— Tak, stop! On trwonił moje pieniądze, a teraz jeszcze ja mam mu coś wisieć? Z jakiej racji?
— To twój ojciec! — wyrzuciła z siebie mama.
Kasia uniosła brwi tak wysoko, iż czoło zrobiło się pofałdowane jak harmonijka. Matka patrzyła jej prosto w oczy, skrzyżowawszy ręce na piersi. W kuchni było gorąco i duszno. Niemal tak samo, jak w ich relacjach.
— Ojciec zostawił mi połowę mieszkania. A ten człowiek jest mi obcy — odparła Kasia spokojnie.
— Ale przecież rozumiesz — odrzekła Halina. — On tu mieszka od dziesięciu lat. Też wkładał się w to mieszkanie. Pomagał, jak mógł.
Kasia prychnęła, ledwie powstrzymując szyderczy uśmiech.
— Pomagał? Kiedy niby pomagał, mamo? Jak stał przy kuchni i wykładał mi, jak mam smażyć kartofle dla niego, choć sam jajecznicy nie umie zrobić?
— No, może nie finansowo — mamrotała matka. — Ale on jest częścią rodziny. Sama go przecież nazywałaś tatą.
Kasia wbiła wzrok w magnesy na lodówce. Wisiały tam jeszcze stare, z obrazkami różnych miast, kupione podczas rodzinnych wyjazdów z ojcem. W pewnym momencie kolekcja przestała się powiększać.
Gdy w domu zadomowił się Marek, nie było już czasu w podróże.
— Raz go tak nazwał, żebyś się nie martwiła — cicho przyznała Kasia. — Jak miałam czternaście lat. A on potem machał tym jak flagą.
W głowie pojawiło się niechciane wspomnienie: Kasia wraca do domu, płonąc ze wstydu i złości. Cała ekipa poszła do kina, a jej nie puścili. Marek oświadczył, iż „dziewczyna powinna siedzieć w domu, a nie się włóczyć”.
— Ale dlaczego? Wszyscy idą! Ja też chcę!
— Wiesz, Kasia, jak ja byłem mały, dzieci nie kłóciły się z rodzicami. Za takie fanaberie dostawało się pasem.
Nie podniósł głosu, ale wypowiedział to tak, iż aż ścisnęło w gardle. Kasia wtedy nie płakała. Leżała na łóżku, wtulona w poduszkę, i słyszała, jak mruczy w sąsiednim pokoju.
— Zepsułaś ją. Rosła sobie księżniczka. Tylko pieniądze na nią lecą, a pożytku zero. Za moich czasów… — mówił do matki.
Kasia zacisnęła pięści. Okazało się, iż to dopiero początek. Potem były inne pretensje: iż pasierbica chodzi „jak niechluj”, iż „za dużo je”, iż „gada bez sensu”. Czasem traktował ją jak służącą w domu, w którym on był panem.
Ale Kasia już wtedy wiedziała: po prostu wyżywa się na niej. W pracy nikt go nie słuchał, a i tak nie spieszył się tam szczególnie, harując byle jak. Za to w domu mógł podnieść głos, uderzyć pięścią w stół, udawać, iż coś tu znaczy.
— Mamo — Kasia wyrwała się z wspomnień i wróciła do rzeczywistości. — Słuchaj. Połowa mieszkania jest moja. Prawnie. Pamiętasz? Marka nie ma w dokumentach.
— Kasieńka, ty nie rozumiesz. jeżeli sprzedamy i podzielimy tylko we dwie, to Marek… on to odbierze jak zdradę. Przecież niemal uważa cię za córkę.
— Taak. No to pomyślmy. O! Mam pomysł. A jeżeli sprzedam swoją część komuś obcemu, i ten ktoś będzie dzielić kuchnię z tym „prawie tatą”, to też będzie zdrada?
Halina zamilkła, westchnęła i przymknęła oczy. Wargi jej drżały. Bała się zostHalina odwróciła się w milczeniu, a Kasia wyszła na ulicę, gdzie wiosenny wiatr niósł zapach wolności i nowego początku.