— Zamieszkam z wami i przypilnuję, żeby wszystko było jak należy — teściowa wsunęła walizkę synowi, a sama zaczęła robić porządek.
Katarzyna i Grzegorz byli szczęśliwi w małżeństwie od pięciu lat. Na początku nie decydowali się na dzieci, ponieważ chcieli podejść do tego świadomie. I oto, na rocznicę ślubu, podjęli istotną decyzję.
— Jestem gotowa — uśmiechnęła się Katarzyna. — Bardzo chcę mieć dziecko.
— Myślę, iż to najlepszy czas! — odpowiedział Grzegorz. Miał dobrze płatną pracę, remont w mieszkaniu był zakończony, nic nie przeszkadzało w narodzinach pierwszego dziecka. Tylko zajść w ciążę nie udało się od razu. Musieli się przebadać, odwiedzać lekarzy, a choćby sięgnąć po medycynę niekonwencjonalną. Tak doradziła teściowa, zauważywszy, iż synowa nie może zaskoczyć syna dobrymi nowinami.
Gdy teściowa, Jadwiga Piotrowicz, dowiedziała się o planach powiększenia rodziny, zaczęła aktywnie się angażować w życie syna i synowej. Weekend bez jej telefonów i pytań był wyjątkiem:
— No kiedy?
— Znowu się nie udało?
— Wszystko robicie źle!
— Trzeba was wszystkiego nauczyć!
Skończyło się na tym, iż Jadwiga przyszła do synowej i powiedziała:
— Tu jest adres zielarki. Jutro cię czeka.
— Pani Jadwigo, podchodzę do takich spraw sceptycznie. My wolimy tradycyjne metody.
— Znam ja wasze tradycyjne metody! Wszystkie pieniądze wydacie na lekarzy, a efektu nie będzie!
— Jestem osobą wierzącą i do zielarki nie pójdę — odpowiedziała Katarzyna. Teściowa zacisnęła wargi, ale milczała, a Katarzyna pomyślała, iż temat jest zamknięty. Jednak Jadwiga znalazła inny sposób. Opowiedziała synowi, jak cudownie rozwiązują się wszystkie problemy i iż wizyta przyniesie szybkie efekty.
Na zdziwienie Katarzyny Grzegorz gwałtownie przyjął stanowisko matki i naciskał na żonę:
— Jedź. Nie ma w tym nic złego. Ona jest zielarką, a nie czarownicą. Nie upieraj się. Mama nie doradzi nic złego — powiedział mąż, zmuszając Katarzynę do wizyty u zielarki.
Katarzyna niechętnie posłuchała. Nie chciała się kłócić, ponadto rozumiała, iż teściowa i mąż działają dla wspólnego dobra.
Zielarka nie zrobiła na Katarzynie dobrego wrażenia. Coś tam szeptała, czymś pokropiła, a potem nasypała jakieś zioła do torby i podała jej.
— Przyjmuj raz dziennie.
— Dziękuję — powiedziała Katarzyna i gwałtownie odeszła. Przed domem były kosze na śmieci i chciała od razu wyrzucić to, co dostała. Ale spojrzawszy za siebie, zauważyła, iż kobieta patrzy z okna. Zrozumiała, iż jest obserwowana. Bała się, iż teściowa się wszystkiego dowie, więc pojechała do domu. Musiała przekonać rodzinę, iż zrobiła, co jej kazano. „Przepisanych” ziół nie zamierzała brać. Odłożyła torbę na półkę i zamknęła szafę.
Mimo iż ziół nie tknęła, długo wyczekiwana ciąża pojawiła się jakiś miesiąc po wizycie u zielarki. Katarzyna uznała to za zbieg okoliczności, bo nie brała ziół, a kontynuowała leczenie przepisywane przez lekarza. Jednak teściowa przyjęła sukces jako swoją zasługę i przekonała syna, iż ciąża to dzięki jej radom. Widząc, iż synowa posłuchała, Jadwiga Piotrowicz uznała, iż należy jej się decyzja we wszystkich sprawach.
Uważała, iż z racji wieku i doświadczenia to ona powinna mieć ostatnie słowo w każdej kwestii, choćby takiej, która jej zupełnie nie dotyczyła. Wtrącała się wszędzie. Od diety przyszłej mamy po godzinę, o której powinna iść spać. Jej uwaga i “troska” były absurdalne. Pewnej nocy, kiedy małżonkowie oglądali ulubiony film przy świecach, zadzwoniła do drzwi.
Jadwiga Piotrowicz przyjechała przez całe miasto, aby upewnić się, iż Katarzyna przestrzega reżimu i przygotowuje się do snu.
— To co?! Jadłaś jedzenie z restauracji?! — weszła bezpardonowo do pokoju i zaczęła zgarnąć do torby wszystko ze stołu. Tam były ulubione sushi Katarzyny i makaron ryżowy.
— Co pani robi, pani Jadwigo?! — Katarzyna próbowała odebrać talerz z sushi, ale teściowa tylko mocniej się rozjuszyła, argumentując, iż to jedzenie nie jest dla ciężarnych.
— Grzegorz, jak mogłeś pozwolić żonie to jeść? Widać, ona rozumu nie ma, ale ty? Co na to patrzyłeś?! A już noc, jeść o tej porze jest szkodliwe!
— Ciąża to nie choroba! — próbowała odpowiedzieć Katarzyna, ale została zasypana kontrargumentami.
