Zemsta na niewiercego męża

newskey24.com 3 tygodni temu

Tamten wieczór podzielił życie Grażyny na „przed” i „po”.

— Rozumiesz, Grażyno, spotkałem inną. Pasujemy do siebie idealnie. Romantyka! Nie to, co u nas — raz do roku i to od święta — oświadczył Wiesiek, zdejmując z palca obrączkę.

Mówił to z przekąsem, jakby problem leżał wyłącznie po jej stronie. Grażyna wysłuchała w milczeniu. Nie błagała, nie płakała, nie zatrzymywała. Puściła.

— Nic nie będziemy dzielić. Mieszkanie moje, przedmałżeńskie, auto też. Psa tym bardziej nie oddam. Choć wzięty w małżeństwie, to moja odskocznia — powiedziała chwilę później.

— Mnie tam pies obojętny. Zabieraj. Ale auto i mieszkanie bym podzielił.

— Gdybyś za nie płacił — przerwała Grażyna. — A tak — nie miej pretensji.

Wiesiek próbował coś udowodnić, ale w końcu wyszedł. A ona została — z psem, Burem, i z pragnieniem zemsty. Za wszystko.

Grażyna ciężko przeżywała zdradę.

— Chyba nigdy już nikomu nie zawierzę — zwierzała się przyjaciółce.

— Nie pojmuję, jak mogłaś go tak łatwo wypuścić. Trzeba było dać mu nauczkę.

— Jak?

— Przytrzymać, ile sił, a potem rzucić.

Grażyna tylko wzruszyła ramionami.

— Zemsta to danie, które podaje się na zimno. Poczekaj, sam się niedługo pojawi.

— Skąd ta pewność?

— Bo byliście razem siedem lat, a ta Kinga to tylko przelotny romans z siłowni. I do tego o piętnaście lat młodsza. Wiesiek rychło zrozumie swój błąd.

I tak się stało.

Minęły ledwie trzy miesiące, gdy Wiesiek zjawił się na horyzoncie.

— Jesteś w domu? Akurat przejeżdżam, wpadnę.

— Po co?

— Zostawiłem u ciebie ulubioną parasolkę. Jesień za pasem, przyda się.

— No to zabieraj… — Grażyna nie sprzeciwiała się, pozwalając byłemu przeszukiwać szafy w poszukiwaniu zapomnianych przedmiotów. Widziała, jak mężczyzna się męczył. Zdawało się jej, iż wręcz szuka pretekstów do wizyt.

Gdy wyniósł już ostatni gwóźdź, znalazł nowy powód:

— Grażyno, zaraz przyjadę. Czekaj.

— Coś jeszcze zapomniałeś? — zdziwiła się, zacierając ręce z satysfakcją, iż były mąż zachowuje się tak, jak przewidziała przyjaciółka.

— Bura dawno nie widziałem. Tęsknię za nim. On pewnie też.

— Bur? Za tobą? Oczywiście, iż nie! Myślisz, iż psy i kobiety czekają na tych, którzy je zdradzili?

— I tak wpadnę. Kinga zamknęła drzwi na klucz, którego nie mam, i pojechała na fitnessową imprezę. Muszę gdzieś przeczekać do jutra.

— Jedź do hotelu.

— Ale… mogę chociaż na kolację wpaść?

— Dobrze — ulitowała się Grażyna.

Wiesiek przyjechał.

— Twoje ziemniaki z grzybami… Za nie sprzedałbym duszę! — zachwycał się, pałaszując danie byłej żony. — U Kingi wszystko takie… mdłe. Wiecznie na diecie. Poprosiłem, żeby usmażyła ziemniaki, a tu awantura! Krzyczy, iż jestem gruby…

Grażyna wybuchnęła śmiechem. Były mąż wyglądał żałośnie. W ciągu tych trzech miesięcy „wspaniałego” związku nie tylko schudł, ale jakby się skurczył. To „kurczenie” dodało mu dobrych dziesięć lat.

