**Nauczyła męża**
Kropla wody spadała z kranu dokładnie na środek zaschniętej jajecznicy tik, tik, tik.
Ewa zastygła przy zlewie, ściskając w dłoni gąbkę.
Wczorajsza patelnia spoglądała na nią wyrzutem, otoczona żółtymi smugami i okruchami chleba.
Obok piętrzył się talerz z rozsmarowanym masłem, kubek z brązową obwódką po kawie, nóż lepki od dżemu.
Antek już odjechał do pracy w swojej wysłużonej Fiacie, zostawiając po śniadaniu ten sam, codzienny martwy natura.
Wszystko to cierpliwie czekało na jej ręce tak jak każdego ranka przez ostatnie trzy lata.
Znów to samo pomyślała Ewa i odruchowo przekręciła kurek.
Gorąca woda zasyczała, a na dnie patelni pojawiła się piana.
Ewa namoczyła gąbkę, wycisnęła na nią odrobinę płynu i zabrała się do roboty.
Trzy miesiące temu po raz pierwszy poprosiła Antka, żeby pomógł z naczyniami.
Wtedy tylko zdziwionym wzrokiem spojrzał na nią, jakby proponowała mu namalowanie fresków w Kaplicy Sykstyńskiej albo naukę chińskiego.
Ewka, przecież to drobiazg powiedział, nie odrywając wzroku od telewizora, gdzie leciał mecz. Pięć minut i po sprawie.
Pięć minut. Każdego ranka. Każdego wieczora. Ewa namydlała gąbkę, w myślach licząc: w ciągu roku z tych drobiazgów uzbiera się trzydzieści godzin. Cały tydzień pracy spędzony nad zlewem.
Patelnia nie poddawała się łatwo. Zaschnięty tłuszcz wymagał siły, skrobaka i cierpliwości.
Żółtko wżarło się w teflon, zostawiając żółte zacieki. Ewa szorowała uparte plamy i przypominała sobie wczorajszy wieczór: Antek rozwalony na kanapie z telefonem, przewijający media społecznościowe, podczas gdy ona sama sprzątała po ich wspólnej kolacji.
Antosiu zawołała wtedy ostrożnie, starając się nie brzmieć jak wyrzut może sam umyjesz swój talerz?
Nie oderwał wzroku od ekranu. Kciuk automatycznie przewijał posty twarze, koty, memy.
Zaraz… mruknął roztargniony, choćby na nią nie patrząc. Widzisz przecież, jaki miałem dzień.
Dzień. U niego zawsze był jakiś dzień. Projekty płonęły, klienci dzwonili, szef żądał raportów.
A u niej co? Wakacje? Spa? Ewa też pracowała może w małej księgowości, może za mniejsze pieniądze, ale osiem godzin dziennie, jak wszyscy.
Ewa odstawiła czystą patelnię na suszarkę i sięgnęła po kubek. Fusy rozmiękły, zamieniając się w brunatną papkę.
Szorowała porcelanę twardą stroną gąbki, zastanawiając się, dlaczego aż tak ją to denerwuje.
Nie chodziło przecież o samą czynność to tylko dziesięć minut. Chodziło o to, iż Antek po prostu nie widział jej wysiłku.
Dla niego brudne talerze znikały same, a czyste materializowały się w szafce jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Tak jak pranie w pralce zamieniało się w wyprasowane koszule na wieszakach.
Jak zakupy w lodówce stawały się gorącą obiadową porcją.
Jak kurz znikał z mebli, a podłogi stawały się czyste bez udziału mopa.
W jego świecie dom funkcjonował jak oczywistość jak prąd w gniazdku czy woda w kranie.
Naciskasz włącznik jest światło. Odkręcasz kurek leci woda. Wracasz do domu czysto, pachnąco, wszystko na swoim miejscu.
Potrzebuję twojej pomocy powiedziała tydzień później, gdy zostawił w zlewie nie tylko talerz, ale i garnek po barszczu.
Trzylitrowy, emaliowany garnek z przyklejonymi do ścian resztkami zupy. Nie pieniędzy, nie prezentów. Po prostu żebyś zauważał, co robię. I pomagał.
Antek oderwał wzrok od laptopa, w którym coś pisał do pracy. Na jego twarzy malowało się szczere zdziwienie, niemal uraza.
Co w tym takiego? Chwila roboty! Mam projekt na głowie, klienci od wczoraj wiszą na telefonie, a ty z jakimś garnkiem
Chwila roboty. Ewa patrzyła na jego twarz otwartą, lekko zirytowaną, zupeI tak w końcu zrozumiał, iż porządek w domu nie bierze się znikąd, a szacunku dla cudzej pracy nie da się zmierzyć w minutach.