– A niby dlaczego mam cię pytać? Płacę ze swoich pieniędzy – rzucił mój mąż, gdy wyszło na jaw, kto w rzeczywistości spłaca kredyt hipoteczny jego siostry

przytulnosc.pl 5 dni temu

Pokłóciliśmy się poważnie o to, jak on postrzega nasz wspólny budżet. Według niego jego zarobki to „jego sprawa” i może nimi dysponować, jak chce. A iż ze mną tego nie konsultuje? Jego zdaniem wcale nie musi. interesująca filozofia, naprawdę innowacyjna, tylko iż mnie taki układ absolutnie nie odpowiada.

Jesteśmy małżeństwem od pięciu lat, dzieci jeszcze nie mamy, nie spieszyło nam się z tym tematem. Mieszkanie mam własne – odziedziczone po babci dwupokojowe, jeszcze z czasów studenckich. I tam właśnie mieszkamy. Plany były takie, żeby wreszcie zrobić remont. No właśnie… były.

Pomysł z remontem dojrzewał we mnie od dawna. Już na początku naszego małżeństwa sąsiedzi z góry solidnie nas zalali. Zrobiliśmy wtedy prowizoryczną kosmetykę, ale ślady „powodzi” przez cały czas widać. Doszliśmy do wniosku, iż nie ma sensu łatać jednej ściany czy sufitu, lepiej odkładać pieniądze na porządny remont całego mieszkania.

Od początku te plany bardzo nie spodobały się teściowej. Bez żadnych oporów powiedziała przy mnie, iż jej syn jest głupi, skoro zamierza inwestować w mieszkanie, które formalnie nie jest jego własnością. Twierdziła, iż to wyrzucanie dziesiątek tysięcy w błoto. Wtedy mąż ją zgasił, przypominając, iż jesteśmy rodziną i mieszkamy tu razem. Byłam wtedy dumna z jego postawy, myślałam, iż mam u boku rozsądnego faceta. Niestety, jak się okazało – chyba za wcześnie się cieszyłam.

Mój mąż ma młodszą siostrę. Rok temu rozwiodła się z mężem i wróciła z dzieckiem do mamy. Do niej akurat żadnych pretensji nie mam – sympatyczna, rozsądna dziewczyna, zupełnie inna niż jej matka. Życie jej się nie ułożyło, cóż, bywa.

Kiedyś to właśnie teściowa wzięła urlop wychowawczy, bo i tak groziło jej zwolnienie w pracy w związku z redukcją etatów. A szwagierka poszła do pracy – mieszkanie z matką było dla niej nie do zniesienia, bo choćby ona otwarcie przyznawała, iż ich mama jest trudna do życia.

Po paru latach udało jej się wziąć kredyt hipoteczny i wyprowadzić się na swoje. Dziecko już wtedy chodziło do starszej grupy w przedszkolu, zdrowie dopisywało, więc jakoś dawała radę. Zastanawiałam się nieraz, jak ona to ogarnia sama – i dom, i dziecko, i kredyt. A potem odkryłam, iż tajemnica jest prosta: dużą część rat spłaca… mój mąż.

Dowiedziałam się przypadkiem, od niej samej. choćby nie wiedziała, iż to dla mnie tajemnica. Może i wcześniej bym się domyśliła, ale spotykaliśmy się tylko na święta i nikt przy stole takich spraw nie poruszał.

Byłam w szoku. Przecież mieliśmy odkładać na remont! Najpierw wspólnie, a potem mąż stwierdził, iż lepiej, by każdy miał pieniądze na osobnym koncie – łatwiej kontrolować. Zgodziłam się. Mieliśmy rozliczyć się pod koniec roku. A tu taka niespodzianka.

Zapytałam go więc, jak wyglądają nasze oszczędności. Kręcił, żartował, uciekał od tematu. W końcu powiedziałam mu wprost, iż wiem. Wtedy spoważniał i zapytał, co mnie to obchodzi, skoro on „tylko pomaga siostrze”. Problem w tym, iż kwoty są ogromne, a wychodzi na to, iż całkiem sporo ucieka z naszego wspólnego budżetu.

– Dlaczego mam ci się tłumaczyć? To moje pieniądze – usłyszałam.

Zagotowałam się. Jakie znowu „moje”? To nie kawalerskie życie, tylko małżeństwo. Co to ma być – każde sobie? To może i w lodówce oznaczymy półki, każdy będzie miał swój papier toaletowy i talerze. Przecież tak funkcjonuje akademik, a nie rodzina.

– A ty mnie pytałaś, kiedy kupowałaś kozaki? – odbił piłeczkę. – Poszłaś i kupiłaś. Mówiłem coś?

– Genialne porównanie! Raz w roku buty za osiem stów kontra co miesiąc trzydzieści tysięcy na kredyt. No brawo!

Mąż się obraził, wyniósł z tego tylko to, iż „atakuję” jego pomoc dla siostry. Kilka dni choćby nocował poza domem. A w tym czasie zadzwoniła teściowa z tekstem, iż nie mam prawa zabraniać mężowi wspierać siostry. Że nam niczego nie brakuje, a tam sytuacja trudna.

Jasne, rozumiem – można pomóc, ale nie kosztem własnej rodziny i nie w atmosferze „to moje pieniądze i nic ci do tego”. Zwłaszcza, iż szwagierka tak naprawdę też miałaby gdzie mieszkać – przecież u teściowej jest trzypokojowe mieszkanie. To nie moja wina, iż doprowadziła córkę do ucieczki.

Nie wiem, jak to się skończy. Z mężem mamy teraz bardzo napięte relacje. On wciąż nie rozumie, o co mi chodzi, a teściowa tylko dolewa oliwy do ognia. Rozwodzić się nie chcę, ale życie z kimś, kto kompletnie nie słucha i nie bierze pod uwagę mojej opinii – to też nie jest życie dla mnie.

Idź do oryginalnego materiału