mnie. Pierwszy raz poznaje matkę narzeczonego* — pomyślała Wanda. *Co syn w niej znalazł? Czy może żeni się na złość Kasi? Ach, Kasia. Kasia…*

Dwa miesiące później odbył się skromny ślub. Przyjechali rodzice Basi. Matka chuda, zgaszona, milcząca. Ojciec żartował, opowiadając, iż jako nastolatek zakochał się w postaci z filmu i dlatego tak nazwał córkę.

— Szkoda, iż nie na cześć aktorki, która ją grała — nie powstrzymała się Wanda.

— Mówiłam mu to samo, ale uparł się — cicho odezwała się matka Basi, spojrzała na męża, spuściła wzrok i zamilkła na resztę wieczoru.

— A ciebie na cześć której królowej ochrzczono? — ojciec nie pozostał dłużny.

— Gdyby. Rodzice chcieli syna, imię wymyślili wcześniej. Tak zostałam Wandą.

Dziwna była ta para. Ojciec pił, wychwalał córkę, mądralę i piękność. Matka jadła mało, milczała, siedziała wyprostowana, jakby połknęła kij.

Tomek pokazał rodzicom miasto. Na prezent przywieźli stos pościeli, narzut… Rodzina trzymała się tradycji. Ojciec był głową rodziny. Matka nie mogła kroku postąpić bez jego wiedzy. Rzadkość w dzisiejszych czasach. Wanda też nie pozostała dłużna, obdarowując ich przed wyjazdem.

Gdy Tomek z Basią wychodzili do pracy, Wanda myła naczynia, podłogi, potemWanda stała w oknie i patrzyła, jak jej syn prowadzi Basię za rękę przez park, a promienie zachodzącego słońca złociły ich śmiech, który niosło echo minionych burz i nadziei na nowe, spokojniejsze dni.

Idź do oryginalnego materiału