Żegnaj, moja ukochana teściowo

newskey24.com 3 miesięcy temu

Cześć, mamo, już tu jesteśmy? Zofia Wioletta porządnie rozsiadwała nad stolem białe jabłeczne ciasteczka z kurczakiem i makiem, przyozdabiając je drobno pokrojonym szczypiorkiem. Może herbatę z wódką, czy jeszcze coś przewidywalniejszego?

Mamo, to z wódką rano? Kasia uniosła brwi, ale jej oczy zabłyśły ciekawie. Jakoś jednak można poczekać. Weekend na całej linii?

Przecież to przypadek! Zofia Wioletta zuchwale podniosła ręce. Boże, pół roku bez was?! Musimy to świętować!

Adam, stojąc przy oknie, zaniepokojony westchnął, ale dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności żona i teść o niczym nie wiedzieli. Wśród legnickich ulic, wśród śpiewających ptaków, minęli schonkowe miasteczko, w którym Kasia miała tęsknić za matką, a Adam… doświadczać więzienia uczynności. Budzi się namiętnie, jak tylko trafi na ziemię babciową, szepnął w myślach, patrząc, jak córka mamusi rzucila się na ich karki, wydzielając choćby parę łez rozjuszenia.

Mamo, przyniosłam Ci na zakupy Kasia pokazała torbę.

No no, ale najpierw na siebie! Czy ona się karmi? Patrz, Adam, twoja żona to czapla!

Karmimy, Zofio. Trzy razy dziennie, godzinowo, jak w kalendarzu.

Taki chłop! Zofia Wioletta machnęła dłonią w stronę Adama, gardząc podziemiem. A sam aż Cię zaschnął. Ale zaciśnij zęby znów trzeba z nimi pić herbatę!

Zofia uciekła na kuchnię, a Kasia, przyciszając głos, szeptnęła:

Adam, zrób jej to choć na chwilę! Tyle mamy tylko, tyle…

Ty Adam przerwał, tak jakby powiedział dzień, ale to był błysk przeklętej wyznaczonych czterdzieści osiem godzin.

Za szumem zabranych butelek, za chrzęstem herbacianek, pojawił się Janusz Jarosław, ojciec Kasi, z manierą znaconej panienki z półwieczowego hebanowego garnka. Synu, stawiasz karcz, lecimy na ryby!

Adam westchnął z ulgą wśród rybaków i łowców myszy istniał co najmniej język pozwalający uniekać dręcących wyzwań.

Z radością! parsknął, aż dłonie zadrżały.

O cholera, ja przyniosę Pietrze z porcelanową cybek! Zofia Wioletta wycofała się z barkiem, a Janusz spokojnie zauważył: Czasem nieprzyjemnie, to moda radzić. No chodź, synu.

Ale chwilek! Zofia wróciła z buszem, właśnie nieszczególnie wielką butelką z czerwonym Wigrem i smętnymi filiżankami.

Tu się piekło spoczęło, bo jesteście tu nad długo. Odwrócę się, a ona szlifuje wasze życie!

Ja znowu uciekam, cicha walka… Janusz mruknął Adamowi. Nie no, idź, może się uciechimy choć w dzień.

Siedzieli przy stole, niebiańsko białym, z drobnymi fiołkami. Adam uśmiechał się wymuszony z minuty na minutę było już trudno.

Pamiętacie, córeczko, jak w piątej chodziłyście z życzeniem ku przybratym choinkom?

Pamiętam, ale to było tylko jednorazowe wygranie.

Nie, przegrałaś! Zofia Wioletta uniosła ręce. Pani Greta z kierownikiem się znała!

Zaczęło się, pomyślał Adam, trąc pić wódkę. Psycholog z dzieciństwa, kolega z uczelni, kiedyś mówił: Liczy do dziesięciu, to czas stłumić krowę. Skrzywił się.

A ten sznuryk szmaragdowy, jak pokroiły Ci w zielony piasek?

Mamo, tok!

Nie zielony, ale pożółkły! Zofia Wioletta zawołała tak, iż choćby Janusz schował się za gazetą, choć był zapieczony obstawką z pogodą.

Synu, daj nogi! Idziemy na rozrywkę, a they.Communicate się sami!

Ale co z wnukami? Zofia zdążyła wprawdzić wódkę. Wszyscy chcieliby! A to, co czekajecie, to właśnie nieszczęście!

Mamo, zaczekajmy, chcemy mieć własne!

A w moim czasie też czekano, dopóki moneta się nie obróciła. Ale teraz nie tylko iż się obróciła, ale i rozpadła na spadki!

Mam 27, Kasia spokojnie odezwał się Adam. Jest sporo czasu.

Sporo? Zofia Wioletta szlochała głośno. Ja z Kasią byłam matką, gdy miała 3 roku!

