Zimowa pułapka

twojacena.pl 5 dni temu

**Śmiertelna Trasa**

Koła pociągu podmiejskiego wesoło stukotały po szynach. Wzdłuż torów ścianą stały rozłożyste świerki, przez gałęzie których przebijało się niskie słońce. Grupa studentów medycyny żywo dyskutowała o czymś, a ich narty stały przy wejściu do wagonu.

Inicjatorem wyjazdu był Tomek Nowak – przystojniak o sportowej sylwetce, duma uczelni, mistrzowski kandydat w narciarstwie biegowym. Każdej zimy reprezentował szkołę w zawodach i nigdy nie zajął miejsca niższego niż drugie. Jego ojciec miał wysokie stanowisko w miejskim urzędzie. w uproszczeniu – lokalna gwiazda.

Tuż przed sylwestrem Tomek zaproponował grupie wyjazd do ośrodka w lesie. Mało kto o nim słyszał, ale zapewniał dobrą zabawę i narciarskie szaleństwo. Większość się zgodziła, choć poza Tomkiem nikt nie był zapalonym narciarzem. Ale kto by odmówił wycieczki w góry?

Kasia stała na nartach tylko na lekcjach WF-u w szkole. Ale jak odmówić, gdy sam Nowak ją zaprasza? Poszłaby na koniec świata, byle tylko być przy nim.

W wagonie przytuliła się do jego ramienia, upojona szczęściem, nie zauważając, jak Adrian Kowalski rzucał w jej stronę zazdrosne spojrzenia. I nie tylko on. Ania też nerwowo zerkała na Tomka i Kasię. „Co on w niej widzi?” – mówił jej wzrok.

Kasia sama się dziwiła. Tyle wokół pięknych dziewczyn, a wybrał ją – skromną, choć prymuskę. Niedawno choćby wspomniał, iż po studiach się pobiorą. Jego wpływowy ojciec wymógł na synu obietnicę, iż ślub będzie dopiero po dyplomie, ani dnia wcześniej. W przeciwnym razie nie pomógłby mu dostać pracy w najlepszym szpitalu w Warszawie.

Do końca studiów zostało półtora roku. Wiele mogło się zmienić. Ale Kasia nie myślała tak daleko. Przytulona do Tomka w pociągu, czuła się najszczęśliwszą istotą na świecie.

Wysiedli i oniemieli przed pięknem ośnieżonego lasu, w którym ukryty był ośrodek. Mróz orzeźwiał. Wesoło maszerowali z nartami na plecach, ciesząc się dniem, młodością i nadchodzącym sylwestrem.

Zakwaterowani w drewnianych domkach, od razu poszli na trasę, by się rozgrzać.

– Najpierw mała pętla – pięć kilometrów. Telefony przy sobie, dzwońcie, jeżeli coś się stanie. Ale tu spokojnie, zwierząt nie ma. Trasa przygotowana – Tomek wskoczył na narty, które zaczynały się tuż za głównym budynkiem.

Kasia nie śpieszyła się, by iść za nim. Wiedziała, iż kiepsko jeździ, tylko zwolni grupę. Stanęła na końcu. Za nią zajął miejsce Adrian. Tomek to zauważył, ale nic nie powiedział.

Kilka osób z Tomkiem na czele gwałtownie zniknęło w lesie. Kasia została w tyle. Narty ślizgały się po ubitej trasie, nogi bolały, dłonie zdrętwiały. Łapała ustami mroźne powietrze. Za sobą słyszała szelest nart Adriana.

– Wyprzedzaj! – krzyknęła, oglądając się.

Ale on sunął powoli za nią. Kasia już żałowała, iż w ogóle poszła. Lepiej zostać w ciepłej chacie z herbatą… Nagle tuż obok trzasnęła gałąź, jakby coś przedzierało się przez zarośla. Kasia drgnęła, straciła równowagę i upadła. Pod nią coś chrupnęło, w oczach pojawiły się iskry bólu, krzyknęła.

– Co się stało? – Adrian był przy niej.

– Noga… – jęknęła przez zaciśnięte zęby.

Adrian ukląkł, delikatnie dotknął łydki. Kasia wzdrygnęła się i krzyknęła.

– Złamanie. – Siegnął po telefon, ale nie miał zasięgu. Zaklął pod nosem.

– Tomek gwałtownie biega. jeżeli zrobi drugie okrążenie, będzie tu niedługo.

– Mówił, iż tylko jedno… – szepnęła Kasia, łzy spływały jej po twarzy.

– Jesteśmy w połowie trasy. Daleko. Musimy czekać. Wytrzymasz?

Siedziała na śniegu, trzęsąc się z zimna.

– Sprawdzę dalej, może złapię zasięg. Nie odejdę daleko.

Kasia milczała. Adrian odjechał trochę, sprawdził telefon i nagle zawołał:

– Mam sygnał!

Po rozmowie wrócił. – Tomek już idzie. Trzymaj się.

Zauważył, iż Kasia drży, zdjął kurtkę i okrył ją. Skinęła głową. Po chwili Adrian też zaczął marznąć, skakał, by się rozgrzać. Wreszcie na trasie pojawił się Tomek.

– Co się stało? – spytał, podjeżdżając.

Za nim ciągnął plastikową płachtę, jak do zjeżdżania.

Kasia trzęsła się tak, iż nie mogła mówić.

– Zdejmiemy narty i położymy cię tu – tłumaczył, jak dziecku.

– Służbowy skuter gdzieś pojechał, drugi zepsuty. Będziemy ciągnąć ją do ośrodka – rzucił do Adriana.

Każdy ruch wywoływał u Kasi krzyk. Tomek w końcu nie wytrzymał:

– Pomóż nam, bo tu zamarzniemy!

Adrian milczał, wiedział, iż to tonący brzytwy się chwyta. W końcu ułożyli Kasię na płachcie.

– A teraz w drogę – Tomek zarzucił pas i ruszył, ciągnąc ją, jakby ważyła nic. Adrian wlókł się za nimi.

Gdy dotarli do ośrodka, Adrian nie czuł już twarzy. Ktoś nacierał mu policzki wełnianą skarpetą, podał kubek gorącej herbaty. Kasia leżała na kanapie z opatrzoną nogą. Dostała zastrzyk przeciwbólowy, przestała płakać.

Dwie godziny później przyjechało pogotowie. Oboje wsiedli. Kasia czekała, iż Tomek też pojedzie, ale on tylko rzucił: – Nie zostawię tu ludzi. Zadzwonię, jak wrócę do miasta.

Płakała pół drogi. Złamanie było proste, bez przemieszczenia. Założono gips, zostawiono w szpitalu na kilka dni. Adrianowi opatrzono odmrożenia i odesłano do domu.

Następnego dnia przyszedł do niej z pomarańczami i książką.

– Po co ja tam pojechałam? Cały sylwester w domu… – jęczała.

– Będziemy razem. Z moją twarzą i tak ludzi bym tylko straszył – próbował żartować, ale Kasia była niepocieszona. Marzyła o sylwestre z Tomkiem w jego willi z kominkiem. A teraz… Tomek zadzwonił tylko raz. Czekała do niedzieli, ale nie przyszedł ani wtedy, ani w poniedziałek. DopKasia spojrzała na Adriana i nagle zrozumiała, iż prawdziwe szczęście nie błyszczy jak złoto, ale trwa cicho jak wierne serce, które zawsze było przy niej.

Idź do oryginalnego materiału