Dwanaście lat nie rozmawiałem z ojcem. Niedawno przysłał pocztówkę z jednym jedynym słowem…
Dwanaście lat temu. Jakub miał dwadzieścia dwa lata. Właśnie skończył prawo.
Jedno słowo zmieniło wszystko. Przepraszam. Słowo magiczne, jak klucz do zaczarowanego zamka.
Przebaczenie daje drugą szansę. Miłość siłę, by z niej skorzystać.
Farba pod paznokciami nie chciała zejść. Jakub szorował ręce mydłem, jakby chciał zetrzeć pamięć. Na próżno.
Woda była lodowata. Parzyła zimnem. Tak jak tamtego dnia dwanaście lat temu.
Listonosz przyniósł pocztówkę o świcie. Leżała na stole jak bomba z opóźnionym zapłonem. Jakub bał się choćby jej dotknąć.
Pismo ojca. Znane. Staranne, jakby wyrok wypisywał.
Na odwrocie jedno jedyne słowo. Przepraszam.
I tyle. Nic więcej.
***
Dwanaście lat temu. Jakub miał dwadzieścia dwa. Właśnie ukończył studia prawnicze.
Ojciec siedział w gabinecie. Przeglądał dokumenty. Podniósł wzrok, gdy syn wszedł.
Jutro czeka na ciebie pan Marek Nowak powiedział. O dziewiątej rano.
Marek Nowak. Partner ojca. Znany adwokat.
Tato, musimy porozmawiać.
Ojciec odłożył papiery. Spojrzał uważnie. Zmarszczył brwi jakby coś przeczuwał.
Słucham.
Nie pójdę do pana Nowaka.
Cisza. Długa. W uszach dzwoniło.
Nie rozumiem odezwał się ojciec wolno.
Nie chcę być prawnikiem.
Słowa zawisły w powietrzu. Ciężkie jak kamienie.
Ojciec wstał. Podszedł do okna. Stał plecami do syna.
A kim chcesz być?
Malarzem.
Ojciec odwrócił się. Na twarzy najpierw zdziwienie, potem gniew.
Malarzem? powtórzył. Żartujesz?
Nie. Mówię poważnie.
Jakub pamiętał każde słowo tamtej rozmowy. Każdą nutę w głosie.
Pięć lat studiowałeś prawo burknął ojciec. Pięć lat!
Uczyłem się dla ciebie odparł Jakub. Nie dla siebie.
Dla rodziny! Dla przyszłości!
Ojciec chodził po gabinecie. Ręce za plecami. Twarz czerwona, jakby biegł.
Malarze przymierają głodem mruczał. Umierają w biedzie.
Nie wszyscy.
Większość. A ty nie jesteś wyjątkiem.
Jakub wyciągnął z plecaka teczkę. Szkice. Swoje prace.
Popatrz powiedział.
Ojciec wziął teczkę. Przewracał kartki powoli. Twarz jak maska.
Jakub czekał. Miał nadzieję. Może zrozumie. Może poczuje.
Hobby oznajmił w końcu ojciec. Niezłe hobby.
To nie hobby. To moje życie.
Ojciec zamknął teczkę. Położył na stole, jakby wyrzucał do śmieci.
Twoje życie to prawo powiedział twardo. Reszta to głupstwa.
***
Jakub patrzył na pocztówkę. Obracał w dłoniach. Solidny karton, dobrej jakości.
Na awersie reprodukcja. Van Gogh. Gwiaździsta noc.
Ironia? Czy uznanie? Ojciec wybrał kartkę z obrazem, który był symbolem prawdy syna.
A może zwykły przypadek?
Jakub postawił pocztówkę na półce. Obok zdjęcie. On z ojcem na rybach.
Miał dziesięć lat. Ojciec młody, uśmiechnięty. Jeszcze nie złamany przyszłymi rozczarowaniami.
Kiedy się złamał? Kiedy stał się taki twardy?
Po śmierci mamy. Właśnie wtedy. Jakub miał czternaście lat.
Ojciec zamknął się w sobie. Zanurkował w pracy. Stał się wymagający, jakby próbował kontrolować to, czego nie da się kontrolować.
Mama by zrozumiała powiedział wtedy Jakub. Kochała sztukę.
Błąd. Straszny błąd.
Ojciec zbladł. Zaciśnięte pięści.
Nie waż się! krzyknął. Nie waż się jej wspominać!
Ale to prawda!
Prawda jest taka, iż jesteś egoistą! Myślisz tylko o sobie!
Tamtej rozmowy nie dało się zapomnieć. Trwała dwie godziny. Krzyki. Oskarżenia. Słowa jak noże.
Jesteś rozczarowaniem powiedział ojciec. Samym rozczarowaniem.
A ty jesteś tyranem odparł Jakub. Nie ojcem, tylko tyranem.
Ojciec podszedł do drzwi. Otworzył je szeroko.
Wynoś się powiedział cicho. I nie wracaj.
Tato
Wynoś się! Natychmiast!
Jakub spakował rzeczy. Ręce mu drżały. W piersi pustka, jakby ktoś wyrwał serce.
Ojciec stał w korytarzu. Patrzył w ścianę. choćby nie spojrzał.
Tato spróbował jeszcze raz Jakub.
Milczenie. Ani słowa. Tylko cisza. Jakby stał posąg.
Jakub wyszedł. Drzwi zatrzasnęły się za nim. Na zawsze.
Od tamtej pory nie rozmawiali. Dwanaście lat.
***
Jakub wziął telefon. Wybrał numer ojca. Palec zawisł nad przyciskiem. Co powiedzieć? Cześć? Po dwunastu latach milczenia?
Odłożył komórkę. Podszedł do sztalugi. Zdjął materiał.
Płótno prawie gotowe. Portret ojca. Malował z pamięci. Cały rok.
Twarz poważna, ale oczy smutne. Samotne, jak u chłopca, który się zgubił.
Tak właśnie zapamiętał ojca. Nie złego. Nie okrutnego. Tylko zagubionego.
Wziął pędzel. Dodał trochę cienia wokół oczu. Zmarszczki. Czas nikogo nie oszczędza.
Ciekawe, jak wygląda teraz? Pewnie posiwiał. Może się przygarbił.
Ma już sześćdziesiąt osiem lat. Wiek, w którym chce się spojrzeć wstecz i podsumować. Żał