Choć na co dzień zwykle się malujemy, wbrew pozorom bardzo lubimy chodzić bez makijażu i każda okazja jest dla nas dobra, by dać skórze złapać oddech! Postanowiłyśmy podzielić się z wami naszymi zdjęciami no make-up i uchylamy rąbka tajemnicy, jakie kosmetyczne perełki wspierają naszą cerę w utrzymaniu dobrej kondycji mimo upływu czasu, intensywnego trybu życia i masy kosmetyków, które każdego dnia testujemy. Poznaj nas lepiej i przekonaj się, jaki rodzaj pielęgnacji jest naszym świętym Graalem.
Dominika i jej hit w pielęgnacji
Jestem osobą, która przez lata borykała się z trądzikiem. Pamiętam czasy liceum gdy moja skóra wyglądała naprawdę niedobrze, a pielęgnacja w tamtym okresie praktycznie nie istniała. Gdy już się pojawiła, nie miałam zbyt dużej świadomości na temat tego, jak łączyć składniki, co można ze sobą stosować i zamiast postawić na nawilżenie skóry, to namiętnie stosowałam kwasy i silne składniki aktywne. O ile jeszcze 3-4 lata temu nie wyobrażałam sobie wyjść z domu bez makijażu, tak dziś jestem dumna z tego, iż doprowadziłam swoją skórę, to tak świetnej kondycji.

Muszę zaznaczyć, iż to jak zmieniła się moja skóra na przestrzeni lat, nie jest zasługą jednego kosmetyku, a szeroko rozbudowanej pielęgnacji, wypracowanych nawyków, stylu życia i diety. Nie ma jednego magicznego kosmetyku, który wyleczył mój trądzik. Mam jednak absolutny hit, który już od kilku lat pomaga mi utrzymać skórę w rewelacyjnej kondycji. Pomaga mi nie tylko pozbyć się resztek makijażu, ale jednocześnie pielęgnuje cerę. Zawsze gdy widzę, iż na mojej twarzy dzieje się coś niedobrego, sięgam po absolutny game changer, który polecam wszystkim przyjaciółkom.
Moim hitem do demakijażu jest dwufazowy płyn miceralny Sephora Express Waterproff. Jest bardzo skuteczny w usuwaniu makijażu czy pozostałości pielęgnacji. Jego bardzo istotną dla mnie zaletą jest fakt, iż jest bardzo delikatny i nie szczypie w oczy! Jednocześnie nie pozostawia na skórze tłustego filmu. Płyn jest skuteczny choćby w przypadku uporczywej wodoodpornej maskary. Formuła została wzbogacona w ekstrakt z bławatka, więc nie dość, iż produkt pozbywa się makijażu, to jeszcze dodatkowo pielęgnuje skórę. W katalogu KWC nie zebrał jeszcze żadnej opinii, ale jeżeli miałyście okazję go testować, zachęcam go podzielenia się swoimi odczuciami.

Marta i jej perełki do demakijażu
Moja wrażliwa cera 30+ potrzebuje trochę więcej niż oczyszczenia. Bardzo łatwo naruszyć jej barierę hydrolipidową, ale też doprowadzić do uczucia ściągnięcia, które trudno zrekompensować w dalszej pielęgnacji. Na mojej twarzy pojawiają się pierwsze zmarszczki, od czasu do czasu widać wypryski, ale też podrażnienia. W demakijażu wybieram więc produkty, które dają efekt oczyszczenia, działając jednocześnie nawilżająco.

Mam kilka hitów do demakijażu, ale jeden z nich odkryłam niedawno. To absolutna perełka w mojej kosmetyczce. Nie jest najtańsza, ale na pewno kupię ją ponownie. w tej chwili została mi tylko jego mini wersja! Kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po Cerabalm, nie spodziewałam się, iż jeden produkt może tak skutecznie zastąpić kilka kosmetyków. Jego działanie opiera się na połączeniu naturalnych składników aktywnych – między innymi wosku pszczelego, oleju z pestek winogron oraz fermentowanych ekstraktów, które razem tworzą odżywczą formułę oczyszczającą. Gdy nakładam go na skórę, natychmiast czuję, jak delikatnie się rozpuszcza, otulając moją twarz ochronną warstwą, bez efektu tłustości.

