«Zimne kotlety, gorące serce: Dlaczego mama odeszła z niemowlęciem i nigdy nie wróciła»

polregion.pl 6 godzin temu

W kuchni unosił się zapach smażonych kotletów schabowych. Kasia sprawnie przewracała je na patelni, czekając, aż osiągną idealną, złocistą chrupkość. Mały Jaś cicho pochrapywał w łóżeczku w sąsiednim pokoju. Dzień był wyczerpujący – bezsenna noc, pranie, sprzątanie, gotowanie, znowu pieluchy. I wszystko to w pojedynkę.

Nagle – krzyk. Ten płacz, od którego matkom krew ścina się w żyłach.

— Marek, zajmij się Jasiem! — krzyknęła Kasia, nie odwracając się, licząc jednak na reakcję męża.

Cisza.

Rzuciła łopatkę, zostawiła patelnię na kuchence i pobiegła do pokoju. Wzięła synka na ręce, przytuliła, uspokoiła. Gdy wróciła, poczuła – kotlety się przypaliły. Gorzki zapach rozpełzł się po kuchni.

— No cóż, kotlety do śmietnika. Dzięki, Marek — powiedziała z goryczą.

Jaś znów zaczął marudzić. A Marek? Siedział jak przyklejony przed telewizorem. Leciał jego ulubiony mecz.

— Marek! Nic nie zdążę! Zajmij się dzieckiem! — krzyknęła Kasia, podnosząc głos. I wtedy z pokoju rozległ się entuzjastyczny okrzyk:

— GOOOOOOOL!!!

Na ten krzyk Jaś rozpłakał się jeszcze głośniej.

Kasia znów pobiegła do synka, przytuliła go mocno. Już nie czuła zmęczenia – w środku wszystko w niej kipiało. Wróciła do kuchni, usiadła przy stole, zamykając oczy. Potem podeszła do męża.

— Marek, proszę. Weź Jasia na spacer. Muszę skończyć w kuchni, a poza tym chociaż chwilę odetchnąć…

— Co ty, nie widzisz? Jestem zajęty! — odparł, nie odrywając wzroku od ekranu.

— Wystarczy. Mam dość — powiedziała lodowato. — Ciesz się swoją wolnością, Marku. Wychodzę. Do mamy.

Spakowała rzeczy, zabrała malucha. Przy wózku pomógł sąsiad – akurat wychodził z klatki. Po godzinie Kasia stała już pod drzwiami rodzinnego domu.

— Mamo, pobędziemy z Jasiem u ciebie. Troszkę. — Głos jej drżał, ale w oczach była determinacja.

— Zostańcie, ile trzeba — odparła matka. — Pokłóciliście się?

— Nie. Po prostu jestem zmęczona. Jesteś na urlopie – pomóż mi trochę, dobrze?

Wieczorem zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu – „Marek”.

— Kasia, gdzie ty poszłaś? — zapytał zdezorientowany.

— Powiedziałam ci wszystko, gdy wychodziłam. A może piłka była ważniejsza?

— Nic nie słyszałem… — zamruczał.

— No właśnie – w tym problem. Nie słyszysz. Mnie. Naszego syna. Tylko siebie i piłkę na boisku.

— Znów się zaczyna — burknął i rozłączył się.

Po godzinie – kolejny telefon:

— A gdzie obiad? Dlaczego go nie ma?

— A dlaczego ty mi nie pomogłeś? Nie zdążyłam. Wiesz dlaczego? Bo wszystko na mojej głowie.

— I kiedy wrócisz?

— Nie wiem. Może za miesiąc. Może za dwa.

— To po co w ogóle za mąż wychodziłaś, skoro od mamy odejść nie potrafisz?!

— Po co? — podniosła głos. — Żeby gotować ci, sprzątać, prać i słuchać o twojej piłce?! Całe dzieciństwo o tym marzyłam! Prawdziwa bajka!

— A ty chcesz, żebym się „babskimi” rzeczami zajmował? Nigdy! Raczej się rozwiodę, niż stanę pod pantoflem!

— No to idź. Rozwód. — Odcięła połączenie.

Matka, która siedziała w sąsiednim pokoju, podeszła:

— Jednak się pokłóciliście, co?

— Mamo… ja nie jestem służącą. Mam nieprzespane noce. Nie proszę o wiele – tylko o odrobinę pomocy. A on wrzeszczy: „Rozwód!”. Niech się toczy.

— Kasia, nie rzucaj słów na wiatr. Tak, on nie ma racji. Ale dziecko potrzebuje też ojca. Może nie wszystko stracone.

Minął tydzień. Telefon.

— Kasia, stęskniłem się… Przyjedź — głos męża brzmiał żałośnie.

— Właśnie zaczęłam dochodzić do siebie. Dzięki mamie.

— Więc nie wrócisz? — nagle zmienił ton.

— Wrócę. jeżeli pomożesz. Nie proszę, żebyś w nocy wstawał. Ale w weekendy – proszę. Jesteś ojcem.

— Zapomnij! Jestem facetem, nie babą! Kobiece sprawy – niech kobiety się tym zajmują!

Minął miesiąc. Jaś wreszcie zaczął przesypiać noce. Kasia w końcu odetchnęła. W pewną sobotę podeszła do matki:

— Mamo, pojadę do Marka. Spróbuję się pogodzić. Potem razem po Jasia przyjedziemy.

— Najwyższy czas, córeczko. Spróbuj jeszcze raz.

Kasia wróciła do domu. Klucz wciąż miała. Otworzyła drzwi. Zdjęła buty. I wtedy zobaczyła w przedpokoju damskie pantofle.

Serce zamarło.

Weszła do sypialni. Tam, na łóżku, był on. I nie sam.

Cicho się odwróciła, blada jak ściana.

— Kasia! Czekaj! To nic poważnego! Ja… ja tylko ciebie kocham! — rzucił się za nią zdezorientowany Marek.

Nawet się nie odwróciła. Te słowa już nic nie znaczyły.

Mogłaby wybaczyć wiele – obojętność, lenistwo, choćby jego piłkarską manię. Ale nie zdradę. Nie przy żywym synu. Nie w domu, do którego chciała wrócić z nadzieją.

Czasem kobieta potrzebuje tylko jednego – by ją usłyszano. Nie dla krzyków. Ale dla ciszy, w której dziecko śpi spokojnie. Dla domu, w którym nie ciągnie wszystkiego sama. Dla mężczyzny, który nie boi się wziąć na ręce i dziecka, i swojej żony.

Ale jeżeli mężczyzna zamiast tego trzyma pilot, a nie odpowiedzialność – wtedy nie dziw się, iż pewnego dnia odejdzie. I nie wróci.

Nawet jeżeli kotlety już dawno się nie przypalają.

Idź do oryginalnego materiału