**Dzisiaj zapisuję tę historię…**
Córko, po co ci ten rozrabiaka? Nic dobrego ci w życiu nie da! Ojej, napłaczesz się z nim, napłaczesz… Na pewno w końcu wyląduje za kratami! Będziesz na niego czekać latami, jak jakaś żona zesłańca!
— Mamo, nie mów tak! Bartek nie jest rozrabiaką. Jest dobry i troskliwy. I mnie kocha!
— Tacy kochają tylko wtedy, gdy im to na rękę! Zapomnij o nim. Zwróć uwagę na Grzesia. To będzie świetny mąż. Z nim będziesz jak za kamienną ścianą! Wierz mi, ja wiem.
Kasia spojrzała na matkę z wyrzutem. Ta zupełnie jej nie rozumiała. I nie chciała zrozumieć.
— Mamo, Grześ mi się nie podoba. Jest zbyt…
— Co zbyt? Może nie wygląda jak macho, ale cię kocha! Daj mu szansę! Odrzuć tego Bartka, niech się tobą nie interesuje!
— Nie, mamo, wyjdę tylko za Bartka. Tak postanowiłam.
— Wojtku, może ty powiesz córce, iż się myli? — Maria Janowa spojrzała na męża. — Dlaczego milczysz?
Wojtek wstał z kanapy i podszedł do kłócącej się żony i córki. Bartek mu się specjalnie nie podobał, ale nie chciał ingerować w życie Kasi. Uważał, iż jest już dorosła i sama wie, co robić. W końcu to ona ma żyć swoim życiem, nie oni.
— Dziewczyny, o co ta kłótnia? Mario, niech spotyka się, z kim chce. A ty, Kasiu, bądź ostrożna i jeżeli coś, mów mi. Pomogę i wesprę, gdy będzie trzeba. Jasne?
Kobieta załamała ręce, a Kasia uradowana objęła ojca.
— Dzięki, tatusiu! Na razie tylko się spotykamy. Bartek jeszcze nie proponował mi małżeństwa.
— I dobrze. Może w ogóle nie zaproponuje — mruknęła Maria Janowa.
Kasia nic nie odpowiedziała, by nie prowokować kolejnej fali wykładów.
W swoich dwadzieścia lat dziewczyna była pewna, iż sama ułoży sobie życie, a matka i tak nic nie rozumie. Bartek był dla niej całym światem i byli w sobie zakochani od lat, co niezmiennie drażniło Marię Janową. Grześ — kolega Kasi z uniwersytetu — podobał się matce, ale samą Kasię w ogóle nie interesował.
Dostawszy zgodę ojca, Kasia zaczęła otwarcie spotykać się z Bartkiem. Chłopak był zachwycony. Choć Bartek miał zadziorny charakter i podobnych przyjaciół, Kasię kochał naprawdę i był gotowy dla niej na wszystko. choćby na wielkie zmiany.
— Bartek, po ślubie wynajmiemy mieszkanie? Dasz radę?
— Oczywiście. W ostateczności pomogą mi rodzice. Swoją drogą, bardzo się cieszą, iż jesteśmy razem. Mówią, iż dobrze na mnie wpływasz — uśmiechnął się ciepło.
— Naprawdę? — Kasia zaczerwieniła się z radości.
Ta rozmowa miała miejsce, gdy Kasia była na ostatnim roku studiów. Bartek już pracował i oboje oszczędzali na ślub. Maria Janowa wciąż była przeciwna ich związkowi i odmówiła pomocy finansowej. Wojtek nie sprzeciwił się żonie, choć potajemnie wspierał córkę.
— Znajdź sobie porządnego chłopaka, wtedy pomożemy — mówiła. — A z tym nicponiem radź sobie sama…
Kasia płakała z żalu, ale nie mogła zmienić decyzji matki.
Na szczęście rodzice Bartka okazali się bardziej wyrozumiali i przyjęli dziewczynę serdecznie.
— Szkoda, iż moja mama cię nie lubi. Tata przynajmniej powiedział, iż sama decyduję o swoim życiu. Wspiera mnie, zamiast przeszkadzać.
Bartek objął dziewczynę i spojrzał jej w oczy.
— Kasieńko, nie martw się. Twoja mama po prostu się o ciebie troszczy. A ja jakoś przetrwam jej niechęć. Wielu mnie w życiu nie lubiło, więc się nie przejmuję.
— A kto niby? — Kasia szturchnęła go żartobliwie.
— No… — pocałował ją i szepnął. — Ale ja kochałem tylko ciebie.
— Zawsze?
— Zawsze — potwierdził.
To była prawda. Kochał ją od dzieciństwa, odkąd Kasia z rodzicami przeprowadzili się do tej dzielnicy i poszła do szkoły. Na początku dokuczał jej, ale Kasia potrafiła postawić się. Tak zaczęła się ich przyjaźń, która przerodziła się w miłość.
Przyjaźń nie przeszkadzała Bartkowi w rozrabianiu i wpadaniu w kłopoty. Czasem tego żałował, ale rzadko zastanawiał się nad swoim zachowaniem.
Teraz jednak wziął się w garść, skończył technikum i pracował w warsztacie, zarabiając całkiem nieźle.
Ślub wzięli bez pomocy rodziców Kasi. Bartek był ceniony w pracy i coraz mniej przypominał dawnych lat. Kasia była z nim szczęśliwa, choć jej matka wciąż traktowała jej męża… delikatnie mówiąc, negatywnie. Maria Janowa wierzyła, iż córka skończy źle z tym urwisem.
— Bartek, może jutro odwiedzimy moich rodziców? — Kasia objęła męża.
Chłopak pogładził jej zaokrąglony brzuch.
— Kasieńko, teraz nie powinnaś się denerwować. Poczekajmy, aż urodzi się Jaś. Wtedy pokażemy wnuka babci i dziadkowi. A tak w ogóle, moi rodzice chcieliby was niedługo odwiedzić.
— Dobrze — skinęła głową. — Poproś mamę, żeby upiekła ten swój przepyszny sernik, dobrze?
Bartek uśmiechnął się i spojrzał na żonę z miłością.
— Jasne, zrobi to z przyjemnością. Uwielbia cię rozpieszczać.
— Twoja mama jest cudowna — Kasia pogłaskała brzuch. — Zresztą, robi to dla wnuka. Powiedziała, iż chce, by wyrósł na zdrowego chłopaka. Dlatego muszę dobrze jeść.
— Niech się stara — zaśmiał się Bartek.
Młodzi nie żyli w luksusach, czasem choćby popadali w długi. Kasia nie zdążyła jeszcze podjąć pracy po studiach, więc Bartek utrzymywał rodzinę sam. Były rozrabiaka nie narzekał — robił wszystko dla ukochanej.
Czas płynął nieubłaganie i na świat przyszedł upragniony Jaś. Szczęśliwi rodzice chcieli pochwalić się synkiem wszystkim. Gdy tylko Bartek miał wolne, pojechali do rodziców Kasi. Rodzice byli wprawdzie przy wypisie ze szpitala, ale Kasia zatęskniła, a od ostatniego widzenia minął już miesiąc. Wszyscy czekali na tę wizytę.
Maria Janowa od rana przygotowywała jedzenie, a Wojtek sprzątał dom. Z niecierpliwością wyglądał wnuka, odwiedzając córkę i bawiąc się z dzieckiem, w przeciwieństwie do żony, która nie mogła zaMaria Janowa w końcu wzięła na ręce małego Jasia i, patrząc na jego uśmiech, poczuła, iż może jednak warto dać Bartkowi szansę.