**Dzisiaj opuścił nas i sprzedał dom, ale znalazłam światło w ciemności**
Agnieszka zastygła, jakby cały świat się zawalił, gdy siostrzeniec jej męża, Krzysztof, wręczył jej złożoną kartkę i gwałtownie zniknął, cicho wzdychając. Przeczuwała, iż coś jest nie tak wiedziała, iż Piotr od dawna stał się obcy, nocował u brata, mówił o hodowli świń. Gdy otworzyła kartkę, przeczytała: *Agnieszko, odchodzę, wybacz. Dzieci zostawiam, z tobą nie zamieszkam. Dom sprzedałem, oto twoja część. Jedź do mamy.* Pieniądze rozsypały się po podłodze, a ona stała, kołysząc się, jakby wiatr porwał całe jej życie.
Babcia Halina weszła do pokoju, jej głos drżał: *Agnieszko, co się stało?* Agnieszka przełknęła gorycz w gardle. *Wszystko w porządku, mamo, idź napić się herbaty, ciasteczka się przypalają.* Zapach wanilii zmieszał się z gryzącym dymem. Czekała na ten moment plotki od Elżbiety, żony brata Piotra, docierały do niej słabo, ale Agnieszka je odpychała. Teraz prawda leżała u jej stóp, zimna i ostra jak nóż.
Tomek wbiegł z podwórka: *Mamo, wujek Marek woła.* Narzuciła płaszcz i wyszła. Sąsiad kręcił się niepewnie: *Agnieszko Kupiłem dom, dla naszej Kasi Ale możesz zostać, ile potrzebujesz.* Agnieszka wyprostowała się: *Dajcie mi trzy dni, się wyprowadzę.* Trzasnęła drzwiami, ignorując jego pytanie: *Gdzie pojedziesz?* Tomek podbiegł, zaczerwieniony: *Mamo, gdzie tata?* Przytuliła go, wdychając zapach potu z jego zmęczonej czapki, i cicho zapłakała. *Odszedł, synku.* *Zabiję go!* *Nie trzeba. Jesteśmy silni, damy sobie radę.*
Kasia płakała. Agnieszka posadziła dzieci przy stole, a sama podeszła do babci Haliny. Siedziała przy oknie, ramiona jej drżały. *Agnieszko, zapisz mnie do domu starców.* *Co mówisz? Pojedziemy razem.* *Gdzie?* *Jeszcze nie wiem.* Agnieszka zadzwoniła do matki, ale ta tylko jęczała: *Idź do tego łajdaka, rzuć mu pieniądze w twarz!* *Nie.* Matka nie mogła pomóc miała nową rodzinę, ojczym dawno wyrzucił Agnieszkę z domu. A babcia Halina, jej ciotka, została sama po likwidacji wsi. Córki ją porzuciły, a Agnieszka przygarnęła ją sześć lat temu. Teraz byli jedną rodziną.
Telefon znów zadzwonił. Matka: *Gdzie się podziejesz z babcią Haliną?* *Nie do ciebie.* Rzuciła słuchawkę, wyciągnęła starą książkę adresową i wybrała numer. *Agnieszka, rozstałam się z Piotrem, czy zabiorę babcię Halinę do ciebie?* *Nie, mam nadciśnienie!* Słuchawka ucichła. Agnieszka spojrzała na dzieci i babcię: szeroki przedział, smukła kobieta o smutnych oczach, poważny chłopiec, żywiołowa dziewczynka i staruszka, ocierająca łzy. Jechali tam, gdzie mogli znaleźć rozwiązanie.
*Witaj, tato* powiedziała Agnieszka, stojąc w progu. Ojciec zmieszał się: *Dzieci? Babcia Halina?* *Daj mi klucze do mieszkania, które babcia Zofia zostawiła mi w testamencie.* Rozpromienił się: *Chodźcie, Jola, jaka radość!* Macocha się uśmiechała: *Jakie goście przecież to rodzina.* ale po trzech dniach Agnieszka usłyszała jej szept: *Kiedy ci goście wyjadą?* *Tato, gdzie mieszkanie?* Jola rzuciła łyżką: *Nie ma żadnego mieszkania, sprzedaliśmy je z twoją matką, pieniądze podzieliliśmy!* Ojciec spuścił wzrok. Agnieszka zacisnęła pięści: *Trzy dni.*
Wynajęcie mieszkania stało się koszmarem. *Z dziećmi nie wynajmujemy, Bez męża, co ty?, Zapłać za trzy miesiące z góry.* Znalezienie pracy jeszcze trudniejsze. *Bez doświadczenia nie przyjmujemy, Małe dzieci? Przykro nam.* Ale wtedy pojawił się Bolesław: *Młoda, gwałtownie się nauczy. Trzy dni szkolenia i do przodu, wynajem mieszkań.* Agnieszka westchnęła. Wynajęła ciasny pokój z łazienką u sąsiadki. Dzieci się cieszyły: *Mamy własne pokoje?* Babcia Halina płakała: *Jestem ci ciężarem.* *Jesteśmy rodziną, słyszysz? Ty jesteś moją pomocą.*
Bolesław zaproponował naukę w biurze prawnym: *Firma się rozwija, potrzebujemy kogoś.* Agnieszka szepnęła do babci: *Iść?* *Idź, kochanie.* Czas mijał. Tomek wyrósł, Kasia skończyła szkołę. Kupili mieszkanie własne, prawdziwe. *Mamo, to wszystko nasze?* *Tak, i pokój gościnny.* A potem zadzwoniła ciotka Agnieszka: *Urodziny, ukrywałaś, iż ich nie ma?* *Dzwoniłam, ty się chowałaś.* *A oszczędności?* *Wam lepiej wiadomo.* Odłożyła słuchawkę, uśmiechnęła się. Przy grobie babci Haliny szepnęła: *Pamiętasz Bogdana? Dał mi trzy dni na decyzję. Odpowiem tak.*
Słońce przebiło chmury, otuliło ją promieniami. Agnieszka poczuła ciepło jakby babcia Halina stała obok. *Daliśmy radę, mamo.* W domu czekali na nią dzieci, nowe życie, mężczyzna, który ją kochał. A gdzieś daleko Piotr został z pieniędzmi, ale bez rodziny. Kto stracił więcej? Podniosła wzrok ku niebu i pomyślała: *Dziękuję, iż dałeś mi te trzy dni.* Może to wszystko nie było na próżno? Może warto przejść przez ciemność, by zobaczyć światło? **Dziś wiem, iż najcięższe burze przynoszą najpiękniejsze tęcze.**