Lesiu, spójrz tylko na to piękno! zachwycona zawołała Kinga, jej opalona skóra lśniła w słońcu, a oczy błyszczały energią. Rozkładając ramiona, wydawało się, iż obejmuje całe morze. Jej kasztanowe loki, lekko wypłowiałe od słońca, tańczyły na wietrze. Mówiłam ci, iż ten miesiąc będzie najlepszy w naszym życiu!
Obok na białym piasku stał Leszek, poprawiając słomkowy kapelusz i uśmiechając się. Choć na zewnątrz wydawał się spokojny, w środku ściskało mu się serce. Myśl, iż to może być ich ostatnia szansa, by odzyskać utracone szczęście, nie dawała mu spokoju.
Tak, Kinga, ten miesiąc będzie wyjątkowy odpowiedział, starając się, by jego głos brzmiał lekko. Zawsze miałaś rację.
Ale nie mógł zapomnieć słów lekarza sprzed dwóch miesięcy: Nowotwór, zaawansowane stadium, dwa, może trzy miesiące. I tak przyjechali tutaj nad morze, bo Kinga postanowiła żyć, a nie poddawać się.
Chodźmy popływać? Kinga złapała go za rękę, jej oczy błyszczały. Nie marnujmy czasu, Lesiu! Pamiętasz, jak skakaliśmy do rzeki u babci? Bałeś się, iż nurt zabierze ci slipy!
Leszek roześmiał się, a na chwilę ból odszedł w cień. Taka była Kinga potrafiła wyciągnąć go choćby z najgorszego nastroju.
Nie bałem się, tylko byłem ostrożny żartował. Dobrze, chodźmy, ale jeżeli rekin mnie zje, to sama będziesz winna.
Śmiejąc się jak dzieci, pobiegli w stronę wody. Kinga pluskała się w falach, a Leszek patrzył na nią, wstrzymując oddech. Jego serce wypełniały miłość i ból jednocześnie. Była piękna, a on kochał ją bardziej niż wszystko. Stracić ją wydawało się niemożliwe, a jednocześnie przerażające.
Miłość daje siłę, by zachować nadzieję, choćby gdy czas działa przeciw nam.
Poznali się w liceum, w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znali. Kinga pojawiła się w szkole jak błyskawica nowa, z olśniewającym uśmiechem i długimi kasztanowymi włosami, które mogły stopić choćby najtwardsze serce.
Przyjechała z rodziną z sąsiedniego miasta i od razu stała się centrum uwagi. Leszek, wysoki i nieco niezdarny, z książką w ręku, nie wierzył, iż zwróci na niego uwagę. Ale pewnego dnia na szkolnej dyskotece odważył się zaprosić ją do tańca.
Jesteś inny powiedziała, patrząc mu w oczy. Nie udajesz kogoś, kim nie jesteś.
A nie boisz się, iż nadepnę ci na nogę? zapytał z uśmiechem. Jej śmiech był odpowiedzią, a od tamtego wieczoru stali się nierozłączni.
Po maturze Leszek wyjechał do Warszawy studiować inżynierię, Kinga do Krakowa na filologię. Pisali do siebie długie listy, a na wakacje wracali, by spędzać razem czas. Rozłąka tylko wzmocniła ich uczucie. W wieku 22 lat, ledwo zdobywszy dyplomy, wzięli ślub. Wesele było skromne, w miejscowym domu kultury, udekorowanym plastikowymi kwiatami. W tle grały hity Maryli Rodowicz. Byli szczęśliwi, a reszta nie miała znaczenia.
Ale przyszło codzienne życie, czasem trudne. Wynajmowali małe mieszkanie, ciężko pracowali, marząc o własnym domu i kawiarni. Zmęczenie i codzienne problemy stały się przyczyną kłótni.
Sporów było wiele: kto nie pozmywał, kto zapomniał zapłacić rachunek. Pewnego dnia, w gniewie, Leszek zatrzasnął drzwi i krzyknął:
Może powinniśmy się rozstać?
Kinga usiadła na kanapie w milczeniu, po czym cicho powiedziała:
Lesiu, kocham cię za bardzo, by to stracić. Spróbujmy żyć inaczej.
Zaczęli spędzać jeden dzień w tygodniu tylko dla siebie. Bez pracy, telefonów i złości. Spacerowali, pili herbatę na balkonie, wspominali młodość. Ich miłość odżyła jak kwiat po zimie.
Po pięciu latach kupili dom z ogrodem i otworzyli kawiarnię. niedługo przyszły na świat bliźniaczki Zosia i Hania, które wypełniły dom śmiechem i chaosem. Kinga była wspaniałą matką cierpliwą, czułą, opowiadającą bajki na dobranoc. Leszek często myślał: Jakie to szczęście, iż ją mam.
Ale czas mijał. Córki wyjechały na studia, zostawiając dom pusty. Aby zagłuszyć samotność, para znów rzuciła się w wir pracy. Otworzyli drugą kawiarnię, pracując do nocy. Aż pewnego dnia Kinga zbladła i upadła.
Kinga! Kinga, obudź się! Leszek potrząsał nią, aż przyjechało pogotowie. W szpitalu lekarz stwierdził przemęczenie, ale Kinga machnęła ręką: To tylko zmęczenie, Lesiu. Wszystko będzie dobrze.
Następnego dnia znów straciła przytomność. Lekarz, nie podnosząc wzroku, wypowiedział wyrok: rak, nieoperacyjny, dwa miesiące.
W domu Kinga powiedział










