Zostałam zwolniona z powodu wieku. Na pożegnanie podarowałam wszystkim współpracownikom róże, a szefowi zostawiłam teczkę z wynikami mojego tajnego audytu.

twojacena.pl 7 godzin temu

Zostałam zwolniona z powodu wieku. Na pożegnanie wręczyłam współpracownikom różowe róże, a szefowi zostawiłam teczkę z wynikami mojego tajnego audytu.

Jadwigo, będziemy musieli się rozstać rzekł Stanisław, głosem tak miękkim, jakby miał jeszcze w sobie rodzicielską troskę, którą włączał, kiedy zamierzał przeprowadzić kolejną podstępną akcję.

Oparł się wygodnie o oparcie swojego masywnego fotela, splatając palce na brzuchu.

Postanowiliśmy, iż firmie potrzebny jest świeży przegląd. Nowa energia. Rozumiesz.

Patrzyłam na niego, na jego zadbane oblicze, na kosztowny krawat, który sama pomogłam mu wybrać na zeszłoroczny bal firmowy.

Rozumiałam doskonale, iż inwestorzy zaczęli mówić o niezależnym audycie i iż on pilnie potrzebował pozbyć się jedynej osoby, która widziała pełen obraz. Mnie.

Rozumiem odpowiedziałam spokojnie. Nowa energia to może Kasia z recepcji, która miesza debet z kredytem, ale ma dopiero dwadzieścia dwa lata i śmieje się ze wszystkich twoich żartów?

Stanisław zmrużył oczy.

To nie kwestia wieku, Jadźka. Po prostu twój sposób jest nieco przestarzały. Stojimy w miejscu. Potrzebny jest przełom.

Przełom. Słowo to powtarzał od pół roku. Budowałam tę firmę razem z nim od podstaw, kiedy wpychaliśmy się w ciasny gabinet z obdrapanymi ścianami.

Teraz, gdy biuro stało się lśniące, zdawało się, iż nie pasuję już do nowego wnętrza.

Dobrze wstałam lekko, czując, jak w środku zaczyna schnąć. Kiedy zwolnić mój stół?

Mój spokój najwyraźniej zszokował go. Liczył na łzy, na błagania, na scenę. Cokolwiek dałoby mu prawo poczuć się wielkodusznym zwycięzcą.

Możesz dziś. Nie spiesz się. Dział kadr przygotuje dokumenty. Odprawa, wszystko jak przystało.

Skinęłam głową i ruszyłam w stronę drzwi. Gdy już chwy, spojrzałam wstecz.

Wiesz, Stasiek, masz rację. Firmie naprawdę potrzebny jest przełom. I chyba to ja go zapewnię.

On tylko pobłażliwie się uśmiechnął, nie do końca rozumiejąc.

W sali konferencyjnej, w której pracowało około piętnastu osób, unosiła się napięta atmosfera. Wszyscy już wiedzieli, co się dzieje.

Kobiety z wyrzutem odwracały wzrok. Podeszłam do swojego biurka, na którym stała już kartonowa pudło. Działałam sprawnie.

Cicho zaczęłam pakować rzeczy: zdjęcia dzieci, ulubioną filiżankę, stos profesjonalnych czasopism.

Na dno pudła położyłam mały bukiecik konwalii od syna przyniósł go mi wczoraj po prostu tak.

Następnie wyjęłam z torby przygotowane wcześniej dwanaście czerwonych róż po jednej dla wszystkich pracownika, który był ze mną przez te lata i grubą czarną teczkę na szpilkach.

Przechadzałam się po biurze, wręczając każdemu po kwiatku, szepcząc proste słowa wdzięczności. Ktoś mnie przytulił, ktoś zapłakał. To było jak pożegnanie z rodziną.

Gdy wróciłam do biurka, w rękach miałam już tylko teczkę. Przeszłam obok zdezorientowanych twarzy kolegów i ponownie skierowałam się do gabinetu Stanisława.

Drzwi były uchylone. Rozmawiał przez telefon i śmiał się.

Tak, stara gwardia odchodzi Tak, czas ruszyć dalej

Nie zapukałam. Po prostu weszłam, podeszłam do jego biurka i położyłam teczkę na jego dokumentach.

Spojrzał na mnie zaskoczony, przykrywając słuchawkę dłonią.

