Zmieniam rodzinę na lepszą

newskey24.com 1 tydzień temu

Zosia wracała ze szkoły w podnieconym nastroju. Dziś w klasie zbierali pieniądze na kwiaty i prezent dla wychowawczyni. A Krzysiek powiedział, iż kobiety uwielbiają róże. Patrzył przy tym tak, jakby mówił specjalnie dla niej.

Od jego spojrzenia serce Zosi zabiło mocniej. Postanowiła, iż to podpowiedź, co dostanie na Dzień Kobiet. Dziewczyny będą zazdrościć.

Spodobał się jej od pierwszego dnia, gdy tylko pojawił się w klasie. W zeszłym roku jego ojca przeniesiono służbowo do jednostki wojskowej w ich mieście. Krzysiek był pewny siebie i niezależny. Wydawało się, iż nie przejmuje się tym, co myślą inni. To właśnie przyciągało Zosię. Ona zawsze się martwiła opinią innych, bała się wpaść w pułapkę, wyglądać niezgrabnie i śmiesznie.

Koledzy od razu zaczęli szanować nowego ucznia, uznali go za swojego. Nie był przywódcą, ale choćby nauczyciele słuchali jego zdania.

Koniec lutego, ale już czuło się nadejście wiosny: ptaki śpiewały o poranku, słońce częściej wyglądało zza chmur, sople topniały na dachach, stukając o rynny melodyjną kapaniną. Serce ściskało się w oczekiwaniu na coś tajemniczego i niezwykłego.

Zosia otworzyła drzwi do mieszkania i od razu usłyszała krzyki. Rodzice znowu się kłócili. Jakże ją to zmęczyło. Nastrój momentalnie się popsuł. Przecież kiedyś było dobrze – jeździli we troje nad morze, wesoło spędzali sylwestra, odpalając petardy. A jeżeli się rozwiodą? I co, już nigdy nie będzie takich chwil?

U koleżanki z klasy, Asi, mama podcięła sobie żyły, gdy ojciec odszedł. Asia płakała na lekcjach. A Ola twierdziła, iż to choćby wygodne, gdy rodzice żyją osobno. Obdarowują ją prezentami i dają pieniądze. Ale czy szczęście tkwi w prezentach i gotówce?

Krzyki nagle ucichły. Zosia na palcach podeszła do uchylonych drzwi i zajrzała do kuchni. Ojciec stał przy oknie, tyłem do niej. Mama siedziała przy stole, zakrywając twarz dłońmi. Jej ramiona drżały. Zosia zrozumiała, iż mama płacze.

– Uspokój się, zaraz Zosia wróci ze szkoły – powiedział ojciec, nie odwracając się. – Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? – W tej chwili ojciec spojrzał przez ramię i zauważył Zosię w drzwiach.

– Od dawna podsłuchujesz? – warknął.

– Wystarczająco długo, żeby wszystko zrozumieć – odparła ostro Zosia.

– Co zrozumieć? – Mama odsunęła dłonie od twarzy i spojrzała na córkę.

Nos opuchnięty, oczy zaczerwienione, tusz rozmazany po policzkach. „Jakby nie widziała, iż takim wyglądem jeszcze bardziej odstręcza tatę?” – pomyślała Zosia z irytacją.

– Chcecie się rozwieść – wypaliła.

Ojciec zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.

– A pomyśleliście o mnie? Już zdecydowaliście, z kim będę mieszkać? Jest nas troje, na marginesie. Moje zdanie was nie interesuje? Nie chcę być z jednym z was, chcę być z wami! – Zosia też zaczęła krzyczeć. – jeżeli tak, jeżeli już się sobie znudziliście, to ja też chcę innych rodziców. Nienawidzę was… obojga! – Głos jej drżał od ledwo powstrzymywanych łez.

Odwróciła się i pobiegła do przedpokoju, gwałtownie włożyła buty i wybiegła z mieszkania.

– Zosia! – krzyk mamy utknął za zatrzaśniętymi drzwiami.

Nie czekała na windę, zbiegła po schodach. Na ulicy przystanęła i naciągnęła rękawiczki. Zastanawiała się, do której koleżanki zajść. Ale nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Czy ktoś w ogóle mógł ją zrozumieć, skoro choćby rodzice mieli ją gdzieś?

Szła ulicą. jeżeli w dzień sople topniały na słońcu i z hukiem spadały z dachów, to pod wieczór zrobiło się mroźno. Minąwszy dwa przystanki, weszła do sklepu, by się ogrzać. Na widok wędlin i bułek ślinka napłynęła jej do ust.

W kieszeni kurtki znalazła kilka monet i kupiła drożdżówkę. Gdy tylko wyszła ze sklepu, natychmiast zaczęła ją jeść. Gdy wpychała do ust ostatni kęs, ktoś ją zawołał.

Zosia odwróciła się i zobaczyła Tomka z równoległej klasy.

– Cześć – powiedział. – Wychodzisz?

Zosia nie mogła odpowiedzieć z pełnymi ustami. Przełknięcie suchej bułki nie było proste.

Tomek wyciągnął ze sportowej torby plastikową butelkę z wodą i podał jej.

– Popij, jeżeli się nie brzydzisz, bo się zakrztusisz.

Zosia spojrzała na niego z wdzięcznością i wzięła butelkę. W końcu kawałek przemknął przez gardło.

– Dzięki – powiedziała, oddając butelkę Tomkowi, i już chciała iść dalej.

– Twój dom jest chyba w drugą stronę – zauważył.

– Nie twój interes – warknęła.

– Już ciemno, samotne spacery nocą nie są bezpieczne, a sklepy zaraz zamkną. Chodź, odprowadzę cię.

Zosia pomyślała chwilę i powoli ruszyła obok niego w stronę domu. Rozmawiali o nadchodzących zawodach Tomka, treningach i nauczycielach. Na zakręcie do jej bloku zatrzymała się.

– Tu mieszkasz? Nie chcesz iść do domu? Rodzice dają w kość? Znam to – uśmiechnął się Tomek.

– Rozwodzą się – cicho powiedziała Zosia.

– Rozumiem. Kiedy tata odszedł, też przeżywałem. Kłócili się tak, iż choćby uciekłem z domu. Myślałem, iż jak mnie będą szukać, to może się pogodzą. Wspólne zmartwienie zbliża ludzi.

– I co? – zainteresowała się Zosia.

– Pogodzili się, szukając mnie. Ale tata i tak odszedł. Spędziłem wtedy parę nocy w piwnicy, zanim policja mnie znalazła. Ohydny zapach długo mnie prześladował, choć wszystkie ubrania prałem.

– A tata? – Zosia wpatrywała się w Tomka szeroko otwartymi oczami.

– A co tata? Ma młodą żonę. Ładną, ale jędzę. Mama jest lepsza – odparł.

– A ona… ma kogoś? Twoja mama?

– Co? Faceta? Nie. Ma mnie. Choć nie miałbym nic przeciwko, gdyby wyszła za mąż. Ale kochała tatę.

–Zosia zrozumiała, iż czasami najtrudniejsze burze prowadzą do najpiękniejszych tęcz, i choć droga była wyboista, jej rodzina w końcu odnalazła spokój.

Idź do oryginalnego materiału