Zwykły dzień — i rozwód
Halina postawiła na kuchence czajnik i odruchowo przetarła blat, choć był czysty. Poranny rytuał. Jerzy wyszedł już do pracy, nie żegnając się, jak to miał w zwyczaju przez ostatnie miesiące. Tylko trzasnął drzwiami i tyle. Kiedyś zawsze wpadał do kuchni, całował w policzek, mówił coś czule. A teraz… Teraz żyli jak obcy ludzie pod jednym dachem.
Czajnik zagwizdał. Halina nalała sobie wrzątku do ulubionego kubka z różami, tego samego, który Jurek podarował jej na pierwszą rocznicę ślubu. Trzydzieści dwa lata temu. Boże, jak gwałtownie leci czas…
— Mamo, gdzie mój niebieski sweter? — do kuchni wpadła Krysia, starsza córka. W dwudziestym ósmym roku życia wciąż mieszkała z rodzicami, oszczędzając na wynajmie. — Prosiłam wczoraj, żeby go uprać!
— Na balkonie schnie. Krysiu, może jednak czas, żebyś zamieszkała osobno? Jesteś już dorosłą kobietą…
— Mamo, nie zaczynaj! Mam dziś i tak migrenę od rana. — Krysia nalała sobie kawę z turki, którą Halina przygotowała wcześniej. — A tak w ogóle, tata ostatnio dziwnie był. Wczoraj cały wieczór szeptał przez telefon, a jak weszłam, od razu się rozłączył.
Halina drgnęła. Też to zauważyła. I nie tylko wczoraj.
— Pewnie sprawy w pracy — skłamała córce i sobie.
— No co ty, mamo! Jaka praca o jedenastej wieczorem? Nie jest przecież chirurgiem. — Krysia wzruszyła ramionami i pobiegła się pakować.
Halina została sama z myślami. Jurek naprawdę stał się inny. Dawniej opowiadał jej o wszystkim: o pracy, kolegach, planach na weekend. Teraz milczał, jakby wody w ustach się napił. I telefon chował jak uczeń dwóję.
Wieczorem postanowiła przygotować jego ulubione kotlety schabowe. Może przy kolacji porozmawiają szczerze, jak kiedyś. Krysia poszła do koleżanki, w domu nie było nikogo. Idealny moment na otwartą rozmowę.
Jerzy wrócił późno, około dziewiątej. Halina zdążyła się już zestresować, dzwoniła kilka razy, ale nie odbierał.
— Gdzie byłeś? Martwiłam się! — przywitała go w przedpokoju.
— Zatrzymali mnie w pracy. Pilne sprawozdanie. — choćby na nią nie spojrzał, od razu poszedł do łazienki.
— Jurku, zrobiłam kotlety, twoje ulubione. Zjemy razem?
— Nie chce mi się. Jestem zmęczony. — Głos zza drzwi brzmiał głucho.
Halina postała w korytarzu, wróciła do kuchni. Kotlety stygły na patelni. Usiadła przy stole, nalała sobie herbaty i rozpłakała się. Cicho, żeby mąż nie usłyszał.
Gdy Jerzy wyszedł z łazienki, minął kuchnię, choćby nie zajrzał. Halina usłyszała, jak zaskoczył zamek w sypialni. Zamknął się. Po raz pierwszy od trzydziestu dwóch lat małżeństwa.
Noc spędziła na kanapie w salonie, rozmyślając. O czym? O tym, kiedy się wszystko zmieniło. O tym, dlaczego stali się obcy. O tym, iż może czas na drastyczne zmiany.
Rano Jerzy wyszedł do pracy wcześniej niż zwykle. Halina choćby nie słyszała, jak się zbierał. Obudził ją dopiero trzask drzwi wejściowych.
— Mamo, co się stało? Dlaczego spałaś na kanapie? — Krysia stała w progu salonu w szlafroku, rozczochrana, z poranną ospą na twarzy.
— Tak jakoś… bolały mnie plecy. Na lekkim lepiej. — Halina wstała, zaczęła składać koc.
— Mamo, nie kłam. Nie jestem ślepa. Pokłóciliście się z tatą?
— Krysiu, to nie twoja sprawa. Idź zjedz śniadanie.
— Jak to nie moja? Tu mieszkam! I widzę, co się dzieje! — Córka usiadła obok matki. — Mamo, opowiedz. Może pomogę.
Halina spojrzała na córkę. Dorosła, pracuje, zarabia. Może rzeczywiście warto porozmawiać?
— My z tatą… staliśmy się obcy, Krysiu. On się przede mną chowa, nie rozmawia. A ja nie wiem, co robić.
— A próbowałaś z nim poważnie porozmawiać?
— Próbowałam. Albo milczy, albo zmienia temat.
— Może ma kogoś? — Krysia wypowiedziała to cicho, ale Halina usłyszała.
Ta myśl też jej przyszła do głowy, ale gwałtownie ją odpychała. Jurek nie jest taki. To człowiek rodziny, porządny. Chociaż… Ludzie się zmieniają.
— Nie mów głupot — machnęła ręką Halina.
— Mamo, jestem dorosła. Wiem, iż między mężczyzną a kobietą może się wszystko zdarzyć. Zwłaszcza po tylu latach małżeństwa.
Halina wstała, poszła do kuchni przygotować śniadanie. Krysia podążyła za nią.
— Wiesz co ci powiem, mamo? jeżeli tata zmienił się tak bardzo, iż choćby z tobą nie rozmawia, może warto pomyśleć o… no wiesz, o rozwodzie.
— Krysiu! — Halina odwróciła się gwałtownie. — Jak możesz coś takiego mówić?
— A co? Żyć z człowiekiem, który cię ignoruje? Który udaje, iż cię nie ma? To nie życie, tylko męka!
— Jesteśmy razem trzydzieści dwa lata!
— I co z tego? jeżeli te lata dla niego nic nie znaczą, po co tobie?
Halina zamyśliła się. Córka miała rację. Po co trzymać się czegoś, czego już nie ma? Ale jakże przerażające jest zmieniać całe życie w pięćdziesiątym czwartym roku…
Wieczorem Halina się zdecydowała. Czekała, aż Jerzy wróci, i od razu podeszła do niego.
— Jurku, musimy porozmawiać.
— O czym? — choćby nie podniósł wzroku znad telefonu.
— O nas. O naszym małżeństwie. O tym, co się między nami dzieje.
— Nic się nie dzieje. — Spróbował przejść obok, ale Halina zastąpiła mu drogę.
— Stój! Rozmawiam z tobą!
Jerzy w końcu na nią spojrzał. W oczach miał zmęczenie i coś jeszcze. Irytację? A może wyrzuty sumienia?
— Halina, nie teraz. Jestem zmęczony.
— Jurku, ty zawsze jesteś zmęczony, gdy chodzi o naszą rozmowę. Ale ja już nie mogę tak żyć! Staliśmy się obcymi ludźmi! Unikasz mnie, nie rozmawiasz ze mną, śpisz osobno…
— A co chcesz usłyszeć? — Jerzy nagle wybuchnął. — Że wszystko jest w porządku? Że jesteśmy szczęśliwą rodziną? Przecież nie mamy już nic wspólnego!Halina wzięła głęboki oddech, rozejrzała się po kuchni, która przez tyle lat była jej domem, i poczuła, iż po raz pierwszy od dawna widzi jasną ścieżkę przed sobą – własną ścieżkę.