Nie zmienia to faktu… Adam wstaje.

Idź, synu, pozwolę Ci wypocząć, hmm… Janusz zachwycił się, po chwili dając swego ojcu przykład.

Na zewnątrz było chłodno, ale wiatr nie był szorstki. Adam wciągnął go w pełni jakby to był gust nowej wolności.

Nie bierz to na siebie, synu Janusz jakby się przeprosił. Ona to wszystkim naszym dzieciom, nie tylko Tobie.

A jak to znasz?

Nie znoszę, to jasne. Trzydzieści lat… Gdzie jest ta harmonia?

Kiedy wrócił, z rybami i z nikczym, Kasia była bardziej tępą, jakby zmalała. Zaczynam przypominać ojca, pomyślał Adam.

Wieczorem u Zofii Wioletty był nowy pokaz wnętrza z nosem. Młody biała żelazka, karimatką na światło, mniej wiszących koców.

Widać? Stosunek do szafy schowany jest w tamtą ścianę. A telewizor przez to jeszcze lepiej się widzi!

Kasia kopała, Adam patrzył przez otwarte okno, Janusz robił something w garażu. Najlepsze jest, to przestawiać się! myślał.

Ostatnim posiłkiem był szarżowany pieczony z pieczonym kurkiem, elegancki zupa sercowanego, tyla dagów pieczonych warzyw, miał być popioł, a był pieczonka! Zofia Wioletta przyprowadzila swego charakterowego borsuka.

Co, synu, nie je?

Ona piecze bardzo dobrze Adam szukał słów. Kasia potrafi.

Samą uczyłam, o co chodzi. Ale stu znajdujesz z kuchni?

Mam rutynę, to wszystko.

Rutyna to tylko życie工作者. W moim czasie trzeba było robić ze 8 do 5, a teraz chciałabym więcej czasu w drudziem手册!

Kasia patrzyła smutno, Adam milczał. Zaczynał zrozumieć maszynę, jakim był Janusz Jarosław.

W nocy leżeli na niewielkiej kuferce, mówiąc się cicho, jak dawno nie byli tylko dwie osoby.

Przepraszam, Adam.

Nic, przetrwa.

Ale jak ona przejdzie?

Trzeba będzie, podobnie jak zdrowy czynsz.

Rano, gdy już zbierali się na wycieczkę na widokowe jezioro, Zofia Wioletta weszła w swoim unconventional nowym szlafroku.

Chcicie gdzieś gardzie? To ja zostaję, jakby miał być taki jeszcze raz.

Idziemy, mamo. Dopiero z kimś musimy się pogodzić.

Kasia kiwnęła głową. Adam czuł się zdradzony, ale Janusz nie zostawił mu wyboru.

W wycieczce Adam dowiedział się, iż ojciec Kasi miał smycz z łowem, mówiony tak, iż aż gubiał się weźbami. Bez pudłów i skrętów.

Czemu nie leciał z nami? Mam tu pokoik, papier, fajny zespół.

Wydaje się, iż to była tylko specjalność, a nie dom.

Ciekawie, Januszu. Możesz coś powiedzieć?

Czasem łatwiej dawaj, niż próbować.

Z powrotem znaleźli Kasię w łzach, a Zofię w kuchni, kotłującą cicho.

Co się stało?

Nada, tylko mamo… Jak zwykle.

Znowu o dzieci?

Tak.

Może lepiej uciekniemy?

Nie, nie. To sprowokuje, iż zaraz będzie gorzej.

Wieczorem wszystko się wydarzyło. Zofia Wioletta, jak zwykle, potrafiła mówić o wszystkim, po kolei. Po Kasi, po Adamiemu.

Pani Jarosława, córeczko, oto, już mam wnuka!

Mamo, ja nie…

Być nie może, córko. To się zawsze nie można.

Zofio… Adam zanim zaczął, dźwięk gijoł.

Ja i Kasia… dwa lata próbowań, lekarzy, procedur… To nie idzie!

Tak długo trwała cisza, iż zdaje się, iż świat przestał kręcić.

Czy to prawda? Zofia Wioletta zapytała cicho.

Tak.

Dlaczego mi nic nie mówiła?

Bo to była bo.

Synu, przestań. To bardzo bolesne.

Janusz postawił rękę na chudziutkiej ramieniu Zofii.

Wszystko będzie dobrze.

Na kolejne dni sprawy wygodniły. Zofia Wioletta była cicho, ale jej spojrzenia stawały się cieplejsze. W końcu, gdy odprowadzali ich, rzuciła nakaz:

Do spotkania, synu. Poczekaj na nią i…) nie zapomnij się.

Kasia wJNIKła na chwilę ramię, a Adam czuł, jakby zaczęli nową rozgrywkę żywot, pełen nadziei, ale tym razem z pełnym sercem.

Idź do oryginalnego materiału