Zemsta
Marek dorastał jako spokojny i inteligentny chłopiec. Rodzice nie szczędzili środków dla swojego jedynaka, opłacając liczne zajęcia pozalekcyjne, by wyrósł na wszechstronnie wykształconego człowieka. Chłopak trenował judo, grał w szachy i dobrze rysował. Z czasem zaczął też grać na gitarze.
Gdy rówieśnicy zabierali dziewczyny do kina, bawili się tanim winem i papierosami, Marek siedział w domu, przebierając akordy i śpiewając zachrypniętym głosem.
Rodzice marzyli o świetlanej przyszłości syna. W małym miasteczku liczącym czternaście tysięcy mieszkańców nie było perspektyw. Po maturze Marek bez trudu (dzięki świetnym ocenom) dostał się na prestiżową informatykę na uniwersytecie w Krakowie.
Dzień przed rozpoczęciem studiów ojciec zawiózł go do siostry, u której chłopak miał zamieszkać. Wujek zmarł rok wcześniej, a dzieci już się usamodzielniły. W akademiku było zbyt głośno i pełno pokus, które mogłyby odciągnąć go od nauki. Matki nie zabrali, by uniknąć długich pożegnań. Ojciec zostawił trochę pieniędzy i odjechał.
Marek po raz pierwszy został sam. Ciotka mało interesowała się jego sprawami, dbając jedynie, by był najedzony i wracał przed nocą.
Wolni od rodzicielskiej kontroli koledzy z roku rzucili się w wir imprez, często opuszczając zajęcia. Marek trzymał się na uboczu – nigdy nie miał przyjaciół i nie przepadał za zabawą. Od pierwszego dnia jego uwagę przykuła Kinga, piękna blondynka.
Chłopaki szeptali, iż Kinga wybrała „męski” kierunek tylko po to, by znaleźć bogatego męża. Uczyła się słabo, ale wykładowcy rzadko stawiali jej pały. Takiej dziewczynie wiedza była niepotrzebna. Przyjemnie było na nią patrzeć, tłumaczyć materiał, poprawiać jej błędy, muskając przy tym ramię.
Ale Kinga nie narzekała na brak adoratorów. Uważała Marka za nudnego kujona i ignorowała go. O czym miał z nią rozmawiać? O muzyce, szachach czy nudnej informatyce? W każdym razie nie był w jej typie.
A on cierpiał z powodu nieodwzajemnionej miłości. Marzył, by być przy niej na zajęciach, w akademiku. Podczas kolejnej wizyty w domu oświadczył rodzicom, iż chce mieszkać w akademiku. U ciotki było za daleko, tracił czas na dojazdy. Wybuchła awantura – ojciec krzyczał, matka płakała.
Ale Marek obiecał, iż nie zaniedba nauki, iż można mu zaufać. I tak patrzono na niego krzywo – jako jedyny w grupie mieszkał na mieście. Rodzice musieli się pogodzić z decyzją.
Marek był w siódmym niebie. Teraz mógł widywać Kingę nie tylko na wykładach (na które rzadko chodziła), ale i wieczorami w akademiku. Wymyślał preteksty, by do niej zajrzeć. ale Kinga wciąż pozostawała obojętna.
Nawet gdy przebywali w tym samym towarzystwie, odmawiała tańca, uciekała na balkon zapalić. Marek też zaczął palić, ale to wcale nie przybliżyło go do blond piękności.
Próbą stały się wakacje, gdy na dwa miesiące wrócił do domu, nie mogąc jej widywać. Cierpiał, męczył się i liczył dni do rozpoczęcia roku. Tak minął kolejny rok.
Marek uczył się świetnie, wykładowcy chwalili go i wróżyli wielką karierę. Gdy 31 sierpnia wrócił do akademika (matka nie chciała go wcześniej wypuścić), dowiedział się, iż Kinga wyszła za mąż. Ta wiadomość odebrała mu sen. Wybrankiem został starszy kolega, sportowiec, duma uczelni – Krzysztof Nowak.
Kinga zniknęła z akademika. Zamieszkali w jego mieszkaniu. Marek mógł ją teraz widywać tylko na zajęciach, obserwując z daleka. Pewnego dnia przed sesją poprosił ją o notatki.
„Poproś kogoś innego. Ja też muszę się uczyć” – odmówiła.
„KolinMarek podszedł do okna, patrząc na śnieg za szybą, i zrozumiał, iż zemsta nigdy nie przynosi szczęścia, tylko pustkę — a Kinga, choć teraz była blisko, tak naprawdę odeszła dawno temu.