Prawdziwy wśród fałszywych

twojacena.pl 1 godzina temu

– Kasia, jak można tak wychowywać dziewczynkę? ciągle pytała swoją siostrę Marzena. To przecież dziewczynka, a nie chłopak.

Anastazja i Marzena były rodowitymi siostrami, obie dawno wyszły za mąż i urodziły dzieci. Anastazja miała córkę Zosię i syna, a Marzena jedyną córeczkę, Lilkę.

Siostry często się spotykały, głównie Marzena z córką przyjeżdżała w odwiedziny do Anastazji, bo oni mieli własny dom na obrzeżach Poznania. Pięknie utrzymane podwórko, gdzie można było posiedzieć w altance, a dzieci miały gdzie się bawić. Marzena z rodziną mieszkała w bloku.

Marzena oczywiście była przekonana, iż jej Lilka jest mądrzejsza, piękniejsza i bardziej utalentowana niż Zosia. Dziewczynki dzielił rok różnicy, Zosia była starsza.

– Kasia, twoja Zosia znowu wdrapała się na drzewo, no jak można próbowała wpłynąć na siostrę w kwestii wychowania.

– A co w tym złego? dziwiła się Anastazja. To dziecko, musi się rozwijać.

– Ale nie po drzewach! To zajęcie dla chłopaków, nie dziewczynek przekonywała Marzena, ale ta tylko się uśmiechała.

Dziewczynki się przyjaźniły, Lilka może i chciała bawić się tak swobodnie jak Zosia, a choćby wejść na drzewo, ale mama pilnowała jej surowo. Nic takiego jej nie wolno było robić.

Zosia nigdy nie zazdrościła kuzynce, choć Marzena była pewna, iż powinna. W dzieciństwie i w szkole Zosia miała to gdzieś. Żyła swoim życiem, była żywiołowa i wszędzie jej pełno. Uwielbiała porządkanie w garażu u taty, kręciła się wokół narzędzi, śrubek i nakrętek.

– Córuś, nie wprowadzaj mi tu swojego porządku, potem nic nie znajdę śmiał się ojciec. Lepiej podaj mi klucz na szesnaście. A ona od razu podawała adekwatny. Rozumiała się na tym, ojciec ją chwalił, a ona była z siebie dumna.

Lilka była zupełnym przeciwieństwem Zosia. Ubierano ją jak lalkę zawsze w piękne sukienki, białe getry z frędzelkami, ogromne kokardy. Zosia nie znosiła tych sukienek, bo były pełne falbanek i koronek.

Ciągle słychać było krzyki Marzeny:

– Lilka, nie wchodź do piaskownicy, pobrudzisz getry! Odejdź od drzwi, tam wieje! Nie dotykaj cudzych zabawek, są brudne! Po co bierzesz to jabłko, pełno na nim zarazków! tylko słyszało się nie wolno.

Zosi nie podobało się, jak ciotka traktowała córkę. Za dużo zakazów, z Lilką choćby nie było fajnie się bawić. A poza podwórko ciotka w ogóle jej nie puszczała.

– Liluś, gdzie lecisz? Tam są brudne psy i koty, chłopaki mogą cię zaczepić. Niech Zosia idzie, a ty zostań z nami Zosi było szkoda siostry.

– Ciociu, niech Lilka idzie ze mną, nikt jej nie skrzywdzi próbowała się wstawić.

Ale Marzena tylko surowo spojrzała.

– Nie, Liluś nigdzie nie wychodzi…

W szkole Zosia uprawiała lekkoatletykę, grała w siatkówkę, a potem zainteresowała się choćby judo. Ciotce Marzenie włosy stawały dęba, gdy słyszała, czym zajmuje się siostrzenica.

– Czy dziewczynka powinna być tak wychowywana? pytała Anastazję.

– Niech robi, co chce, i toruje sobie drogę w życiu odpowiadała siostra, broniąc córki.

Tymczasem córka Marzeny chodziła do szkoły muzycznej, grała na pianinie, mama zapisała ją też na tańce towarzyskie. Próbowała zrobić z niej artystkę, ale Lilka nie miała talentu do rysunku i gwałtownie rzuciła kółko plastyczne.

Na pierwszym roku studiów Zosia poznała Jacka na treningu judo. On też tam ćwiczył. Nie był przystojniakiem, ale sympatycznym chłopakiem.

– Hej podszedł pierwszy. Obserwuję cię, świetnie ci idzie. Jestem Jacek, a ty Zosia, już się o tobie trochę dowiedziałem śmiał się otwarcie.

Jego szczery uśmiech i błysk w oczach rozbroiły Zosię. Czuli, jakby znali się od lat.

– Hej, ale chyba nie widziałam cię na uczelni?

– Ja nie studiuję u ciebie, pracuję jako mechanik, a zaocznie uczę się w politechnice.

Od tamtej pory zaczęli się spotykać. Łączyły ich wspólne pasje treningi, spacery po parku, kino.

– Mamo, tato, jutro przyprowadzę Jacka. Poznałam już jego mamę, teraz wy go poznacie oznajmiła rodzicom.

– No dobrze, niech przyjdzie zgodzili się.

Jacek gwałtownie znali

Idź do oryginalnego materiału