Co to takiego?

To, Stasiek, mój pożegnalny prezent. Zamiast kwiatów. Tu są zebrane wszystkie twoje przełomy z ostatnich dwóch lat. Liczby, rachunki i daty. Myślę, iż znajdziesz czas, by to przejrzeć w wolnej chwili. Szczególnie rozdział o elastycznych metodologiach wypłaty środków.

Odwróciłam się i wyszłam. Czułam, jak jego wzrok najpierw przygląda się teczce, a potem mnie.

Rzucił coś na słuchawkę i przerwał rozmowę, ale nie odwróciłam się.

Szłałam przez całe biuro z pustą pudłem w rękach. Teraz wszyscy na mnie patrzyli. W ich spojrzeniach mieszały się strach i ukryte podziwienie. Na każdym biurku stała moja czerwona róża. Wyglądało to jak pole maku po bitwie.

Pod wyjściem dogonił mnie główny informatyk, Sergiusz. Cichy chłopak, którego Stanisław uważał jedynie za funkcję.

Rok temu, kiedy Stan chciał nało, wystawić mu wielką karę za awarię serwera, którą sam spowodował, przyniosłam dowody i obroniłam go. Nie zapomniał tego.

Pani Jadwigo powiedział cicho jeżeli kiedykolwiek coś będzie Pani potrzebować jakiekolwiek dane kopie w chmurze wie Pani, jak mnie znaleźć.

Skinęłam wdzięcznie. To był pierwszy głos oporu.

W domu czekali na mnie mąż i synstudent. Zobaczyli pudło w moich rękach i wszystko zrozumieli.

No i, działało? zapytał mąż, odbierając pudełko.

Zasiane już zostało odpowiedziałam, zdejmując buty. Teraz czekamy.

Mój syn, przyszły prawnik, przytulił mnie.

Mamo, jesteś niesamowita. Przejrzałem jeszcze raz wszystkie dokumenty, które zebrałaś. Tam nie ma szans. Żaden audytor nie znajdzie się w tej pułapce.

To właśnie syn pomiógł mi uporządkować cały chaos podwójnej księgowości, który potajemnie gromadziłam przez ostatni rok.

Cały wieczór czekałam na telefon. Nie dzwonił. Wyobrażałam sobie, jak siedzi w swoim gabinecie, przewraca kartki po kartkach, a jego zadbane oblicze stopniowo szarzeje.

Telefon zadzwonił o jedenastej wieczorem. Włączyłam głośny tryb.

Jadwigo? w głosie nie było już śladu dawnej miękkości, tylko słaba, ukryta panika. Przejrzałem twoje dokumenty. To żart? Szantaż?

Po co tak brutalnie, Stasiku? odpowiedziałam spokojnie. To nie szantaż. To audyt. I prezent.

Wiesz, iż mogę cię zniszczyć? Za zniesławienie! Za kradzież dokumentów!

A wiesz, iż oryginały tych papierów nie są już w moim posiadaniu? I iż jeżeli coś przydarzy się mnie lub mojej rodzinie, te dokumenty trafią pod kilka bardzo ciekawych adresów? Na przykład do urzędu skarbowego.

A także do twoich głównych inwestorów.

Po drugiej stronie linii zapanowało głośne szmerzenie.

Czego chcesz, Jadwigo? Pieniędzy? Powrotu na stanowisko?

Chcę sprawiedliwości, Stasiek. Żebyś zwrócił każdą złotówkę, którą ukradłeś firmie. I żebyś odszedł w ciszy.

Zwariowałaś! wrzasnął. To moja firma!

To była NASZA firma odpowiedziałam stanowczo. Dopóki nie uznałeś, iż twoja portmonetka jest ważniejsza niż reszta. Masz czas do jutra rano.

O dziewiątej czekam na wieści o twojej rezygnacji. jeżeli ich nie będzie teczka wyruszy w podróż. Dobranoc.

Rozłączyłam się, nie słysząc jego duszących przekleństw.

Następnego ranka nie było żadnych wiadomości. O 9:15 w mojej skrzynce pojawił się email od Stanisława.

Pilne zebranie całego zespołu o 10:00. I osobna notatka dla mnie: Przyjdź. Zobaczymy, kto kogo. Zdecydował zagrać na całość.