Grzegorz zdążył zjeść swoją porcję, więc nie martwił się zbytnio, iż jedzenie zniknęło ze stołu. Pomyślał, iż może mama ma rację i nie powinno się jeść surowej ryby. To mogłoby źle wpłynąć na dziecko.
— W porządku, mamo, nie będziemy więcej zamawiać tego jedzenia. Przepraszamy.
— Przepraszasz?! Twoja matka nazwała mnie głupią osobą, a ty ją przepraszasz?! — Katarzyna wybuchła. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Grzegorz zaczął ją uspokajać, a Jadwiga Piotrowicz pod pretekstem po cichu wyszła, zabierając całą torbę jedzenia.
— Zapomnijmy o tym nieporozumieniu. Przecież wiesz, iż ona chce dobrze, prawda?
— Nie. Nie rozumiem. Nie podoba mi się, iż wszędzie wścibia swój nos! Inne kobiety w ciąży jedzą kredę! Albo ogórki z czekoladą! A ja nie mogę zjeść tego, co lubię?!
— Możesz, oczywiście. Zróbmy tak: teraz pojadę do supermarketu i kupię wszystko, co zapragniesz.
— Dobrze. Kup mi sushi. Takie, jakie było na stole przed przyjazdem twojej matki.
— Nie. Wszystko oprócz sushi.
Katarzyna wybiegła zapłakana. Wieczór był zepsuty.
Jak i inne wieczory, kiedy Jadwiga Piotrowicz przychodziła nieproszona i rządziła się w domu. Pewnego dnia przyszła wczesnym popołudniem, kiedy w domu była tylko Katarzyna. Wyszła wcześniej z pracy, bo źle się czuła. Po drodze poczuła się lepiej, jak często bywa. Z głodu kupiła sobie jogurt i bułkę. Prawie się nie zadławiła w drzwiach, widząc na progu teściową.
— Pani Jadwigo?! Dlaczego pani przyszła?!
— Syn mówił, iż masz mdłości — spojrzała na bułkę. — Nic dziwnego. Żywisz się na gwałtownie najtańszym jedzeniem. Co to w ogóle? Bułka z szynką i serem?! Dawaj! — Jadwiga Piotrowicz zaczęła wyrywać synowej bułkę, prawie doszło do bójki. Sąsiadka ich rozdzieliła.
— Co was tu, panie, za ostatni kęs chleba walczycie?
— Ach, ta młoda, niedoświadczona. Nie wie, co wolno a czego nie. Żartujemy sobie — teściowa gwałtownie się zmitygowała.
— Ajaj, wiem, ile młodzi myślą, iż wszystko sami wiedzą…
Kobiety gwałtownie znalazły wspólny język i zaczęły plotkować o swoich dzieciach, a Katarzyna otrzepała okruchy i zamknęła się w mieszkaniu, zamykając drzwi na wszystkie zamki. Teściowa stukała, ale Katarzyna jej nie wpuściła.
Jadwiga Piotrowicz zaalarmowała cały blok. Przyjechał Grzegorz i znów był konflikt.
I znów teściowa odeszła po cichu, podczas gdy Katarzyna płakała i domagała się sprawiedliwości. Ale Grzegorz, za radą matki, zrzucał wszystko na burzące się hormony. Im bliżej było do terminu porodu, tym bardziej atmosfera się zagęszczała, a Jadwiga Piotrowicz “dusiła” troską.
Katarzyna miała już kłopoty zdrowotne z nerwów i postanowiła porozmawiać z mężem.
— Grzegorz, rozumiem, iż kochasz swoją matkę, a ona ciebie… ale nie chcę, żeby przychodziła do naszego domu… — nie zdążyła skończyć, usłyszała przekręcający się klucz w drzwiach i mocno się wystraszyła, bo klucze mieli tylko ona i Grzegorz. — To złodzieje?!
Ale zamiast złodziei w korytarzu pojawiła się Jadwiga Piotrowicz z walizką.
Katarzyna złapała się na myśli, iż bardziej ucieszyłaby się z włamywaczy niż z widoku teściowej.
— Jak udało się pani otworzyć drzwi? — tylko to wydobyła z siebie.
— Kluczem. Synuś dał — pochwaliła się Jadwiga Piotrowicz. — Martwi się o ciebie, a ty mnie nie wpuszczasz. Tak nie można. W ostatnich miesiącach ciąży trzeba mieć dostęp do mieszkania, gdybyś nie mogła otworzyć. A w ogóle, zdecydowaliśmy z Grzegorzem, iż potrzebujesz pomocy, zarówno moralnej jak i fizycznej. niedługo urodzi się wnuk, a ja się nim zajmę. Na razie przypilnuję, by wszystko było jak należy — teściowa wsunęła walizkę do rąk Grzegorza i weszła do pokoju.
— No właśnie, co było do udowodnienia. Znów niezdrowe jedzenie. Wszystko idzie do kosza. Od dziś będę pilnować, co jesz i pijesz. Na obiad przyniosłam rosół. I jeszcze nalewkę z ziół od zielarki. Wypij natychmiast — tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedziała teściowa.
Katarzyna spojrzała na męża, oczekując wyjaśnień, ale on tylko uśmiechnął się i pogładził ją po ramieniu.
— Mama ma rację. Tak będzie najlepiej, kochanie…