— Jedz. Powinieneś wręcz przytyć — powiedziała, krojąc spory kawał mięsa dla Bura. Wiesiek śledził wzrokiem ten kęs, myśląc, iż pies Grażyny je lepiej niż on u Kingi.

— Już czas — oznajmiła, widząc, iż były się najadł i rozsiadł przed telewizorem. Zupełnie jak dawniej.

— Daj się człowiekowi zrelaksować! Dawno nie miałem tak miłego wieczoru.

— Mam swoje sprawy, wybacz.

— Naprawdę? — Wiesiek zmrużył oczy. Nie mógł uwierzyć, iż jego wierna Grażyna mogłaby znaleźć kogoś innego.

— Mam randkę — odparła, obserwując jego reakcję.

— Z kim?

— Nie twój interes. Zwolnij miejsce. I kanapę. Będzie nam potrzebna.

Twarz Wieśka wydłużyła się. Musiał jednak zebrać się w sobie i wyjść. Liczył, iż Grażyna ze starego przyzwyczajenia „zapewni” mu nie tylko kanapę, ale i ciepło, troskę i czułość.

Pakując się, rzucił mimochodem:

— Kłamiesz, Grażyna. Nikt do ciebie nie przyjdzie.

— A to czemu?

— Gdyby przyszedł, dawno naprawiłby kran. Każdy szanujący się facet nie zostawiłby ukochanej kobiety w takim stanie.

— Moi mężczyźni przychodzą tu nie po to, by naprawiać krany, ale dla przyjemności. Więć spadaj, Wiesiek. Naprawiaj krany u Kingi. Tylko coś mi się zdaje, iż tam wszystko leży. Ten kran u mnie przeciekał jeszcze za twoich czasów, a ty choćby palcem nie kiwnąłeś.

— Nie umiem. Za to w innych rzeczach jestem dobry.

— choćby się nie umywasz do mojego nowego — powiedziała i zatrzasnęła drzwi przed nosem Wieśka.

Z satysfakcją patrzyła przez wizjer, jak się wierci i w końcu odchodzi.

Zadzwonił po paru dniach.

— Czego chcesz?

— Po prostu tęsknię. Byliśmy razem tyle lat. To chyba nawyk.

Początkowo Grażynie schlebiało, iż były skarży się na Kingę, iż przychodzi i znów staje się od niej zależny. Robiła wszystko, by widział, jak dobrze jej się bez niego żyje… ale teraz Wiesiek zaczął ją męczyć. Z każdą wizytą uświadamiała sobie, iż uczucia wygasły. Że nie czuje choćby nienawiści, a chęć zemsty zniknęła.

— Co mam robić? Jak się go pozbyć? — spytała przyjaciółki.

— Zemścić się. Czas nadszedł.

— Wiesz, kochanie… Chyba już sam się ukarał. Z tą Kingą jest nieszczęśliwy, a ja nie chcę go brać z powrotem, choćby po to, by potem rzucić.

— W takim razie po prostu go ignoruj. Nie wpuszczaj i nie odbieraj.

Grażyna spróbowała… Ale było tylko gorzej. Wiesiek obudził w sobie instynkt zdobywcy. Zrozumiał, iż była żona mu się wymyka, a „zapasowe lotnisko” zostało zamknięte.

Zaczęły się telefony z różnych numerów, czekanie pod drzwiami, wizyty w pracy z kwiatami i prezentami.

— Wiesiek, przestań. Naprawdę mam nowe życie — była wTrzy miesiące później Grażyna i Michał stali pod tym samym parasolem, obserwując, jak Bur tarza się w jesiennych liściach, a w oddali Wiesiek z przepoconą twarzą dźwigał siatki z zakupami dla Kingi, która krzyczała, by się pospieszył.

Idź do oryginalnego materiału