Co zamierzasz zrobić? zapytał mąż.

Oczywiście, pójdę. Nie mogę przegapić premiery własnego filmu.

Założyłam najładniejszy kostium. O 9:55 weszłam do biura. Wszyscy już siedzieli w sali konferencyjnej.

Stanisław stał przy wielkim ekranie. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się jak drapieżnik.

Oto nasza gwiazda. Proszę, Jadwigo, usiądź. Wszyscy chcą usłyszeć, jak dyrektorka finansowa, oskarżana o nieprofeszy, próbuje szantażować zarząd.

Rozpoczął swoją przemowę, teatralnie mówiąc o zaufaniu, które rzekomo zdradziłam. Machnął moją teczką jak flagą.

Oto ona! Zbiór wymysłów od osoby, która nie chce przyjąć, iż jej czas minął!

Kolektyw milczał. Ludzie spuszczali oczy. Wstydzili się, ale bali. Czekałam, aż zrobi przerwę, by się napić wody, i w tym momencie napisałam Sergiuszowi jedno słowo: Start.

W tej samej chwili ekran za Stanisławem zgasł, a potem pojawił się skan przelewu.

Płatność za rzekome usługi doradcze jednorazowej firmy, zarejestrowanej na jego teściową.

Stanisław zamarł. Na ekranie zaczęły się zmieniać dokumenty: rachunki za jego prywatne podróże, kosztorysy remontu dworku, zrzuty ekranu korespondencji z detalami o procentach łapówek.

Co to wszystko? wymamrotał.

To, Stasiku, nazywa się wizualizacja danych powiedziałam wyraźnie i głośno, wstając. Mówiłeś o przełomie?

Oto on. Przełom firmy w kierunku oczyszczenia z kradzieży. Mówiłeś, iż mój sposób jest przestarzały? Może. Jestem naprawdę staromodna, bo wierzę, iż kraść nie wolno.

Obróciłam się do kolegów.

Nie proszę was o wybór strony. Pokazałam tylko fakty. Wnioski wyciągnijcie sami.

Położyłam telefon na stół.

A tak przy okazji, Stasiek, wszystko to w czasie rzeczywistym jest wysyłane na maile naszych inwestorów. Myślę, iż zwolnienie to najłagodniejsze, co cię czeka.

Stanisław patrzył na ekran, potem na mnie. Jego twarz szarała. Cały patosz zniknął, zostawiając jedynie małego, przestraszonego człowieka.

Odwróciłam się i wyszłam.

Pierwszy wstał Sergiusz. Potem Olga, nasza najlepsza menedżerka sprzedaży, którą Stan ciągle poniżał. Za nią podszedł Andrzej, analityk, którego raporty Stan przywłaszczał. choćby cicha Marzena z księgowości ta, co nie raz płakała z powodu drobnych uwag Stanisława. Szli nie za mną, ale od niego.

Dwa dni później zadzwonił do mnie nieznajomy. Przedstawił się jako menedżer kryzysowy zatrudniony przez inwestorów. Sucho poinformował: Stanisław odstawiony, w firmie kontrola. Podziękował za przekazane informacje. Zaproponował mi powrót, by stabilizować sytuację.

Dziękuję za propozycję odparłam. Wolę zbudować coś nowego, niż rozbym starałabym się naprawiać gruzy starego.

Pierwsze miesiące były trudne. Pracowaliśmy w ciasnym wynajętym lokalu, który mocno przypominał początek naszej drogi. Ja, mąż, syn, Sergiusz i Olga pracowaliśmy po dwanaście godzin dziennie. Nazwa naszej nowej firmy konsultingowej Audyt i Porządek w pełni oddawała rzeczywistość.

Szukaliśmy pierwszych klientów i udowadnialiśmy kompetencje nie słowami, ale wynikami.

Czasem przejeżdżam obok naszego starego biura. Tam już inny szyld. Firma nie wytrzymała ani przełomu, ani skandalu.

Nie zwolniono mnie z powodu wieku. Zostałam zwolniona, bo byłam lustrem, w którym Stanisław widział własną chciwość i nieudolność. Chciał po prostu rozbić to lustro. Zapomniał jednak, iż rozbite kawałki ranią o wiele głębiej.

Idź do oryginalnego materiału