Działa nie tylko jako środek do demakijażu – bez problemu usuwa makijaż, w tym wodoodporny tusz – ale również jako balsam odżywczy i maska regenerująca. Mam wrażenie, iż po jego użyciu moja skóra jest bardziej miękka, nawilżona i uspokojona. Co ważne, Cerabalm nie powoduje uczucia ściągnięcia ani podrażnienia, choćby przy mojej wrażliwej cerze.
Na co dzień używam Cerabalm jako pierwszego kroku w wieczornym rytuale oczyszczania skóry. Niewielką ilość produktu rozgrzewam w dłoniach, a następnie wmasowuję w suchą skórę twarzy, wykonując przy tym delikatny masaż. Staram się poświęcić tej czynności przynajmniej minutę. Następnie zwilżam dłonie wodą i kontynuuję masaż. Po spłukaniu letnią wodą, moja skóra pozostaje miękka i elastyczna.
Kasia i jej must have w pielęgnacji
Z moją skórą przeszłyśmy już naprawdę wiele - od najpiękniejszego glow po trądzik i ogniska stanów zapalnych. Znam ją już doskonale i wiem, jakie produkty będą jej służyć, a jakie zwyczajnie nie są dla mnie. Na co dzień lubię eksperymentować z produktami do makijażu i pielęgnacji, ale sam demakijaż to moja świętość. Nigdy nie pomijam tego kroku i wykonuje go bardzo dokładanie, a główny składnik tego rytuału nie zmienił się od lat. Moje oczyszczanie twarzy składa się z dwóch kroków - olejku i żelu oczyszczającego, i o ile z tym pierwszym przez cały czas szukam, tak żel oczyszczający dla mnie jest tylko jeden!

La Roche-Posay Effaclar nie ma dla mnie zastępcy. W mojej kosmetyczce gości od lat i nie znalazłam mu równego. Doskonale i głęboko oczyszcza - zostawia skórę naprawdę świeżą i taką "skrzypiącą" w dobrym tego słowa znaczeniu. Radzi sobie z resztkami makijażu, łagodzi stany zapalne, a przy tym przez cały czas nie wysusza. Skóra po nim jest promienna, jędrna i ukojona. Zero uczucia ściągnięcia czy szczypania. Uwielbiam go! W dodatku jest turbo wydajny - kropelka wystarczy do dokładnego oczyszczenia całej twarzy, bo pieni się wybitnie. Co dla mnie też ważne - łato zmywa się z twarzy, więc po jego użyciu mam pewność, iż moja cera jest w 100% czysta. Mam do niego dwa tipy - pierwszym jest kupowanie go w formie refilu - zwykle jest znacznie tańszy, a opakowanie przez cały czas jest super wygodne w użyciu, drugim - na wyjazdach używam go też do mycia ciała. Sprawdza się doskonale, a miejsce w bagażu zaoszczędzone. Zużyłam już kilkadziesiąt opakowań tego produktu i nie zamierzam się z nim rozstawać.
Agata i jej pielęgnacyjna perełka
Choć czas leci nieubłaganie, a ja na swojej twarzy z każdym rokiem widzę coraz więcej zmarszczek, naprawdę bardzo często chodzę nieumalowana. Z uwagi na intensywny tryb życia i wieczny pośpiech, wolę się wyspać, niż rano poświęcać czas na perfekcyjny makijaż - szczególnie, gdy mam możliwość pracy z domu. O ile jeszcze 3-4 lata temu nie przywiązywałam dużej wagi do pielęgnacji przeciwstarzeniowej, o tyle teraz wiem, iż to absolutny must-have.

Skóra w obszarze szyi stała się wiotka, a w okolicach oczu pojawiły się kurze łapki. Jak temu przeciwdziałam? Przede wszystkim stawiam na bardzo dokładne oczyszczanie twarzy wieczorem, po całym dniu - choćby jeżeli tego dnia nie wykonywałam makijażu. Żel do mycia twarzy, tonik na bazie kwasów, serum i bogata esencja nawilżająca to elementy mojego rytuału, bez których po prostu nie potrafię położyć się spać.
Całość domykam kremem, który jest moim absolutnym hitem i to już od dłuższego czasu - mowa o Nuxe Nuxuriance Ultra w wersji na dzień i na noc. Moja cera kocha jego formułę z niacynamidem i dosłownie pije ją garściami. Co ważne, krem nakładam również na szyję i to w dość dużej ilości. Dzięki temu działaniu rano naprawdę wyglądam na mega wypoczętą, a papierowe zmarszczki są znacznie mniej widoczne! Myślę, iż w tym przypadku nie bez znaczenia są również opinie Wizażanek. W tym momencie krem oceniły na 4,9/5 gwiazdek przy 109 opiniach! Dla mnie petarda, która na stałe zagrzała miejsce w mojej łazience.
