Zepsute geny

twojacena.pl 3 godzin temu

Zepsute geny

Agnieszka weszła do mieszkania, postawiła ciężkie torby na podłodze i głośno westchnęła.

— Jest ktoś w domu? — krzyknęła w stronę pokoju. — Dwóch mężczyzn w domu, a torby sama noszę — burknęła pod nosem. — Wszyscy chcą jeść, ale gdy trzeba pomóc, nikogo nie ma — dodała głośniej, by na pewno usłyszeli.

Rozbierała się też hałaśliwie, wzdychając i jęcząc. W końcu w drzwiach pojawił się syn.

— Weź te torby i zanieś do kuchni. Tata jest w domu?

Krzysiek podniósł torby z podłogi.

— Telewizję ogląda — rzucił przez ramię.
Mógłby nie wspominać o telewizorze. Matka nie pytała, co ojciec robi. Ale niech i on dostanie swoją porcję matczynego humoru.

— O co krzyczysz? — W drzwiach stanął ojciec rodziny.

— O nic. Jestem zmęczona — warknęła Agnieszka. — Odpocznę pięć minut i zrobię obiad. Wszystko sama. Moglibyście chociaż makaron ugotować. — Wsunęła nogi w kapcie i zgasiła światło w przedpokoju.

— Nie powiedziałaś. Ugotowalibyśmy, prawda, Krzysiu? — mąż, wyczuwając początek kłótni, gwałtownie zaciągnął syna na swoją stronę.

Z kuchni dobiegało tylko szelest toreb i dźwięk zamykanej lodówki. Krzysiek postanowił zachować neutralność. Tak było bezpieczniej.

— Więc nie ugotowaliście — westchnęła Agnieszka. — Gdybym miała córkę, sama by się domyśliła, co robić. A z was żadnego pożytku — mruknęła, przechodząc obok męża do kuchni.

— Aga, jesteś zmęczona, rozumiem, ale po co się na nas wyżywasz? Nie jestem jasnowidzem, nie zgadnę, czy ugotować makaron, czy ziemniaki. Powiedziałabyś, to byśmy ugotowali, do sklepu byśmy poszli. Ja też dopiero co wróciłem z pracy, też jestem zmęczony, na marginesie… — Mąż przeciął powietrze krawędzią dłoni i zniknął w pokoju.

— Właśnie o to mi chodzi. Wszystko wam trzeba mówić. Lepiej leżeć na kanapie — mruczała Agnieszka, ale już bez złości, raczej do siebie.
Nie chciała awantury. Nie miała już na to sił. Po prostu nie potrafiła się od razu uspokoić.

— Dzięki, synku, idź odrabiać lekcje, resztę sama…

Krzysiek natychmiast pobiegł do komputera. Agnieszka otworzyła lodówkę, pokiwała głową i zaczęła przekładać produkty z półki na półkę. Wypuściwszy parę, się uspokoiła. Męża i syna uwielbiała, po prostu dziś trafiła kosa na kamień. Gotowanie to nie męska sprawa.

Po kolacji zebrała resztki makaronu z patelni do pudełka, dodała kotleta. Chciała włożyć jeszcze jeden, ale się rozmyśliła.

— Znowu niesiesz Sieleckim? Uważaj, rozpuścisz, a potem sama będziesz narzekać, iż ci na karku siedzą — skarcił ją mąż, mszcząc się za wcześniejsze burczenie.

— Nie Sieleckim, tylko Zosi. W domu pewnie choćby jeść nie ma. Matka wszystko przepija. Szkoda dziewczyny. Widziałam, jak prowadziła pijaną matkę do domu. Ta choćby na nogach nie stała. Zosia jest mądra, dobra, tylko z rodzicami sięDni mijały, a Krzysiek i Zosia, choć z różnych światów, znaleźli w sobie to, czego szukali — nadzieję na lepsze jutro.

Idź do oryginalnego materiału