Barbara stała przy oknie i obserwowała, jak jej córka Kinga ładowała ostatnie kartony do samochodu. Dziewczyna krzątała się nerwowo, przekładała torby, coś tłumaczyła mężowi. Już całkiem dorosła, trzydzieści jeden lat, a matka wciąż widziała w niej tę malutką dziewczynkę, która kiedyś kurczowo chwytała ją za spódnicę i bała się zostać sama.
„Mamo, gotowa?” – krzyknęła Kinga z podwórka. – „Czas jechać!”
Barbara wzięła z parapetu małą torbę z niezbędnymi rzeczami i powoli podeszła do drzwi. W przedpokoju na komodzie stały zdjęcia – ślub córki, urodziny wnuczki Hani, rodzinny wypoczynek w domku na Mazurach. Normalne rodzinne życie, które teraz wydawało się tak odległe.
„Już idę” – odpowiedziała, zamykając mieszkanie.
Samochód stał na podwórku z otwartym bagażnikiem. Mąż Kingi, Krzysztof, palił papierosa przed klatką i nerwowo spoglądał na zegarek.
„Dzień dobry, Barbaro” – skinął głową. – „Jak się czuje pani?”
„W porządku” – odparła krótko.
Krzysztof zawsze zwracał się do niej formalnie, choć znali się już osiem lat. Nie żeby był złym człowiekiem, po prostu… trochę chłodny. Barbara nigdy nie czuła się w jego towarzystwie swobodnie.
„Siadaj z tyłu, mamo” – Kinga otworzyła tylne drzwi. – „Będzie wygodniej.”
Jechali w milczeniu. Barbara patrzyła przez okno na znajome ulice, które powoli zmieniały się w obce dzielnice. Przeprowadzka do córki wydawała się słuszną decyzją. Po śmierci męża samotne życie stało się trudne, a zdrowie już nie to co dawniej. No i wnuczka – będzie mogła pomóc w opiece.
„Dotarliśmy” – oznajmiła Kinga, gdy samochód zatrzymał się przed nowoczesnym blokiem. – „Nasz dom.”
Mieszkanie okazało się przestronne i jasne. Duży salon, oddzielna kuchnia, trzy sypialnie. Kinga z dumą pokazywała remont, nowe meble, sprzęty.
„A to twój pokój, mamo” – otworzyła drzwi do najmniejszego pomieszczenia. – „Specjalnie go dla ciebie urządziłam.”
Pokój był schludny, ale bez wyrazu. Jednoosobowe łóżko, szafa, stolik przy oknie. Wszystko nowe, wszystko obce.
„Dziękuję, córeczko” – Barbara postawiła torbę na łóżku. – „Bardzo miło.”
„Mamo, a gdzie Hania?” – spytała, rozglądając się.
„U koleżanki została na dzień. Jutro ją przyprowadzę, w końcu się porządnie poznacie.”
Barbara skinęła głową. Hanię widziała tylko kilka razy – na urodzinach, w święta. Kinga rzadko przyjeżdżała w odwiedziny, zawsze zajęta pracą, domem, mężem.
Wieczorem siedziały w kuchni i piły herbatę. Krzysztof przeglądał tablet, Kinga opowiadała o sąsiadach, pobliskich sklepach.
„Mamo, spodoba ci się tu” – mówiła córka. – „Spokojna okolica, porządni ludzie. Na podwórku plac zabaw, niedaleko przychodnia.”
„Tak, ładnie tu u was” – zgodziła się Barbara.
„No i potem, pomożesz mi z Hanią. Niania droga, a przedszkole dopiero od września.”
Krzysztof podniósł głowę znad tabletu.
„Kinga, umówiłyśmy się, iż twoja mama będzie miała własne życie. Nie wolno jej obarczać.”
„Jakim obarczaniem? – oburzyła się Kinga. – Posiedzieć z wnuczką to przyjemność, a nie obowiązek.”
„Oczywiście, pomogę” – dodała gwałtownie Barbara. – „Nie po to tu przyjechałam, żeby tylko siedzieć.”
Krzysztof wzruszył ramionami i znów zatonął w tablecie.
Następnego ranka Kinga przyprowadziła Hanię. Dziewczynka miała cztery lata, żywiołowa, gadatliwa, żywy obraz Kingi z dzieciństwa.
„Haniu, to twoja babcia Basia” – przedstawiła córka. – „Od dziś będzie z nami mieszkać.”
„Cześć, babciu” – powiedziała grzecznie dziewczynka, ale trzymała się nieufnie.
„Cześć, słoneczko” – Barbara przykucnęła przed wnuczką. – „Jakaś ty śliczna!”
„Mamo, a dlaczego babcia mieszka w moim pokoju na zabawki?”
Kinga się speszyła.
„Haniu, to teraz pokój babci. A zabawki przeniesiemy do twojej sypialni.”
„Ale tam już jest pełno zabawek! A gdzie będę budować zamki?”
„Coś wymyślimy” – Kinga wzięła córkę na ręce. – „Nie martw się.”
Barbara zrozumiała, iż zajęła pokój, który Hania uważała za swoje terytorium. Nieprzyjemne poczucie winy ukłuło ją w serce.
„Może będę spać w salonie? – zaproponowała. – Na kanapie.”
„Co ty, mamo! – oburzyła się Kinga. – Przecież tu mieszkasz, musisz mieć własny pokój.”
Ale przez cały dzień Hania zerkała na zamknięte drzwi do pokoju babci z jakimś smutkiem.
Dni płynęły swoim rytmem. Kinga wychodziła do pracy, Krzysztof też pracował, często do późna. Barbara zostawała z Hanią. Dziewczynka stopniowo się przyzwyczajała, ale bliskości między nimi nie było. Były dla siebie uprzejme, jak obce osoby.
„Haniu, opowiem ci bajkę?” – proponowała Barbara.
„Nie trzeba. Mama czyta mi książki z obrazkami.”
„A może upieczemy ciasteczka?”
„U mamy są kupne. Mówi, iż zdrowsze.”
Każda odmowa bolała Barbarę. Chciała być potrzebna, chciała opiekować się wnuczką, ale dziewczynka jakby nie dopuszczała jej do swojego świata.
Wieczorami, gdy wszyscy zbierali się na kolację, rozmowy krążyły wokół pracy, planów na weekend, jakichś znajomych, których Barbara nie znała.
„Co u Ewy?” – pytał Krzysztof.
„W porządku, dostała awans. W sobotę zaprasza nas do domku.”
„Pojedziemy. Zabrać Hanię?”
„Oczywiście. Podoba jej się tam, bawi się z dziećmi.”
Barbara milczała, rozumiejąc, iż nie uwzględniają jej w tych planach. Była jak mebel – obecna, ale nieuczestnicząca w życiu rodziny.
„Może ja zostanę w domu – powiedziała ostrożnie. – Jedźcie sami.”
„Dlaczego? – zdziwiła się Kinga. – Jedź z nami. Poznasz naszych znajomych.”
„Nie, córeczko. Co ja tam będę robić? Młodzi się bawią, a ja jak przysłowiowa piąta koła u wozu.”
„Mamo, co ty mówisz? Jak to piąte koło?”
Ale Barbara widziała,Barbara westchnęła ciężko, patrząc przez okno na bawiące się dzieci na podwórku, i pomyślała, iż czasami najtrudniej jest pogodzić się z tym, iż miłość nie zawsze oznacza bliskość.