Grała u największych reżyserów: Zaorskiego, Bromskiego, Kieślowskiego… Po sukcesie ,,Komediantki”, w szczycie kariery, wyjechała do Szwecji za miłością swojego życia. Są małżeństwem już prawie 40 lat i dzielą swoje życie między dwa kraje. Małgorzata Pieczyńska – autentyczna, otwarta na świat i ludzi, mówi o swoich doświadczeniach z jogą, pomysłach na interesujące spędzanie czasu oraz podpowiada, jak aktywizować seniorów, by mogli żyć twórczo i z pasją.
Jest Pani znana z wielu ról filmowych i teatralnych. Czym się teraz Pani zajmuje?
Obecnie gram w spektaklu ,,Kolacja dla głupca” w reżyserii Cezarego Żaka. Zagraliśmy już ponad 300 razy i sprawia nam to w dalszym ciągu ogromną frajdę.
W Szwecji również osiąga Pani sukcesy zawodowe. Domyślam się, iż nie była to łatwa droga?
Uważam, iż granie w obcym języku to jest prawdziwe wyzwanie, którego nie zrozumie nikt, kto tego nie doświadczył. Zagrałam duże role w szwedzkich filmach, między innymi kryminałach i serialach. Za największy mój sukces zawodowy uważam zagranie głównej roli w spektaklu napisanym wierszem białym, w Szwecji. Było to ambitne dramatyczne przedstawienie w Sztokholmie z wybitnymi gwiazdami.
Naszą misją jest m. in. aktywizacja, edukacja i promowanie zdrowego stylu życia. Jaka jest Pani recepta na zdrowie?
Aktywność fizyczna i praca nad swoją kondycja i sprawnością. Ćwiczę całe życie, od dziecka uprawiam akrobatykę sportową, pływanie, judo. Potem była szkoła teatralna, a w niej nauka tańca, szermierka, dużo pracy z ciałem. Później zaczęłam ćwiczyć pilates i uważam, iż to wspaniała forma ruchu. Ale to dzięki jodzie poczułam, iż poruszam nowe pokłady w moim ciele. Wiedziałam, iż jest to ścieżka, która prowadzi dużo dalej niż tylko do sprawności fizycznej. Ważne jest słuchanie nauczyciela i zrozumieniem każdego ruchu. W jodze nie ma ani jednej pozycji, która by odzwierciedlała ciało człowieka przegranego, zgarbionego, skrzywionego, bez energii. To jest wojownik, orzeł, góra. Chodzi o pewien rodzaj zaangażowania i żarliwości w tym ruchu. Ramiona wyciągnięte do góry tak, iż człowiek rośnie razem z tymi ramionami jakby chciał pofrunąć. W tym jest energia i świadomość ciała. Już po pierwszych zajęciach zrozumiałam, iż na drugi dzień muszę się tam zjawić, choć początkowo myślałam, iż będą tam mruczeć jakieś mantry, palić kadzidła i będzie to potwornie nudne. I nagle się okazało, iż jest to bardzo dynamiczne i bardzo wymagające. Im więcej się z siebie daje, tym więcej się dostaje. Ja ćwiczę jogę Iyengara i na te lekcje od lat przychodzi bardzo wielu seniorów. Są oni tak niesamowicie sprawni mentalnie i fizycznie, iż niejeden młody człowiek by im nie dorównał. Mają taką sprężystość ciała, kroczą świadomie, nie nabawiają kontuzji. Nie każdy zrobi szpagat, prawda? Na przykład ja zrobię, ale to nie znaczy, iż na macie obok mnie ktoś zmierza do tego samego celu. istotny jest świadomy ruch.
Czy utrzymanie sprawności fizycznej dużo kosztuje?
Wiadomo, iż takie zajęcia to jakiś koszt, ale jak się policzy koszty rehabilitacji po urazach, kontuzjach, to są one znacznie większe. A takie zajęcia to inwestycja w siebie. Często najlepsza z możliwych, bo w pewnym wieku sprawność i zdrowie są bezcenne.
Zatem warto inwestować w siebie?
Wielu seniorów chce pomagać dzieciom. A one są już dorosłe i trzeba odpuścić. Daliśmy im to, co mogliśmy i mieliśmy, teraz niech sobie radzą. W pewnym wieku człowiek ma prawo oczekiwać, iż to dzieci są wsparciem dla rodziców, a nie odwrotnie. Dlatego uważam, iż czasami inwestycja w taki karnet na zajęcia jogi jest szalenie istotna. Ważniejsza niż zakup piątego sweterka. Tym bardziej, iż w wielu klubach są spore zniżki dla seniorów na zakup karnetu. Funkcjonuje też Wasza zniżkowa Ogólnopolska Karta Seniora. Są też organizowane wyjazdy, ludzie się spotykają, integrują, spędzają razem czas, tworzą się relacje, przyjaźnie. To bardzo cenne! Na przykład u mnie w klubie widzę, iż panie się spotykają w holu przed naszą salą gimnastyczną na pół godziny przed zajęciami, żeby sobie porozmawiać. Po lekcji się przebierają i sobie gdzieś razem wychodzą. A to na wystawę, a to na koncert. Wiedzą, gdzie są na przykład za darmo jakieś występy albo wejściówki na różne wydarzenia kulturalne za niewielkie pieniądze.
Czy ma Pani rytuały pielęgnacyjne, jakie Pani sobie wypracowała przez te wszystkie lata?
Oczywiste jest, iż żaden cudowny kosmetyk tu nie pomoże. Nie będę odkrywcza, jeżeli powiem, jak istotne jest to, co jemy, czy się wysypiamy. Przede wszystkim ważne jest zadbanie o swoje zdrowie, również psychiczne, posiadanie dobrych, życzliwych ludzi wokół siebie.
