Żyję z mamą w jej późnych latach: opowieść o bliskości w dojrzałym wieku

newskey24.com 18 godzin temu

„Mam 53 lata, a moja mama 80”: jak to jest żyć ze starzejącą się matką

Postanowiłam opowiedzieć moją historię, bo może ktoś w niej siebie rozpozna. Albo ktoś podpowie rozwiązanie. Nie szukam litości – po prostu jestem wyczerpana. Zmęczona życiem w pułapce, z której nie umiem uciec.

Mam 53 lata. Wciąż pracuję, a do emerytury daleko. Moja mama ma 80 lat. Mieszkamy razem. Nie jest leżąca ani bezradna. Wręcz przeciwnie – radzi sobie sama: umyje się, ugotuje, pójdzie na zakupy albo na spacer do parku. Ale… jakby to ująć… żyje moją energią. Jakby była podpięta do mojej baterii.

Wracam wieczorem z pracy – wykończona jak cytryna. Siadam przy niej, piję herbatę, słucham, jak minął jej dzień. I marzę tylko o tym, żeby zamknąć się w swoim pokoju, włączyć telewizor i zasnąć.

Ale nie. Mama czeka na rozmowę. Nie byle jaką – na moralizowanie. Jakbym znów miała piętnaście lat i wracała ze szkoły.

— Gdybyś wtedy posłuchała mnie i wyszła za Wojtka, a nie za tego swojego… — powtarza jak mantrę.

— Byłabyś teraz szczęśliwa, z dziećmi i karierą, a nie samotna, nikomu niepotrzebna. No, może poza mną.

— Ciesz się, iż masz jeszcze matkę. Doceniaj to. Dbaj o mnie.

Tak, nie mam dzieci. Mąż… uciekł. A może raczej – nie wytrzymał. Pobraliśmy się, zamieszkaliśmy razem. I dokładnie miesiąc po tym, jak mama do nas wprowadziła, złożył pozew o rozwód. Rozumiem go. Bo dla mojej matki wynajmowanie mieszkania, gdy ma się trzypokojowe w centrum Warszawy, było niedorzecznością.

I tak oto żyjemy w tych trzech pokojach – ja i mama. Każda ma swoją sypialnię, ale kuchnia i salon – wspólne. A przede wszystkim – wspólne napięcie.

Każdy mój krok jest pod lupą. Każdy.

— Dlaczego wróciłaś tak późno?

— Po co kupiłaś ten badziew? Nie potrzebujemy tego.

— Czemu nie wyprałaś moich rzeczy? Dlaczego nie zmieniłaś pościeli?

— Znowu zapomniałaś nakarmić kota.

I nigdy, przenigdy nie usłyszę: „dziękuję”, „jesteś dzielna”, „dobrze wyglądasz”, „odpocznij”. Tylko wieczne pretensje. Od rana do wieczora. Dzień za dniem.

Nie mogę się wyprowadzić. Pensja – żenująco niska. Nie stać mnie na osobne mieszkanie. choćby gdybym znalazła kąt – sumienie by nie pozwoliło. A jeżeli coś się stanie mamie, gdy mnie nie będzie?

Ale szczerze? Czasem czuję, iż zwariuję. Tak, to brzmi strasznie. Tak, to moja matka. Wiem. Jestem wdzięczna za życie. Ale czasem po prostu chcę zniknąć. Choć na dwa dni. Żeby nikt mnie nie męczył, nie krytykował, nie czepiał się każdego gestu.

Jestem zmęczona. Samotna, choć nie mieszkam sama. Uwięziona w klatce, z której nie ma wyjścia – ani fizycznego, ani duchowego.

Gdzie jest granica między obowiązkiem a poświęceniem?

Czy mam prawo czuć to, co czuję?

Nie wiem. Wiem tylko, iż dłużej tak nie mogę.

Życie uczy, iż czasem miłość musi mieć granice – choćby wobec tych, którzy dali nam życie. Inaczej stracimy siebie.

Idź do oryginalnego materiału