Komfort życiowy albo jego brak jest wynikiem jakichś naszych życiowych decyzji. Nie mam tu na myśli luksusów w potocznym rozumieniu tego słowa. Raczej wartością jest tu posiadanie wszystkich członków rodziny w dobrym zdrowiu, spokój emocjonalny, stabilność. dla wszystkich szczęście może oznaczać coś innego. Jeden jest szczęśliwy spędzając czas z wnuczką na malutkiej działce lub w przytulnym mieszkaniu, a inny będzie nieszczęśliwy, mieszkając w apartamencie z tarasem na dachu. Bo szczęście to również harmonia wewnętrzna, stan umysłu, coś, co płynie bardziej z naszego wnętrza, a nie jest uwarunkowane zewnętrznymi czynnikami. jeżeli chodzi o pielęgnację cery, to po zmyciu makijażu, tonizuję skórę, nakładam serum i krem. Przy czym krem to nie jest dla mnie jakieś ,,marzenie w słoiczku” za setki złotych. Cenię polskie marki, uważam, iż mają świetne kosmetyki.
Niekoniecznie ta kobieta, która używa tych najdroższych preparatów będzie miała lepszą cerę od tej, która używa tańszych kosmetyków. Zwykle lepiej wygląda ta, która jest wypoczęta, wyspana i emanuje wewnętrznym blaskiem. Z jej twarzy można wyczytać coś pięknego – życzliwość, witalność, chęć życia.
Mam też pewną rutynę: gdy siedzę przed ekranem i oglądam jakiś film, robię sobie masaż twarzy. Wystarczy odrobina kremu albo jakiegoś olejku i własne dłonie. To zbawienne dla naszej twarzy. Czasami korzystam z mocniejszych zabiegów, takich jak japoński masaż Kobido. Stosuję też schładzanie twarzy kostkami lodu i nawilżanie, odżywianie skóry, maseczki. Wykorzystuję do pielęgnacji choćby resztki jogurtu, które pozostają na opakowaniu. Smaruję nim twarz, a gdy zastyga, psikam jeszcze tonikiem, żeby przez cały czas działał. To nic nie kosztuje, a zamiast wylądować w śmieciach, ląduje na naszej twarzy jeszcze na 5 minut i oddaje kwas mlekowy, mnóstwo różnych dobrych bakterii, które ożywiają naszą skórę. Oczywiście nie skorzystają z tej metody osoby, które mają alergie na produkty mleczne. Bardzo ważna jest też zdyscyplinowana dieta i odstawienie słodyczy.
W jaki sposób spędza Pani wolny czas?
Bardzo lubię pracę w ogrodzie przy naszym wiejskim domu. Uważam, iż uprawa ziemi to świetny odpoczynek dla umysłu, a działka daje wiele radości. Lubimy też z mężem podróże. Uwielbiam czytać książki. W domu czytamy na głos i jest to cudowny pretekst do rozmów.
Co poradziłaby Pani organizacjom, by mogły skutecznie promować aktywność seniorów w naszym kraju?
Istotne jest, aby to sami seniorzy pozwalali sobie na ten czas dla siebie. By nie byli traktowani jak paczki do przedstawienia z miejsca na miejsce. Bo za seniora się zaraz weźmie jego syn albo córka i zaangażuje go w opiekę nad wnukiem albo coś w tym stylu się pojawi. To, co uważam za najważniejsze, to żeby seniora traktować nie jak siwą głowę, tylko jak srebrną panterę! Po prostu kogoś, kto ma niesamowity potencjał, ma w zanadrzu całe swoje życie, wiele doświadczeń. Jest jak chodząca encyklopedia, wręcz cała chodząca biblioteka.
Dlatego uważam, iż pomysły na uaktywnienie seniorów powinny wychodzić od nich samych. Oni najlepiej wiedzą, czego potrzebują. Dużym problemem są tu braki finansowe, bo ludzie starsi często nie mają zbyt wielu pieniędzy na realizację własnych zainteresowań i życie z pasją.
Wspaniałą inicjatywą są Uniwersytety Trzeciego Wieku. Mam przyjaciółkę, aktorkę, która prowadzi teatr z seniorami. I oni są przeszczęśliwi, iż mogą w nim grać. Uwielbiają to po prostu! Trzeba zatem szukać wszelkich sposobów, żeby seniorzy mieli wiele różnych opcji, żeby ta oferta dla nich była szeroka, żeby gdzieś się ruszyli, żeby to było inspirujące dla umysłu. Uważam, iż świetne są wszelkie wyjścia zapewniające kontakt ze sztuką, zwiedzanie zabytków, wystawy. Aby takie wyjście było inspirujące dla seniora, powinien być opłacony przewodnik dla niewielkiej grupy, który wszystko wytłumaczy, opowie. Wtedy to nie będzie nudne i zachęci do takiej formy spędzania czasu. Potem może jakaś kawa albo choćby piknik w pobliskim parku. Kawę mamy w termosie, dzielimy się domowymi wypiekami, rozmawiamy, wymieniamy wrażeniami. Tak sobie to wyobrażam. Myślę też, iż trzeba uświadamiać seniorom, iż ich życie toczy się także poza domem, poza tą przestrzenią kontrolowaną przez najbliższą rodzinę. To, iż sobie wyjdą, doświadczą czegoś interesującego, sprawi, iż wrócą do domu z nową energią. jeżeli nie będą opuszczać czterech ścian, to nastawią się wyłącznie na odbiór i będą stawali się ciężarem dla bliskich. Wkradnie się taka pasywność. Natomiast dopóty, dopóki mają swój świat, cały czas jeszcze są atrakcyjni dla swojej rodziny, są mentorami dla bliskich, dzieci, wnuków. Warto czerpać z ich życiowego doświadczenia!